„The Bastard Executioner” – nowy serial twórcy „Synów Anarchii”

bastard-executioner-pilotKurt Sutter zakończył opowieść o motocyklowym gangu, by przenieść się do średniowiecznej Walii, rządzonej przez Anglików. Oto historia buntownika, który stracił rodzinę i opracowuje plan wyrafinowanej zemsty.

Widać w tej opowieści, że „Gra o tron” i „Wikingowie” wyraźnie odcisnęły swoje piętno na rynku telewizyjnym – oto kolejna fabuła osadzona w czasach miecza i topora, w której nie brakuje krwi, odciętych kończyn i makabrycznie okaleczonych ciał (tu bliżej „Wikingów”), ale znajdzie się i czas na wiele dworskich intryg i oczywiście sceny seksu. Trochę tylko szkoda, że tylko w tych względach „The Bastard Executioner” wzorował się na produkcjach HBO i History, bo mógłby także zaczerpnąć od nich bardziej wyrazistych bohaterów i ciekawsze historie.

https://youtu.be/sMYmVvyGDF4

Przepis Suttera wydaje się prosty: w każdym odcinku trochę walk, nieco napięć między wrogami, odrobina mistycyzmu, nagości, no i coś z katowskiego fachu, bo w końcu główny bohater trudzi się właśnie tym zawodem. Średnio to jednak zajmujące, a już ciekawiej od wątku tytułowego bohatera wypada ten dotyczący baronowej i jej starań o przywrócenie pokoju w hrabstwie. Co nie dziwi, bo podczas gdy w niej widzimy kobietę oddaną sprawie, walczącej o coś większego, Wilkin Brattle, kat, brnie w jakieś idiotyczne spiski z człowiekiem, który wyraźnie nie życzy mu niczego dobrego, wprowadza także w życie najnudniejszy plan zemsty na świecie: wie, że jego rodzinę zabił baron i jego ludzie, ale poświęca miesiące, by podstępem wydobyć od nich, którzy konkretnie to byli; warto też podkreślić, że głównego podejrzanego o zabicie jego żony i nienarodzonego dziecka ma przed nosem od chwili przybycia do zamku, i jest świadomy jego winy. Czeka jednak. A widz się nudzi i irytuje, bo półgłówek zorientowałby się, że brnięcie w tę farsę sprowadzi na Brattle’a wyłącznie jeszcze większe kłopoty i postawi przed coraz trudniejszymi wyborami.bastard-socialNa chwilę obecną zdecydowanie zbyt tajemniczy jest również wątek mistyczny, co do którego mamy bardzo silne przesłanki, że działa tu jakaś magia, ale jednocześnie już w pierwszych minutach pilota pokazuje nam się anioła, a niedługo potem demoniczną bestię. Jest pewna postać, wokół której wszystko to się kręci, i można zrozumieć, że Sutter nie chce jeszcze wszystkiego zdradzać, ale taki stopień enigmatyczności sprawia, że część scen to dla nas obecnie zapychacze czasu, niewiele wnoszące do historii, bo nie rozumiemy ich przyczyn i skutków.

Nadzieją dla „The Bastard Executioner” jest podrasowanie fabuły, co może też rozruszać naszego bohatera. Jest całkiem przyzwoita ekipa aktorów, w scenografii, strojach i efektach specjalnych widać niemały budżet, brakuje tylko naprawdę zajmującej historii do opowiedzenia, a co za tym idzie: emocji. Pierwsze cztery odcinki (pilot jest podwójny) ogląda się bez większego zaangażowania. Może z czasem zmieni się to na lepsze.