Powrót dzielnych dziennikarzy – premiera „The Newsroom”

„The Newsroom” to serial, który od momentu swojego pojawienia się na antenie HBO dzieli telewidzów. Niektórzy uważają go za jedną z najlepszych telewizyjnych produkcji ostatnich lat, podczas gdy inni wskazują, że pomysłodawca i scenarzysta programu Aaron Sorkin po raz kolejny sprzedaje te same dialogi i postacie. Premierowy odcinek trzeciego sezonu serialu doskonale pokazuje, że prawda leży gdzieś pośrodku.

Tym razem ekipa wiadomości musi się zmierzyć z realnym wydarzeniem, które sami widzowie serialu dobrze pamiętają – zamachem na mecie maratonu w Bostonie. Odcinek pokazuje nam wydarzenia od pierwszych ujęć, które zaczęły pojawiać się w mediach, aż po trwające w kolejnych tygodniach poszukiwania sprawców. Wszystko z wykorzystaniem prawdziwych zdjęć i danych, co może budzić pewne kontrowersje (czy naprawdę wykorzystanie zamachu terrorystycznego w serialu telewizyjnym ledwie rok po wydarzeniu jest w porządku?). Dla Sorkina rekonstrukcja wydarzeń to przede wszystkim możliwość odpowiedzenia sobie na dwa pytania – jak przekazywać wiadomości i jaki jest wpływ nowych mediów na rozprzestrzenianie się informacji.the-newsroom-season-3-emily-mortimer-dev-patel-john-gallagher-jr-600x400Odpowiedź na pierwsze pytanie nie różni się niczym od przepisu, który podał Sorkin w pierwszych sezonach swojego serialu. Nasi bohaterowie czekają więc na potwierdzenie każdej informacji, jednocześnie co chwila przypominając sobie wzajemnie, że ich zadaniem jest robienie dobrej telewizji, dla inteligentnych widzów, i że bardziej od oglądalności czy szybkości liczy się dziennikarska rzetelność.

Aby widz o tym nie zapomniał, stwierdzenia te pojawiają się w serialu w różnych scenach i konfiguracjach, jak zawsze z odpowiednim dodatkiem krytyki pod adresem innych stacji telewizyjnych. Przy czym Sorkin nie boi się sączyć widzowi dydaktyzmu prosto do ucha, nie zważając nawet, jak bardzo miejscami jest to irytujące.

Z kwestią internetu Sorkin też nie ma problemu – w odcinku znajdziemy sporą scenę, w której bohaterowie są załamani szybkością rozprzestrzeniania się nieprawdziwych informacji oraz liczbą osób na Twitterze. Jednocześnie kilka minut wcześniej ignorują doniesienia z Twittera, nawet jeśli pojawiają się od bezpośrednich świadków wypadków. Sorkin nie ma jednak wątpliwości – internet to zło, a media społecznościowe nigdy nie staną się miejscem, gdzie uprawia się dziennikarstwo. Przy czym nawet jeśli jest to w wielu miejscach krytyka celna, to można się kłócić (zwłaszcza jeśli wystawi się nos poza Stany Zjednoczone), czy naprawdę media społecznościowe nie mogą się stać przestrzenią walki z oficjalnymi kanałami informacyjnymi i użytecznym narzędziem w rękach grup niereprezentowanych przez stare media. Tyle że tego nie znajdziemy w niesłychanie skoncentrowanym na Stanach „Newsroomie”.

Obok rozważań na temat zamachów w Bostonie Sorkin podsuwa nam jeszcze wskazówkę, co może się stać tematem nowego sezonu. Ponownie jak w sezonie drugim mamy tajne dokumenty – tym razem dotyczące działania amerykańskiej propagandy za granicą. Można odnieść wrażenie, że mamy do czynienia z recyklingiem pomysłu, bo przecież już z poprzedniego sezonu znamy całą drogę, jaką taka informacja musi przejść przez redakcję, by stać się ostatecznie oficjalnym newsem. Jednocześnie sugeruje się nam, że poza dziennikarską robotą bohaterowie będą musieli jeszcze zmierzyć się z możliwym wrogim przejęciem ich stacji telewizyjnej. Innymi słowy zapowiada się całkiem dramatyczny sezon, w którym na pewno dostaniemy niejeden pełen emocji odcinek. Oczywiście jeśli najpierw nie stracimy cierpliwości do kolejnych dydaktycznych przemów bohaterów. W pierwszym odcinku jest ich tak dużo, że nawet sam scenarzysta zaczyna się z siebie miejscami podśmiewać.

Jeśli chodzi o życie prywatne naszych bohaterów, to właściwie od końca poprzedniego odcinka nie zaszły wielkie zmiany. Kto się zaręczył, planuje ślub, kto się zakochał, pozostaje w związku, kto się obraził, pozostaje obrażony. Widać zresztą, że w pierwszym odcinku prywatne perypetie bohaterów nie za bardzo interesowały scenarzystę – czemu trudno się dziwić w obliczu takiej liczby wątków, wydarzeń i rewelacji na początek sezonu.

Przy czym trzeba przyznać, ze może to i dobrze – w drugim sezonie wątki życia prywatnego bohaterów wypadały zdecydowanie gorzej niż obraz ich życia zawodowego. O ile Sorkin jest jeszcze w miarę kreatywny, jeśli chodzi o pisanie nowych podniosłych przemów swoim bohaterom, to kiedy przyjrzymy się ich prywatnym relacjom czy nawet charakterom, okaże się, że kręcili się oni już po „West Wing” czy po „Studio 60” – wcześniejszych serialach scenarzysty. Przy czym należy zauważyć, że Sorkin nadal prezentuje najwyższą formę. Jego bohaterowie są bardziej elokwentni, niż większość ludzi kiedykolwiek będzie, a jest też w serialu – jak zwykle – sporo humoru.

Dobrze sprawują się też aktorzy – zwłaszcza Jeff Daniels, który nie zawodzi w głównej roli, czy Olivia Munn w roli doskonałej dziennikarki ekonomicznej, która ma jednak pewien problem z interakcjami międzyludzkimi. Trochę więcej ma też do zagrania w pierwszym odcinku znany m.in. ze „Slumdog – miloner z ulicy” Dev Patel – obecność aktora w serialu była przez dwa sezony wykorzystywana w dość ograniczony sposób, ale wygląda na to, że teraz dostanie on własny ciekawy wątek. Pozostali aktorzy grają jak zwykle bardzo dobrze – zresztą obsada zawsze stanowiła najmocniejszy element serialu.the-newsroom-season-3-olivia-munn-600x400Pierwszy odcinek trzeciego sezonu nie pozostawia wątpliwości, że raczej niewiele się w produkcji zmieni. Kogo więc irytowało nadmierne skoncentrowanie się twórców na Stanach Zjednoczonych czy lejący się z ekranu dydaktyzm, ten nie znajdzie tu dla siebie nic nowego. Kto jednak uważa tezy Sorkina za słuszne, a niedociągnięcia produkcji są dla niego rekompensowane przez wartkie dialogi czy aktorstwa, ten powinien być usatysfakcjonowany z powodu powrotu serialu.

Twórcy zapowiedzieli, że to już ostatni sezon „The Newsroom”. Tym uważniej należy się przyglądać kolejnym odcinkom, by poznać wreszcie konkluzję serialu. Oczywiście z nadzieją, że będzie warta czasu, jaki spędziliśmy przed telewizorem.