Moc Daenerys jest w peruce – wywiad z Emilią Clarke

daenarys-1024Do pokoju w londyńskim hotelu wchodzi filigranowa brunetka w dopasowanej do ciała krótkiej sukience w kwiatki. Obdarza zebranych promiennym uśmiechem, pyta, jak mija dzień, siada, dziękuje za podaną wodę i – z ani na moment nieblednącym uśmiechem – czeka na pierwsze pytanie.

Padnie ich wiele. Na każde odpowie z zadziwiającym wręcz entuzjazmem, żywo gestykulując, potakując i żartując. Emilia Clarke. Aż trudno uwierzyć, że ta promienna istota w „Grze o tron” skazuje setki ludzi na ukrzyżowanie i każe swoim smokom spopielać ich oddechem.

Daenerys Targaryen jest praktycznie pod każdym względem inna od wcielającej się w nią w serialu HBO Clarke. Pierwsza jest sztywna, wyniosła, wyraźnie zaznacza swój status, potrafi też być porywcza i brutalna. Tymczasem brytyjska aktorka to kwintesencja uprzejmości, każde, nawet najgłupsze pytanie kwitująca szerokim uśmiechem. A od głupiego pytania zacząłem.

Marcin Zwierzchowski, naEKRANIE.pl: – W udzielanych jakiś czas temu wywiadach opowiadałaś, że byłaś tak ciekawa zakończenia „Gry o tron”, że postanowiłaś upić twórców i scenarzystów serialu, Davida Benioffa i D.B. Weissa, żeby wyciągnąć z nich ten sekret. Bez skutku. Zrobiłaś jakieś postępy na tym polu?
Emilia Clarke: – Nie, niestety nie. Ale planuję następnym razem użyć twardych narkotyków.

W tym roku „Gra o tron” powraca z 5. sezonem. Gdy ty wracasz na plan, trudno jest ci znowu stać się Daenerys?
Powrót jest łatwy. Sądzę, że moc tkwi w peruce. Gdy tylko ją zakładam, jestem gotowa do pracy. Obecnie Danny jest już częścią mnie, więc wcielanie się w nią w kolejnych sezonach jest dla mnie łatwe.

Jak to wygląda od strony technicznej? Jaki jest twój plan dnia w trakcie kręcenia kolejnych odcinków?
Każdego dnia dwie i pół godziny zajmuje przygotowanie mnie do gry, założenie peruki. Dlatego zaczynam wcześniej niż wszyscy inni. Dni bywają zaś długie, bo prawie zawsze jestem poza studiem, na tak zwanych lokacjach, ze względu na ciągłe zmiany scenografii.

Przez to pracujesz z dala od większości obsady. Jakie to uczucie – być częścią tej produkcji, a jednocześnie gdzieś obok? Nie możesz się już doczekać, aż Daenerys trafi do Siedmiu Królestw?
Zdecydowanie! Czasami „gubię” się na planie i, zupełnie przypadkiem, trafiam na przykład do sypialni Tyriona. To bardzo ekscytujące. Cała sytuacja rzeczywiście jest zaś dziwaczna. Jestem ogromną fanką serialu. Przez to, że nie biorę udziału w realizacji sporego jego kawałka, mogę śledzić produkcję niemal z punktu widzenia przeciętnego widza. Strasznie wciągnęłam się w wątki innych bohaterów.

Czyli ten podział to dla ciebie coś dobrego? Bo trochę tworzysz serial, a w dużej mierze go nie tworzysz…
Jasne, mamy ten aspekt. Ale dzięki temu mogę być fanką. I jednocześnie być częścią tej świetnej produkcji.

Gdy dostajesz scenariusze kolejnych odcinków, czytasz tylko swoją część, czy całość?
Całość, zdecydowanie całość. Nie byłabym w stanie się powstrzymać. Bardzo często jestem bardziej podekscytowana historiami innych bohaterów niż samą Daenerys.

A czy czujesz się bezpieczna – w kontekście życia twojej bohaterki? Bo to tak popularna postać jak Tyrion, nie sposób wyobrazić sobie, że mogłaby zginąć. Z drugiej strony jednak dokładnie to samo wszyscy sądzili o Nedzie Starku.
Pod koniec tego sezonu dosyć ostro naciskałam na jednego ze scenarzystów, dopytując się, czy zginę. Ale nie wiem. Nikt tego nie wie. Nikomu nic nie mówią. Wiem jednak, jak chciałbym zginąć, jeżeli już miałbym odejść.

Jak?
Sadzę, że byłoby całkiem zabawnie, gdybym po prostu eksplodowała (śmiech). W połowie wypowiadanego zdania, może dosłownie na moment przed tym, jak miałabym usiąść na tronie. Kawałki mnie walałyby się wszędzie, peruka spadałby na kamerę.

Skoro już o peruce mowa. Ludzie rozpoznają cię na co dzień?
W trakcie emisji pierwszego, drugiego, a nawet trzeciego sezonu ludzie w ogóle mnie nie rozpoznawali. Potrafili rozmawiać ze mną 20 minut i nagle zacząć: „Czy ty przypadkiem… nie jesteś… dziewczyną mojego kuzyna, którą poznałem na weselu?…”.

(śmiech)
To naprawdę się wydarzyło (śmiech). Teraz jest trochę inaczej, więcej jest publikacji prasowych, wywiadów, więc nieco się zmienia, ale często ludzie i tak potrzebują chwili, by zaskoczyć.

A jak na twój sukces i na serial reagują najbliżsi?
Ojciec wciąż prosi, by budzić go, gdy będą moje sceny. Ma problemy, by nadążać za całością (śmiech). Generalnie wszyscy są jednak niezmiernie dumni. Moja mama każe się nazywać Babcią Smoków.

Czy sądzisz, że Daenerys faktycznie jest najlepszym wyborem, jeżeli chodzi o osobę, która miałby zasiąść na Żelaznym tronie? Byłaby dobrym władcą?
Sądzę, że tak. W tym sezonie wyraźniej pokazane będzie coś, o czym mówiono: że z Targaryenami albo dostaje się szaleństwo, albo dobro. To rzut monetą. I Daenerys teraz pokaże oba te oblicza. Co wydaje się najlepszą mieszanką, jeżeli chodzi o rządzenie, bo nie można być tylko dobrym, trzeba też brać udział w grze. W piątym sezonie odrzuci resztki naiwności. W sumie stanie się bardziej efektywną władczynią.

A czy władczyni dostała jakieś pamiątki z planu? Na przykład smocze jaja?
Nie! Żadnych! Prosiłam ich o smocze jaja, ale odmówili, bo one są strasznie drogie. „Idą na wystawę”, tłumaczyli. Kojarzę, że chyba Jay-Z albo Beyonce dostali takie.