„Gra o tron” – sezon 6. był świetny i bardzo satysfakcjonujący

Kristofer-Hivju-as-Tormund-Giantsbane-in-Game-of-Thrones-Season-6-Episode-9W zakończonym właśnie szóstym sezonie „Gry o tron” wydarzyło się więcej niż w poprzednich dwóch czy trzech razem wziętych. Fani muszą być usatysfakcjonowani – tajemnice były rozwiązywane, akcja pchana do przodu z zawrotną prędkością, trup ścielił się gęsto, no i mieliśmy największą bitwę w historii telewizji. Podsumowujemy bez spoilerów!

Jak już wielokrotnie podkreślano, sezon 6. dla „Gry o tron” był wyjątkowy, bo wiele z prezentowanych w nim wydarzeń nie zostało jeszcze opisanych w książkach – George R.R. Martin nie zdążył napisać nowej powieści w terminie, serial wyprzedził więc pierwowzór.

Skutek był taki, że po raz pierwszy w historii tej produkcji widzowie nie wiedzieli, co się wydarzy – nie można już było zajrzeć do książek czy wyszukać w Wikipedii, kto niedługo zginie. Stąd też skok popularności serialu, spowodowany emocjonującą tajemnicą dotyczącą losu popularnego Jona Snowa – granie życiem i śmiercią tej postaci było ze strony HBO wyjątkowo udaną i oryginalną akcją reklamową.

„Wyzwolenie” od książek przyniosło jednak dodatkowy, chyba nawet ważniejszy skutek – twórcy serialu zaczęli niesamowicie kondensować fabułę, bezlitośnie tnąc wszystkie wątki, które nie pchały akcji do przodu w znaczący sposób i skracając sceny do niezbędnego minimum.

Dotychczas „Gra o tron” słynęła z tego, że postacie generalne skupiały się na gadaniu, po czym gadały więcej, a następnie omawiały to, o czym mówiły z innymi postaciami – sezon 5. był tego przykładem, notoryczne dłużyzny tylko z rzadka przerywał kolejny trup.bloodyjon.0W zakończonej właśnie serii „Gra o tron” zmieniła się jednak niemalże nie do poznania – prawie każdy odcinek przynosił nowe zwroty akcji, rozwiewał znaczące tajemnice bądź pokazywał nam śmierć kolejnej istotnej postaci: jeżeli brać pod uwagę to, kto ginął, fakt, że w ogromnej większości nie były to postacie trzecioplanowe, ale najczęściej osoby kluczowe dla losów Westeros, sezon 6. trzeba określić mianem najbardziej morderczego.

Dla widzów niezwykle satysfakcjonujące było to, że w końcu doczekaliśmy się z dawna wyczekiwanych przełomów, rozwiązań dotyczących ważnych postaci – oglądając kolejne odcinki, nie sposób było pozbyć się wrażenia, że poprzednie pięć sezonów było tylko budowaniem napięcia przed szybkim i niezwykle efektownym finałem, który właśnie się rozpoczął.

Nie zabrakło także scen, które przejdą do historii telewizji, od świetnie zrealizowanej bitwy z odcinka dziewiątego (coś, na co fani czekali) po budzącą niezwykłe emocje sekwencję w siedzibie Trójokiej Wrony (to w tym momencie każdy, kto ogląda serial, musiał docenić geniusz Martina, który zaplanował taki zwrot – dzięki takim scenom „Gra…” jest fenomenem tej skali).game-of-thrones-spoilers-the-door-hodor-dead-nameCzyli było idealnie? Nie. Opisane wyżej kondensowanie fabuły jest czymś dobrym, jeżeli pomyślimy, jak wiele działo się w kolejnych odcinkach, złym jednak, jeżeli zastanowimy się, jak mało czasu ekranowego miały poszczególne postacie i jak bezlitośnie skrócone były sceny i wątki, które zasługiwały na więcej miejsca, by w pełni rozkwitnąć (tu trzeba wskazać przede wszystkim wydarzenia z Królewskiej Przystani).

Momentami można było odnieść wrażenie, że oglądamy nie odcinek serialu, a wizualizację odhaczania listy z kolejnymi postaciami: pojawił się na 30 sekund, powiedział dwa zdania, lecimy dalej; pojawiła się na minutę, zabiła dwie osoby, to następny raz zobaczymy ją za pięć odcinków – to, niestety, często było normą.

Sezon 6. pędził więc do przodu z zawrotną prędkością. W opowieści Westeros czeka nas jeszcze ledwie 13 odcinków – 7 w sezonie 7. oraz tylko 6. w serii 8. Mało? Niby tak, ale jeżeli tempo zostanie utrzymane, to wydaje się, że HBO spokojnie da radę zamknąć wszystkie wątki. Bo wreszcie skończyło się budowanie napięcia i gra o Żelazny Tron weszła w decydującą fazę.