Dobra zmiana w serialu? – o 2. sezonie „Paktu”

Wieczorem w odkodowanym z tej okazji HBO, a już teraz w HBOGO, staruje drugi sezon rodzimej produkcji „Pakt”. Pierwszy był dość pretensjonalną kopią norweskiego „Układu”, nowy, ze scenariuszem stworzonym nad Wisłą, jest połączeniem kryminału i political fiction, z mocnymi odniesieniami do krajowej polityki. Estetycznie to jednak wciąż podróbka kina skandynawskiego.

Głównym bohaterem pozostaje Piotr Grodecki (Marcin Dorociński) – niezłomny dziennikarz śledczy, którego reportaże znów, jak w pierwszej serii, zmieniają Polskę. Tym razem dostaje cynk, że jeden z ministrów w rządzie, którego szef grany przez Mariusza Bonaszewskiego przypomina posępną wersję Donalda Tuska, mobbinguje i wykorzystuje seksualnie swoje pracownice. Reportaż Grodeckiego wysyła polityka na bezrobocie i doprowadza do upadku rządu.I tu zaczyna się właściwa akcja, czyli śledztwo, które ma wyjaśnić, kto stał za cynkiem w sprawie wykorzystywanych kobiet, komu zależało na obaleniu rządu i czy polityczna zmiana będzie dobrą zmianą? W nowym „Pakcie” oprócz pamiętnej seksafery w Samoobronie dźwięczą także świeższe odniesienia do rzeczywistej polityki made in Poland: afery podsłuchowe, działalność służb specjalnych, kontrakt na sprzęt dla wojska. Jest też nowa partia przebojem zdobywająca sondaże, z brzmiącą znajomo nazwą, choć zamiast kropki ma na końcu wykrzyknik: Odnowa!

Obok Grodeckiego, który tu ponownie ma umęczoną, poszarzałą twarz wojownika o wartości w świecie z nich wyzutym (najdłuższe z jego cedzonych przez zaciśnięte zęby kwestii brzmią: „Powiedz, kurwa, zabiłeś ją”), w drugim sezonie powracają także Andrzej (Witold Dębicki) – zapijający utratę złudzeń bezpośredni szef Piotra i Dariusz Skalski (Adam Woronowicz) – dawny minister, walczący o powrót do polityki.Obok nich pojawiają się nowe gwiazdy, na czele z Magdaleną Popławską w roli Anny Wagner, prezydent Bytomia z ambicjami ogólnopolskimi. Jej asystenta gra Filip Pławiak, wschodząca gwiazda naszego kina, Łukasz Simlat gra podejrzanego lobbystę, Borys Szyc – właściciela tygodnika, w którym pracuje Grodecki, a Kinga Preis jego redaktor naczelną. Tajemniczym macherem z cienia jest Zbigniew Zamachowski, z kamienną twarzą wypowiadający kwestię: „Polska potrzebuje dobrej zmiany”.

Polityka pokazana jest w stylu współczesnych seriali – bez pardonu. Czyste intencje, ideały, jeśli jeszcze są, muszą ustąpić miejsca pragmatyzmowi. Żeby rządzić prawie i sprawiedliwie, najpierw trzeba władzę zdobyć środkami, które musi uświęcić cel, bo same z siebie święte kompletnie nie są.

To wciąż nie „House of Cards”, co jest zrozumiałe, w końcu jaka polityka, takie political fiction. Plusem zgrzebności jest większa wiarygodność „Paktu”, przyleganie do polskiej rzeczywistości. Szkoda tylko, że twórcy nie wysilili się bardziej w kwestii dialogów czy choćby zgrabnych bon motów. Tu jest ich na lekarstwo, jakby scenarzyści wiedzieli, że słowo nie jest ich mocną stroną. Dlatego królują sceny nieme, kamera pokazuje bohaterów siedzących w zamyśleniu albo desperacko krzyczących w samotności.

Najchętniej zaś gdzieś jadących samochodem. W poprzednim sezonie motywem przewodnim był szarobury, skąpany w deszczu świat widziany zza szyby szklanego wieżowca albo wypasionej, dizajnersko urządzonej willi, w drugim te same szarości i szaro-niebieskości à la Sztokholm czy Oslo oglądamy zza szyby samochodu. Za zdjęcia obu części odpowiada Paweł Flis (reżyseruje tym razem Leszek Dawid).Akcja rozwija się od zabójstwa do zabójstwa – po dwóch pierwszych odcinkach średnia trupów wynosi (co najmniej) dwa na godzinę – ale o szalonym tempie trudno mówić. Co nie byłoby żadną wadą, gdyby twórcy dali nam coś w zamian – najchętniej jednak dialogi albo chociaż elokwentne monologi.

Generalnie „Pakt” 2 jest bardziej realistyczny niż część pierwsza, wątek political fiction działa znacznie lepiej niż wcześniejsza, osadzona w cytatach z Biblii historia biznesmenów przekręcaczy. Jest więc lepiej, choć o przełomie w jakości polskich seriali jeszcze zdecydowanie mówić nie można.