Serialowe rozczarowania 2014 roku

Im-very-disappointedPo podsumowaniu serialowych hitów roku przyszedł czas na ogłoszenie tytułów, które w ostatnich dwunastu miesiącach rozczarowały nas najbardziej. Oto lista seriali, których twórcy obiecywali nam więcej, niż byli w stanie dać.

Wśród naszych prywatnych rozczarowań większość stanowią tegoroczne premiery, ale na liście znalazło się także miejsce dla dwóch przeczekanych finałów i jednej miniserii. Każde z nas wytypowało trzy tytuły, a na liście znajdziecie sporo nieoczywistych typów.

Aneta Kyzioł:

1. „Detektyw”DetektywWiem, wiem, dla wielu to najlepszy serial minionego roku. Sama znam zagorzałych fanów, oglądających każdy odcinek po kilka razy, by odnaleźć przegapione, a rozsiane przez twórców wskazówki co do tożsamości Króla w żółci, snujących własne teorie i zachwycających się wychudzonym i zgorzkniałym Cohlem Matthew McConaugheya.

Dla mnie to jednak rozczarowanie. Świetny klimat, ujmujące zdjęcia Luizjany w roli Ameryki B albo C, fajna huśtawka uczuć między parą głównych bohaterów (masochistycznie uwielbiam bromance’e) i pomysł śledztwa w śledztwie nie równoważą mizerii zagadki kryminalnej. Na końcu okazuje się, że całe to wielkie halo i wszystkie te pretensjonalne, samochodowe spicze Cohle’a pełne Nietzschego w wersji dla gimbazy – były po nic.

2. „The Killing” – sezon 4.thekillingW sumie nie było powodu, żeby spodziewać czegoś dobrego, ale jednak nadzieja zawsze umiera ostatnia. „The Killing” był świetnym serialem przez dwa pierwsze sezony: deszczowe, depresyjne Seattle, ruda kosmitka w swetrze w roli policjantki, podstarzały hip-hopowiec jako jej partner, rodząca się w bólach między nimi przyjaźń, dramat rodziny zamordowanej nastolatki, zbrodnia, która niczym zaraza zakaża całą społeczność…

I na tym należało poprzestać. Trzeci sezon, z legionem mordowanych, ale niemal nierozpoznawalnych nastolatków i przerysowanymi emocjami pary śledczych był katastrofą, ale jeszcze z tych, o których się mówi, że nawet piękne. Czwarty, finałowy, krótszy i nakręcony nie przez AMC, tylko Netflix, był już tylko nieudaną i niepotrzebną próbą wskrzeszania trupa.

3. „Wataha”watahaMiało być tak pięknie! Wszystko było tu nowe, świeże i obiecujące. Pierwsza polska produkcja serialowa znanej z seriali z najwyższej półki stacji HBO. Z akcją osadzoną w Bieszczadach – dla jednych magicznych, dla drugich nostalgicznych, dla trzecich – politycznych, jako granica Polski/Unii Europejskiej i Ukrainy/Wschodu. W środowisku straży granicznej, dotąd niepenetrowanym przez filmowców. A wyszło jak większość polskiej produkcji serialowej ostatnich lat: bez dramaturgii, z puszczonym, pełnym absurdów scenariuszem i drewnianymi dialogami.

Marcin Zwierzchowski:

1. „Teoria wielkiego podrywu” – Sezon 8.The Hook-Up ReverberationOgromne zaskoczenie. Serial, który przez siedem sezonów bawił do łez i dla mnie stał się produkcją oglądaną niemal tak często jak „Przyjaciele”, totalnie się wypalił. Scenarzyści nie mają pomysłów ani na gagi, ani na rozwój postaci – kolejne odcinki tylko potęgują skalę tej klęski, a fabuła sprawia wrażenie pisanej na kolanie, według linii najmniejszego oporu. Jakby nikt się już nie starał. Aż chce się wyć na tak zmarnowany potencjał. Największym grzechem scenarzystów stało się zaś ignorowanie popkultury, do której nawiązania i z którą zabawy dotychczas wypełniały tę produkcję.

2. „The Knick”the KnickZgadza się – serial, który trafił do mojego TOP3 najlepszych produkcji tego roku umieszczam jednocześnie wśród największych rozczarowań. Dlaczego? Przez finał sezonu. Do 7. odcinka wszystko było idealne – scenografia, muzyka, scenariusz, aktorstwo. Absolutnie wszystko. W odcinkach 8., 9. i 10. okazało się jednak, że Soderbergh nie miał pomysłu na dobry finał, bo raz się spieszył, raz zwalniał do żółwiego tempa, a to znowu postanowił przypomnieć, że to serial medyczny, a to wstawiał kuriozalne sceny, jak atak na burdel. Przede wszystkim zaś fabuła urywa się w fatalnym momencie, jakby zakończenie nie wynikało z planu, ale z konieczności, bo np. skończyło się miejsce na dysku na nagrania kolejnych scen.

3. „The Flash”the flashZ jednej strony spodziewać się wiele po tej produkcji byłoby błędem. Z drugiej jednak można chyba było od ludzi od dziesięcioleci tworzących komiksy oczekiwać lepszego podejścia do materiału źródłowego. Już zostawmy schematyczne scenariusze, zostawmy to parcie na budowanie krótkich fabuł, tak aby zamykać wszystko w jednym odcinku, i w większości słabe aktorstwo (na plus wyróżnia się Gustin jako Flash) – tutaj po prostu jest tyle bzdurności i niekonsekwencji, zwłaszcza w prowadzeniu postaci Flasha, że nie pozwalają one skupić się na opowieści. Oglądałem wyłącznie z recenzenckiego obowiązku.

Katarzyna Czajka:

1. „The Affair” the-affair-episode-1-05-promotional-photoSerial zaczął się tak dobrze, że byłam gotowa uznać go za najlepszą tegoroczną produkcję serialową. Niestety po kilku fantastycznych odcinkach, pokazujących te same wydarzenia z dwóch perspektyw (męskiej i kobiecej), serial zmienił nieco kurs i zaczął opowiadać niezbyt ciekawą historię pewnego letniego romansu. Nie jest to serial zły, ale po tych pierwszych odcinkach spodziewałam się znacznie więcej.

2. „How to Get Away With Murder”How-to-Get-Away-With-Murder-how-to-get-away-with-murder-37620551-3500-2254Powszechnie chwalony serial z Violą Davies w roli głównej miał pokazać, że w telewizji jest jeszcze miejsce na dobre seriale prawnicze i zdecydowanie jest miejsce na silne postacie kobiece. Niestety produkcja okazała się mieć naprawdę niewiele wspólnego z realiami amerykańskiego systemu prawnego, zaś postacie kobiece silne są wyłącznie na papierze (poza tym są niesamowicie emocjonalne). Nawet Viola Davies nie jest w tym serialu tak dobra, jak można byłoby się spodziewać, często nadto szarżując w swojej roli.

3. „Gotham” gothamKilka tygodni temu pisałam o „Gotham” niesłychanie entuzjastycznie. Wydawało mi się, że znalazłam mój serial na podstawie komiksu. Niestety w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że zupełnie nie jestem ciekawa, co dalej z bohaterami. To nie jest zły serial, ale myślałam, że utrzyma moją uwagę dłużej.

Bartosz Staszczyszyn:

1. „The Killing” – sezon 4. The KillingSzefowie Netfliksa niepotrzebnie narobili nadziei fanom „The Killing”. Gdy AMC zrezygnowało z realizacji 4. sezonu serialu, internetowy potentat odkupił tytuł i dokręcił sześć dodatkowych odcinków o deszczowym Seattle, detektyw Sarze Liden oraz jej lumpowatym partnerze. Zamiast wielkiego powrotu wyszła jednak spektakularna porażka. Scenariusz pełen był luk i niekonsekwencji, bohaterowie, którzy dotąd wymownie milczeli, nagle zaczęli sypać z rękawa aforystycznymi mądrościami w stylu „Detektywa”, a mroczna opowieść o twardych policjantach zmieniła się w groteskową historię nieporozumień.

2. „Dziecko Rosemary”Rosemary's Baby - Season 2014„Dziecko Rosemary” było jednym z najbardziej magnetyzujących tytułów pierwszej połowy 2014 roku i jednym z najsroższych telewizyjnych rozczarowań tego okresu. Agnieszka Holland stawała za kamerą, by zmierzyć się z powieścią Iry Levina i jej legendarną adaptacją nakręconą przed laty przez Romana Polańskiego. I poległa. Opowiadała o złu, które odstręcza i uwodzi jednocześnie, ale jej opowieść ocierała się o banał. „Dziecko Rosemary” A.D. 2014 nie miało nawet śladu tej przerażającej niejednoznaczności, która przesądziła o sukcesie arcydzieła Polańskiego.

3. „Constantine”constantine-102653DC Comics nie ma szczęścia do telewizji. Wydawałoby się, że ich komiksowe uniwersum jest wręcz stworzone dla małego ekranu, ale kolejne seriale ze stajni DC okazują się klapą (od groteskowego, choć przyjemnego „Arrow”, przez opisane wyżej „Gotham” po infantylne i również wspomniane „The Flash”).

„Constatine” miał być nową jakością komiksowych produkcji prezentowanych pod szyldem DC. Problem w tym, że opowieść o egzorcyście, który sięga do butelki, wygląda jak elegancki menel, klnie z brytyjskim akcentem i rozprawia się z demonami, ani nie wciągała, ani nie bawiła. Trochę słabo jak na przygodową komedię o egzorcyzmach.