Najlepsze seriale 2016 roku – wg Marcina Zwierzchowskiego

stranger-things-eleven-image-0Mijające dwanaście miesięcy to wiele, wiele serialowych premier i powrotów, wśród których nie zabrakło pozycji wybitnych. Rok 2016 potwierdza, że żyjemy w złotej erze telewizji.

To ciekawe, bo klasyczne pytanie „Co oglądać?” uległo przemianie – nie zadajemy już go z nutą goryczy, narzekając, że „w telewizji nie ma niczego ciekawego”, ale z bólem świadomości, że wartych uwagi seriali jest obecnie tak dużo, że nie sposób śledzić je wszystkie.

Ja sam nie znalazłem jeszcze czasu ani na „The Crown”, ani na „Długą noc” czy „Orphan Black”, a nawet na trzeci sezon uwielbianego przeze mnie „Black Mirror”, nie wspominając o nowiutkim „The OA”.

Z tego, co udało się jednak obejrzeć, z trudem (bo kandydatów było wielu) wybrałem siedem seriali, które w 2016 roku zrobiły na mnie największe wrażenie. Oto one:

7. „Gra o tron” – sezon 6.

Obecność najpopularniejszej obecnie produkcji HBO, a przy okazji najpopularniejszego serialu na świecie, nie może dziwić. Sezon szósty był wyjątkowy, ponieważ po raz pierwszy ekranizacja wyprzedziła książkowe oryginały – George R.R. Martin wciąż pracuje nad powieścią, w której opisze pokazane w serialu wydarzenia.

Efekt był tu bardzo ciekawy, ponieważ wreszcie wyczekiwaniu na kolejne odcinki towarzyszyło ogromne napięcie (nie można było zajrzeć do książki i sprawdzić, co się stanie, nikt nie opisywał wszystkiego w przód w sieci), przez co wspólnie przezywaliśmy najważniejsze zwroty akcji, jak rozstrzygnięcie losu Jona Snowa, słynna scena z Hodorem, zemsta Cersei czy efektowna Bitwa Bekartów.

Nieuwiązani tekstem Martina Benioff i Weiss znacznie tez pchnęli akcję do przodu, odkrywając wiele tajemnic i rozwiązując mnóstwo znaczących wątków, dzięki czemu ich opowieść wreszcie zaczyna sprawiać wrażenie, jakby zmierzała do finału.

6. „The Expanse” – sezon 1.

Doczekaliśmy się wreszcie na małym ekranie porządnego kosmicznego serialu SF, który nie tylko opowiada ciekawą historię (tu zasługa literackiego pierwowzoru Jamesa S.A. Coreya), ale przede wszystkim naprawdę dobrze wygląda. „The Expanse” to space opera, z wątkami rozgrywającymi się zarówno na futurystycznej Ziemi, jak i na zasiedlonej przez ludzi stacji kosmicznej na asteroidzie, jak i na pokładach wielu statków – i jakimś cudem nie czuć tu telewizyjnych ograniczeń budżetowych, gra wszystko, od scenografii i kostiumów, aż do efektów specjalnych.

5. „Humans” – sezon 1.

AMC (ci od „The Walking Dead”, „Mad Men” i „Breaking Bad”) nakręciło własną wersję szwedzkiego serialu „Real Humans”, pokazującego bardzo, bardzo niedaleką przyszłość, w której roboty stają się sprzętem niemalże tak powszechnym jak tablety. Pomagają nam w pracy, w domu, zajmują się chorymi i opiekują dziećmi. „Humans” stawiają przy tym pytanie, jak obecność doskonale imitującej człowieka maszyny wpłynie na nas, zwykłych ludzi – robią to poprzez pokazanie rodziny Hawkinsów, do której „dołącza” robot Anita, która przejmuje od matki część domowych obowiązków, spychając matkę na dalszy plan.

Mamy też rzecz jasna wątek Sztucznej Inteligencji, czyli maszyn świadomych. Tu jednak znowu „Humans” idą pod prąd, bo pokazują różne ścieżki, w tym te optymistyczne, co jest we współczesnej fantastyce naukowej rzadkością.

(„Humans” w stanach premierę mieli w 2015 roku, więc teoretycznie na tej liście znaleźć się nie powinni, w Polsce AMC pokazało ich jednak w 2016 roku, wtedy też ja nadrobiłem).

4. „Preacher” – sezon 1.

Kolejna produkcja AMC, tym razem będąca ekranizacją popularnej i uznanej serii komiksowej. Tu jednak superbohaterów nie ma, choć tytułowy kaznodzieja otrzymuje coś na kształt wyjątkowych mocy. Przy okazji też jednak jego współlokatorem zostaje ponad stuletni irlandzki wampir, ze skłonnością do alkoholu i innych używek.

I właśnie ta więcej niż odrobina szaleństwa w „Preacherze” urzekła mnie najbardziej – jakiż to wspaniały wszechświat, z demonami, aniołami, wampirami i innymi stworami, gdzie krew leje się gęsto, a wiele scen ociera się o groteskę czy jest po prostu absurdalnych. Groza miesza się tu z komedią, a połączenie to coś absolutnie unikatowego.

3. „Daredevil” – sezon 2.

https://youtu.be/m5_A0Wx0jU4

W drugim sezonie komiksowy serial Netflixa nie tylko sprostał oczekiwaniom wywindowanym przez świetną pierwszą serię, ale nawet ją przyćmił. Po raz kolejny dostaliśmy serial pod wieloma względami idealny: niezwykle efektowny, ze wspaniałą choreografią walk, z ciągle rozwijanym ciekawym światem, z angażującą opowieścią, a przede wszystkim naprawdę dobrze napisanymi i zagranymi bohaterami – show wszystkim skradł tu Jon Bernthal jako Punisher, trudno jednak nie docenić Elektry czy Karen Page, która wreszcie urosła do miana naprawdę, naprawdę silnej i ciekawej postaci kobiecej, wspaniale zagranej przez Deborę Ann Woll.

2. „Westworld” – sezon 1.

Kolejny wielki przebój od HBO, tym razem będący tak jakby nową wersją filmu Michaela Crichtona „Świat Dzikiego Zachodu”. Ale choć założenia ogólne są tu takie same (park rozrywki, w którym gości zabawiają roboty), sama historia idzie już w inną stronę, w największej mierze skupiając się na zagadnieniu powstania świadomości i konstrukcji prawdziwej Sztucznej Inteligencji.

Jasne, to HBO, więc krwi i golizny nie zabraknie, w finale jednak „Westworld” objawia kunsztowność swojej konstrukcji, co daje efekt niemalże na skalę „Szóstego zmysłu”.

Efektowny, pięknie nakręcony, świetnie zagrany, inteligentny i zaskakujący serial SF.

1. „Stranger Things” – sezon 1.

https://youtu.be/XWxyRG_tckY

Wybór oczywisty, mimo iż „Westworld” dzielnie walczył o miano serialowego wydarzenia roku. Musiał jednak przegrać ze „Stranger Things”, czyli produkcją Netflixa, która latem wywołała powszechną konsternację faktem, że jest aż taka dobra, że takiego hałasu narobić może serial, na który nikt nie czekał, który nie miał praktycznie żadnej kampanii marketingowej, a którego największą gwiazdą była Winona Ryder.

Matt i Ross Dufferowie doskonale jednak wykorzystali nasz sentyment do lat 80., Kina Nowej Przygody, „E.T.”, „Z archiwum X” i „Goonies”, do tej mieszanki grozy i historii dla nastolatków, ze szczyptą rządowych konspiracji i monstrów z innego wymiaru.

Ich serial to majstersztyk jeżeli chodzi o budowanie atmosfery, ale operowania tempem – częścią przeżycia, jakim jest „Stranger Things”, stało się oglądanie całego sezonu ciurkiem, bo był tak wciągający, że nie sposób było się oderwać, choćby była 3 w nocy, a rano trzeba było iść do pracy.