„Miasteczko Twin Peaks” wraca!

Jeśli jesteś fanem „Miasteczka Twin Peaks”, możesz chcieć sobie nalać diabelsko dobrej kawy i usiąść – tak zareagował na news o powrocie serialu Davida Lyncha i Marka Frosta „New York Times”. Twórcy i stacja Showtime wczoraj potwierdzili plotki o kontynuacji jednego z najbardziej oryginalnych telewizyjnych tworów wszech czasów.

Serialu, którego dwa sezony nadawane przez stację ABC na początku lat 90. śmieszyły, tumaniły i przestraszały, wyprzedzając przy okazji swój czas. Oraz dzieląc telewidownię na zagorzałych fanów, uwiedzionych surrealistyczną atmosferą pogrążonego we mgle miasteczka, jak agent specjalny Dale Cooper smakiem tutejszej kawy i słynnego na całą okolicę ciasta z wiśniami. Oraz tych, którzy na klimat jak ze snu się nie załapali, nie porwało ich poczucie humoru Lyncha, czarne chaty, czerwone pokoje, tańczące karły, perwersyjne nastolatki, agenci FBI zwierzający się ze swoich pragnień dyktafonowi, starsze panie nierozstające się z pieńkami, UFO, nie przeraziło zło o demonicznej twarzy Boba. Pytanie: „Kto zabił Laurę Palmer?”, weszło na stałe do języka, a sama Laura, postać nie tylko fikcyjna, ale też od początku serii martwa, znalazła się wśród Najbardziej Intrygujących Ludzi 1990 roku magazynu „People”.

Serial Lyncha i Frosta stał się forpocztą produkcji, za jakie dziś kochamy telewizje. Ze skomplikowaną akcją, w którą twórcy wrzucają na równi bohaterów i widzów, nie tłumacząc ani jednym ani drugim, o co chodzi. Toczącą się w miejscu, które samo jest porywającym bohaterem i wydaje się żyć swoim życiem także wtedy, gdy kamery są wyłączone. Z niepodrabialnym, oryginalnym klimatem i postaciami, na które chce się patrzeć nawet gdy na ekranie akurat niespecjalnie dużo się dzieje. „Miasteczka Twin Peaks” nie sposób pomylić z niczym, co było przed i po nim. Dzięki autorskim, pięknym i niepokojącym kadrom Davida Lyncha, jednocześnie słodkiej i wywołującej ciarki na plecach muzyce Angelo Badalamentiego i ekspresyjnemu, stężonemu aktorstwu.

Krytycy widzieli w nim apologię ruchu new age, a nawet propagowanie satanizmu. Recenzenci pierwszych odcinków byli zachwyceni i lekko zdezorientowani: „Telewizja rzadko widywała coś tak dziwnego – lub tak świetnego” – pisał „Time”. „Jak nic, co do tej pory widzieliście w prime time – albo na ziemi” („Newsweek”), „To wystarczy, by przywrócić wiarę w telewizję” (znów „Time”). Twórcy zaś podkreślali, że serial jest także grą z telewizyjnymi gatunkami i z samą ówczesną telewizją. Mark Frost nazwał „Twin Peaks”„kupą kulturalnego kompostu”, bo było mieszanką wszystkiego, co dotąd wydała popkultura. David Lynch ironizował, że nie widzi różnicy między ich serialem a regularnymi produkcjami telewizyjnymi.

Faktycznie, jeśli przyjrzeć się „Modzie na sukces”, dziwności Lyncha nie wydają się już takie dziwne, UFO pojawiło wcześniej w… „Dynastii”, podobnie jak charakterystyczne dla telenowel siostry-bliźniaczki, jedna dobra, druga zła, czy bohaterowie zmieniający w ciągu akcji twarze i tożsamości. Lynch i Frost robią sobie z tego żarty. Podobnie ironicznie traktują rolę kobiet w ówczesnej kulturze masowej, sprowadzającą się zwykle do bycia obiektami męskiego pożądania. Tu jest ono dociśnięte do dechy; bohaterki „Miasteczka Twin Peaks” to piękności o zaokrąglonych kształtach i zamglonych, sennych oczach, niewinne i seksualnie wyzywające jednocześnie, idealny materiał na fantazje erotyczne. „Paris Match” pisał przed premierą serialu we francuskiej telewizji: „Jakby Céline napisał ponownie »Dallas«”.

Czy można ponownie wejść do tej samej wody? Już będący jednocześnie prologiem i epilogiem serialu film Lyncha i Frosta „Twin Peaks: Ogniu krocz ze mną” z 1992 roku wzbudził mieszane uczucia. Gdzieś wyparował klimat, odpowiedzi na mnożone w serialu pytania nie wszystkich przekonywały. Trudno się zatem dziwić, że wczorajsza informacja o kontynuacji serialu wzbudziła zarówno wielki entuzjazm, jak i spore wątpliwości. Z „Twin Peaks” jest jak z miejscami, które zafascynowały nas w dzieciństwie: żyją w naszej wyobraźni, ale zobaczone ponownie w dorosłym życiu najczęściej rozczarowują i sprawiają ból.

Frost w wywiadzie dla TV Line wydaje się świadomy zagrożenia. Podobnie jak tego, że współczesna telewizja nie przypomina tej z początku lat 90. Całą akcję zaczął tweeterowy wpis z 3 października, który pojawił się jednocześnie na profilach Lyncha i Frosta, i brzmiał: „Dear Twitter Friends: That gum you like is going to come back in style! #damngoodcoffee”. Trzeci sezon „Twin Peaks”, produkowany tym razem przez stację Showtime, ma być tym, co tak dobrze znamy i kochamy, przełożonym na współczesne realia, także telewizyjne.

„To nie będzie remake. Historia się rozwija. Nasiona tego, dokąd zmierzamy,zostały zasiane tam, gdzie byliśmy” – tłumaczył TV Line Frost. Konkretnie – w czerwonym pokoju, w którym Laura Palmer, patrząc głęboko w oczy agenta Coopera, wyszeptała: „Zobaczymy się za 25 lat”. Premiera nowej, dziewięcioodcinkowej serii jest planowana na 2016 rok, dokładnie w 25. rocznicę obietnicy Laury.

Frost i Lynch właśnie zasiadają do pisania scenariuszy. Mają się w nich pojawić zarówno starzy znajomi, jak i nowi bohaterowie, jako że miasteczko leżące w cieniu bliźniaczych szczytów i daglezji pod naszą nieobecność cały czas żyło. Obsada nie jest jeszcze znana, podobnie nie wiadomo, czy muzykę ponownie skomponuje Angelo Badalamenti.

David Nevins, szef stacji Showtime, w oświadczeniu dotyczącym kontynuacji „Miasteczka Twin Peaks” cytował agenta Coopera: „Nie mam pojęcia, dokąd to nas zaprowadzi, ale mam zdecydowane przeczucie, że będzie to miejsce jednocześnie wspaniałe i straszne”. Oby!