„Luke Cage” od Netflixa – znowu jest świetnie

hero-for-hire-luke-cage-smashes-all-in-netflix-s-first-trailer-unveiled-at-comic-con-lu-1068165Na mały ekran trafia kolejny superbohater z uniwersum Marvela, a Netflix pokazuje, że wciąż ma nowe pomysły na tego typu fabuły. „Luke Cage” to coś nowego i przede wszystkim bardzo, bardzo dobrego.

Pierwszy był „Daredevil”, potem dołączyła „Jessica Jones”, następnie jako postać drugoplanowa pojawił się Punisher (który wkrótce dostanie własny serial), 30 września premierę będzie miał „Luke Cage”, w przygotowaniu są zaś „Iron Fist” oraz „Defenders” – w tym ostatnim wymienieni tu herosi (udział Punisher jest niepewny) połączą siły przeciw wspólnemu wrogowi. I tak, przynajmniej na chwilę obecną, wygląda serialowe uniwersum Netflix-Marvel, rozwijające się nieco obok tego bardziej znanego, Kinowego Uniwersum Marvela, z Iron Manem, Hulkiem czy Strażnikami Galaktyki.

Na małym ekranie wprawdzie często pojawiają się nawiązania do wydarzeń, które mogliśmy śledzić na dużym, niekiedy są one nawet katalizatorem pewnych wątków w serialach, wszystko dzieje się tu jednak w innej skali – ograniczamy się do Nowego Jorku, a wręcz do wybranych dzielnic. Daredevil na przykład jest związany z Hell’s Kitchen, a Luke Cage z Harlemem.

https://youtu.be/Ymw5uvViqPU

Paradoksalnie ta mała skala w rękach Netflixa staje się zaletą. Zamiast pokazywać nam efektowne pojedynki z legionami z kosmosu czy wypełniać obsadę gwiazdami, zaglądają do głów swoich herosów, zastanawiają się, co poza mocami czyni ludzi superbohaterami, co dziać się musi w umyśle kogoś, kto ubiera strój i nocami patroluje ulice. Skupiają się na walce ze złem codziennym, tym niepochodzącym z kosmosu czy innego wymiaru, ale z nas samych – dlatego taki Daredevil jako heros walczył z gangsterami, a jako prawnik chronił ich ofiary przed wymuszoną eksmisją.marvel-luke-cage-mahershala-ali1„Luke Cage” to z jednej strony znowu to samo, co już nam Netflix pokazał (mała skala, psychika herosa), z drugiej jednak zupełnie nowa jakość, wymuszona nowym bohaterem i nową lokacją – Cage jest czarnoskóry, więc jego opowieść musi czerpać z codzienności Afroamerykanów, ich problemów, kultury (film ma świetną ścieżkę dźwiękową), musi odwoływać się do problemów rasowych, ale i problemów samego Harlemu.

Netflix robi to wszystko świetnie, perfekcyjnie niemal, bynajmniej nie dostajemy więc po prostu kolejnej historyjki o obdarzonym mocą gościu (Cage ma niezniszczalną skórę i nadludzką siłę) kopiącym tyłki przestępcom, ale historię człowieka dojrzewającego do odpowiedzialności i uczącego się nie tyle mocami władać, co tego, kiedy i w jakim celu ich używać.

Samo podejście do kwestii bycia superbohaterem o sile „Luke’a Cage’a” nie świadczy, bo też trzeba zaznaczyć, że to nie pierwsza próba ogrania tematu niechętnego i wycofanego herosa, którego na ścieżkę bohaterstwa popycha tragedia. Nowa produkcja Netflixa to przede wszystkim opowieść o Harlemie i jego mieszkańcach, dla której Cage jest tłem – stąd miejsce poświęca się lokalnej polityce, wspominanej kulturze, z naciskiem na muzykę. Stąd równie ważne, co bohater tytułowy, są i inne postacie, choćby świetny „ten zły”, bo to one ożywiają świat Cage’a.marvels-luke-cageWszystko to, tę wysoką jakość w opowiadaniu historii, dopełnia zaś profesjonalizm realizacji – zacząć trzeba od pochwał dla aktorów (Mike Colter jako Luke, Mahershala Ali jako brutalny Cottonmouth), potem zaś do reszty ekipy, na czele z montażystami i reżyserami, bo choćby realizacja scen akcji przeplatanych przebitkami ze scenicznych wystąpień w jednym z klubów to mistrzowska robota.

Chwalę? Owszem. Bo choć Luke Cage pojawiający się w serialu „Jessica Jones” mnie nie porwał, to jednak już jego własna opowieść zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Można się nawet spierać, że to jeden z lepszych seriali w historii Netflixa.