„Teoria wielkiego podrywu” już nie śmieszy – zakończył się 8. sezon

The Junior Professor SolutionPo dwudziestu czterech odcinkach 8. sezonu niezwykle popularnego serialu o grupie geeków i ich przygodach z damami ich serc możemy stanowczo stwierdzić: dzieje się źle, bardzo źle. Niegdyś najśmieszniejszy współcześnie emitowany serial, obecnie jest cieniem samego siebie i dowodem na to, że wysoka widownia może być zgubą, bo każe twórcom na siłę ciągnąć coś, co się wypaliło.

Wśród fanów „Teorii wielkiego podrywu” krąży – nomen omen – teoria, że obecny niezadowalający poziom produkcji jest efektem niedawnych kontrowersji wokół umów członków obsady. Otóż gwiazdy chciały więcej, dużo więcej. Serial w Stanach regularnie ogląda blisko 20 milionów osób, co plasuje go w absolutnej czołówce, najważniejsze postacie to zaś Sheldon Cooper (Jim Parsons), Leonard Hofstadter (Johnny Galecki) i Penny (Kaley Cuoco-Sweeting) – żądania płacowe tej aktorskiej trójki na chwilę zagroziły nawet istnieniu samej produkcji. Ostatecznie skończyło się jednak na strachu i kolosalnych podwyżkach – w sumie za kolejne trzy sezony każde z nich miało zgarnąć blisko 100 mln dolarów.

Teoria? Scenarzyści się wkurzyli. Bo oni tyle nie zarabiają, bo serial był wyśmienity przede wszystkim dzięki nim. Jasne, zwłaszcza Parsons i jego Sheldon to perełka, ale wiadomo, kto pisał żarty. Postanowili więc pokazać, kto w „Teorii…” jest naprawdę ważny i jak poradzą sobie aktorzy bez ich pełnego wsparcia.

Czy tak naprawdę było? Zapewne nigdy się nie dowiemy. Fakty są jednak takie, że wprawdzie gwiazdy z produkcji nie odeszły, syte nowymi gażami, ale w 8. sezonie scenarzyści wyraźnie bumelowali, dostarczając nam nijakie, nieśmieszne i wtórne fabuły. Zwłaszcza w pierwszej połowie serii poziom był dramatycznie niski, z bardzo nielicznymi wyjątkami. I chociaż z czasem było coraz lepiej i ostatecznie kolejne odcinki były może i nie rewelacyjne, ale przynajmniej przyzwoite, produkcja była cieniem samej siebie.

Dlaczego? Jednym z powodów było przeniesienie ciężaru całej opowieści z mówienia o geekach i ich pasjach do opisywania perypetii i starć damsko-męskich. Inaczej: serial, który żył popkulturą i nauką, doskonale odwołując się do klasyki i bieżących hitów, nagle stał się nieudolną podróbą „Przyjaciół”. Gdyby przemiana była udana, fani wciąż by narzekali, bo przecież chodzi o duszę produkcji, ale przynajmniej można by to jakoś tłumaczyć: serial ewoluowałby tak, jak męscy bohaterowie, którzy wyszli ze swoich geekowskich skorup i poznali swoje lepsze połowy. Sęk w tym, że gdy zabrano popkulturowe serce, nie zostało już nic ciekawego.

Ponieważ zaś mówimy o 8. sezonie, scenarzyści dodatkowo wpadli w pułapkę gonienia za własnym ogonem – przestali widzów zaskakiwać, skupili się na odgrzewaniu starych żartów i graniu znanych nam przebojów, co skutkowało miedzy innymi całkowitym wypaleniem postaci Sheldona – bo ile można powtarzać te same gagi?The Misinterpretation AgitationNawiązać do dawnej świetności udało się w ciągu sezonu ledwie kilka razy, zawsze wtedy, gdy ktoś się postarał i postanowił aktywować jakoś bohaterów albo po prostu przypomniał sobie, że to serial o fanach komiksów, filmów, gier i fantastyki, a nie program randkowy. W tych przypadkach na powrót było zabawnie.

Problem w tym, że mowa o ledwie trzech, góra czterech epizodach z aż 24, które złożyły się na nową serię. Pozostałe mówiły nam jedno: temu serialowi brak świeżej krwi. Fabuła ciągnie się i czasami nawet przyspiesza, pchana do przodu kolejnymi wielkimi decyzjami w związkach, ale poza tym nie oferuje wiele i widać, że pomysły się skończyły. Mimo to kolejne serie powstaną – bo widownia wciąż jest olbrzymia, bo kontrakty podpisano na kilka lat w przód, z opcją przedłużenia. Nie ma więc nadziei, że ktoś stwierdzi: nie mamy już do tego siły, zakończmy.

Pozostaje mieć nadzieję, głupią nadzieję, że w 9. sezonie będzie lepiej.