„Pakt” – nowy serial polskiego HBO

Po porażce „Watahy” HBO Polska zrobiło sobie przerwę od oryginalnych scenariuszy. „Pakt” jest rodzimą wersją norweskiego skrzyżowania sensacji z thrillerem, sześcioodcinkowego „Mammon”. Premiera w niedzielę, w niekodowanym paśmie.

„Mammon” („Mamona”) niedawno, pod jakże polskim tytułem „Układ”, pokazywało Ale Kino+. Było po skandynawsku mrocznie, poważnie i z odpowiednio przygnębiającą diagnozą stanu świata: korupcja elit, bezwzględna pogoń za kasą, grzechy śmiertelne, generalnie – upadek.

Głównym bohaterem serii jest dziennikarz śledczy, samotny wilk w średnim wieku, służebnik prawdy. W polskiej wersji ma zmęczoną twarz Marcina Dorocińskiego, charyzmę, butę i brak szacunku dla autorytetów, hierarchii, związków międzyludzkich i ludzkich uczuć. Gdy odkrywa przekręt finansowy na wielką skalę, w który zamieszane są elity, pisze kolejne teksty, mimo że wśród nich jest ktoś z jego najbliższych.

W kamerze Pawła Flisa Warszawa jest po skandynawsku szarobura, ciemne chmury odbijają się w szklanych fasadach biurowców stołecznego „downtown”. W jednym z nich znajduje się m.in. redakcja „Kuriera”, z trwającymi w niej nerwowymi naradami, czy drukować teksty Piotra Gardeckiego i narażać się na ewentualne rujnujące procesy ze strony oskarżanych w nich o korupcję szefów firm i czołowych polityków. W przerwach dziennikarze wietrzą się na dachu albo wyskakują na burgera do pobliskiego food-trucka.

Zaś cały układ, którego istnienie ma – z narażeniem życia nie tylko własnego – odkryć Piotr, najpewniej z pomocą straumatyzowanej, owładniętej manią prześladowczą analityczki z CBŚ (Marta Nieradkiewicz) oraz eleganckiej szwagierki (Magdalena Cielecka), ma mieć początek w czasach polskiej transformacji ustrojowej. Wtedy rodziły się fortuny, układy, a może nawet „pakty”.

HBO swoją wersję nazwało „Pakt”, co jest słowem silniejszym niż oryginalna „mamona” i „układ” z tłumaczenia Ale Kino+. Sugeruje więź silniejszą niż oparta na pieniądzach. Usprawiedliwiającą liczne odwołania do Biblii, od nawiązania do gorejącego krzewu począwszy, przez krzyże, biblijne cytaty i patetyczną muzykę z elementami sakralnymi. Aż po intrygujące kadry kończące pierwszy odcinek.

Prawdę mówiąc, gdyby nie te ostatnie sceny, kolejny odcinek nowej produkcji HBO obejrzałabym wyłącznie z dziennikarskiego obowiązku. Ani wolno zawiązująca się intryga, nieciekawi bohaterowie (grani przez czołówkę polskich aktorów), ani do bólu sztuczne dialogi, stereotypowo pokazana redakcja, dom pod miastem jak z katalogu „mieszkaj, jak ludzie sukcesu” i obowiązkowy deszcz podczas pogrzebu nie zachęcały do kontynuowania przygody z „Paktem”. A szereg kadrów stylizowanych (mówiąc delikatnie) na obrazki z ostatniego „Detektywa” i seriali skandynawskich wręcz irytował i zniechęcał.

Jednak ostatnie, równie absurdalne, co tajemnicze i intrygujące sceny spowodowały, że czekam na ciąg dalszy. Mimo całej tej warstwy „artystycznej” (reżyseria Marek Lechki), która Magdalenie Cieleckiej kazała w wywiadach porównywać „Pakt” do „Siedmiu”, kultowego thrillera Davida Finchera z lat 90., a innym aktorom widzieć w nim „skandynawską” jakość.

Ja z wizjami i pochwałami wstrzymam się do kolejnych odcinków. Oby zużyte „stylizacje” ustąpiły w nich miejsca ciekawej i wciągającej akcji. No i niech oni wreszcie zaczną mówić jak normalni ludzie, zamiast recytować jakieś szeleszczące papierem frazesy!