Opera wychodzi z mody

Telewizja Polska ogłosiła, że nie kupi już więcej sezonów „Mody na Sukces”. Serial nadawany w Polsce od 20 lat zniknie z ramówki. Polscy widzowie, którzy nigdy nie mieli szans zobaczyć pierwszych odcinków historii rodziny Forresterów, teraz pożegnają się z serialem i nie dowiedzą się, jak się skończy (obecnie w Polsce nadawane są odcinki z 2011 roku).

O decyzji zadecydowały kwestie ekonomiczne – cena nowych odcinków była za wysoka, a oglądalność serialu z każdym rokiem spadała. Choć soap opery są przedmiotem powszechnych drwin, można się zastanowić, czy nie mamy jednak czego żałować.

Soap Opery dla wielu stanowią przykład tego, co w telewizji najgłupsze i najgorsze. Przez lata wielbiciele seriali musieli spokojnie tłumaczyć, że fakt, iż lubią opowieści w odcinkach, nie znaczy, że codziennie siadają przed telewizorem, żeby obejrzeć kolejny dramatyczny dialog, amnezję czy porwanie.

Do dziś wiele osób, słysząc o takim serialu, przede wszystkim kojarzy go z „Modą na Sukces” czy „Klanem”. Rzeczywiście, operom mydlanym daleko do coraz bardziej wymagających i inteligentnych fabuł, co nie znaczy, że nie odegrały swojej roli w historii telewizji. Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że część emitowanych do niedawna amerykańskich oper mydlanych miała swoje korzenie jeszcze w słuchowiskach radiowych – skasowany w 2009 roku serial „Guiding Light” miał za sobą 72 lata historii! (Od lat 30. do 50. jako słuchowisko radiowe, potem – przez 57 lat – jako serial telewizyjny). A nie jest to odosobniony przykład – serial „As the World Turns” nadawany był przez 54 lata, „All My Children” utrzymywało się na antenie przez 41 lat, zanim skasowano go w 2011 roku.

Opery mydlane stworzyły przez lata własny sposób prowadzenia narracji. Mimo że wiele z nich zaczynało się jako zwykłe obyczajowe czy melodramatyczne historie, przez lata zamieniły się w miejsce, gdzie właściwie wszystko jest możliwe – wielu krytyków wskazuje, że jeśli szukamy gatunku, gdzie scenarzyści decydują się na najbardziej karkołomne posunięcia, to powinniśmy przyjrzeć się fabułom oper mydlanych.

Ale nie tylko dziwne pomysły scenariuszowe wyróżniają ten gatunek – to być może jedyna telewizyjna formuła tak wiernie oddająca upływ czasu. W soap operze jeśli coś wydarzyło się w odcinku poniedziałkowym, to w odcinku ze środy bohaterowie będą rozmawiać o wydarzeniach sprzed dwóch dni. Jednocześnie bardzo niewiele czasu mija poza ekranem (w normalnym serialu między odcinkami może upłynąć dzień, miesiąc, a nawet kilka lat). Charakterystyczny sposób filmowania bierze się nie tylko z niższego budżetu, ale także z czasów, kiedy opery mydlane były jeszcze kręcone na żywo przed publicznością (stąd też zwyczaj, by rozgrywały się przede wszystkim we wnętrzach).Light-continues-to-shine-guiding-light-19756264-500-337W latach swojej świetności opery mydlane nie tylko przyciągały przed telewizory miliony widzów (słynny brytyjski serial „East Enders” osiągnął szczyt popularności, gdy jeden odcinek oglądało 30 milionów osób), ale także stawały się miejscem, gdzie swoją karierę zaczynali młodzi aktorzy.

Nikt nie kojarzy Julianne Moore, Tommy Lee Jonesa, Susan Sarandon czy Kevina Bacona z ich rolami w operach mydlanych, tymczasem to tylko kilkoro z długiej listy aktorów, którzy zaczynali właśnie w takich serialach. Co zresztą nie dziwi – opera mydlana gwarantowała swego czasu stały zarobek i rozpoznawalność, póki nie znalazło się lepszych ról. Co więcej, w przeciwieństwie do seriali dramatycznych aktor mógł spokojnie odejść, nie czyniąc wielkich szkód w skomplikowanej fabule. Do dziś australijskie i brytyjskie opery mydlane są dobrym startem dla wielu aktorów

W Stanach Zjednoczonych, gdzie opery mydlane były najpopularniejsze, nikt nie porównywał ich z serialami nadawanymi w tzw. „primetime”. Dla nadawanych wczesnym popołudniem seriali ustanowiono osobne nagrody – Daytime Emmys Awards, nagradzające produkcje, które przez lata wyznaczały codzienność milionów Amerykanów.

Jednak po szczycie lat 70. i 80. format opery mydlanej coraz mniej przystawał do realiów nowej telewizji. Widzowie nie mieli już czasu, żeby znaleźć się codziennie o tej samej porze przed telewizorem. By zwiększyć popularność programów, decydowano się na coraz bardziej zapętlone i szalone wątki.

Początek końca to lata dwutysięczne. Liczba widzów oper mydlanych gwałtownie spadała – skasowano wiele z tych, które były obecne na ekranie przez lata, po kolei znikały z rynku czasopisma poświęcone postaciom i aktorom z seriali, po 1999 nie rozpoczynano też w Stanach nowych serii. Pod koniec lat dwutysięcznych część oper mydlanych zaczęła przegrywać w walce o oglądalność z programami typu „Sąd Rodzinny”. Obecnie nadawane są w Stanach zaledwie cztery opery mydlane (pierwszy raz od 1953 ich liczba jest tak mała).

Dla zainteresowanych – 23 lata „Mody na Sukces” opowiedziane w 6 minut

Oczywiście telewizja nie zna próżni. Skoro opery mydlane odchodzą do przeszłości, ich miejsce muszą zająć inne programy.

Obecnie polska telewizja przeżywa zalew programów typu soap doc – wszelkiego rodzaju „Trudne Sprawy”, „Dlaczego Ja” czy „Szpital”. Także wszelkiego rodzaju teleturnieje, talk show czy np. programy o gotowaniu kosztują bez porównania mniej niż kolejne odcinki serialowych sag.

Nie ma się więc co łudzić, że na miejsce oper mydlanych – niezależnie czy w polskiej, czy w amerykańskiej telewizji – wskoczą programy wymagające od widzów wysokiego poziomu intelektualnego – po prostu miejsce jednej rozrywki zajmie inna. Jasne – opery mydlane są śmieszne, miejscami piramidalnie wręcz głupie, a grający w nich aktorzy prezentują dość przeciętny talent. Ale z drugiej strony – to przykład na to, jak ewoluował sposób snucia historii – najpierw radiowej, potem telewizyjnej.

W tych przedziwnych serialach zachowało się sporo anachronizmów, na które nie ma już miejsca we współczesnej telewizji, jednocześnie ciągle powtarzające się wątki i motywy, znikające i pojawiające się postacie przypominają trochę ustne podania, gdzie wszystko trzeba kilka razy powtórzyć – jakby jeszcze nie istniała możliwość zapisania opowieści.

Opery mydlane nie są wybitną spuścizną kultury, nie przyczyniły się do zmiany świata, ale doskonale pokazują, jak uczyliśmy się snuć historie w odcinkach. I dlatego jest to odrobinę smutne pożegnanie.

O operach mydlanych będziecie mogli też posłuchać na antenie radiowej Trójki w środę, 26 listopada, o g. 9.50.