ShowMax – najnowszy serwis VOD z filmami i serialami

„To my Ci pokażemy… pełnometrażowe filmy z Ewanem McGregorem w HBO GO” – tak HBO Polska zażartował z nowej konkurencji, serwisu ShowMax, który reklamuje się hasłem „My Ci pokażemy” i 7-minutową etiudą filmową w reż. Patryka Vegi z McGregorem rozrabiającym w biurowcu Złotych Tarasów.

Ta ironiczna odpowiedź odnosiła się do przytupu, z jakim ShowMax wszedł kilka dni temu na polski rynek. Tak różnego od strategii HBO GO, które spokojnie, krok za krokiem, poszerza rynek, stawiając na markowe produkcje i pojawiając się w ofertach operatorów telewizyjnych i telekomunikacyjnych, u dostawców internetu. W listopadzie HBOGO.pl miało ponad 500 tys. realnych użytkowników i 3,64 mln odsłon (dane Gemius/PBI za WirtualneMedia.pl).

I od strategii Netflixa, który wszedł na polski rynek w styczniu ubiegłego roku znienacka, w tym samym czasie co do 130 innych krajów. Mozolnie poszerzał ofertę, stopniowo dorzucając polskie napisy do kolejnych produkcji. Proces „lokalizacji” zakończył się we wrześniu, gdy na język polski przeszła strona serwisu. Dziś wedle szacunków firma ma ponad 380 tys. rodzimych użytkowników, płacących miesięcznie od 34 zł.

ShowMax zagrał głośno. Reklamy z nazwiskami McGregora – gwiazdy „Trainspottingu” (także wchodzącej do polskich kin 3 marca drugiej części kultowego filmu), „Gwiezdnych wojen” i – wkrótce – trzeciego sezonu świetnego serialu „Fargo” i Patryka Vegi, najbardziej kasowego z polskich reżyserów – wisiały na przystankach autobusowych i biły po oczach w internecie. Kilkuminutowy filmik o tytule „Czerwony punkt” przedstawiano na plakatach niczym nowy film Vegi, z McGregorem w roli głównej.Dopiero na premierze serwisu okazało się, że to fake news – po polsku: ściema. Nieściemą okazała się za to ogłoszona wcześniej informacja, że ShowMax będzie współproducentem popularnego internetowego satyrycznego serialu „Ucho prezesa”. Kolejne odcinki (20 w tym roku plus odsłony specjalne) mają się pojawiać w serwisie w czwartki, a kilka dni później trafią do YouTube’a.

Wszystko to razem: „Ucho prezesa” i wybór Patryka Vegi, o którym jest ostatnio głośno nie z powodu realizacji kolejnej części „Pitbulla”, tylko właśnie jej nierealizowania; z powodu sporu z producentem ma ją wyreżyserować Władysław Pasikowski, na ambasadora i twarz serwisu – to sygnał, że jego szefowie stawiają na rodzimą ofertę dla szerokiego widza.

Za 19,90 zł miesięcznie (w cenie możliwość oglądania na dwóch urządzeniach jednocześnie, w słabej jak na dzisiejsze standardy rozdzielczości 720 dpi oraz możliwość oglądania offline) póki co nie dostanie się zbyt wiele, za to wszystko od razu z polskimi napisami. Ale oferta filmów polskich jest większa niż u konkurencji – Netflixa, HBO GO, o raczkującym u nas Amazon Prime nie wspominając.

Serwis podpisał umowę na wyłączność z dystrybutorem Kino Świat. W dziale Akcja, obok „Sin City 2” i „Służb specjalnych” Vegi, znajduje się m.in. „Miasto 44” Jana Komasy. W kwietniu – na miesięcznicę? – ma się pojawić „Smoleńsk”.Kolejnym – po Vedze, który ma dla serwisu wyreżyserować trzy seriale – twórcą kilkuminutowej etiudy (a potem może serialu) będzie Wojtek Smarzowski. Tytuł krwawego dzieła brzmi „Ksiądz”, a w roli głównej występuje Arkadiusz Jakubik. Jaki jest związek etiudy z filmem, nad którym ostatnio pracował twórca „Wołynia”, a którego tematem jest właśnie polski kler (i pedofilia) – nie wiadomo.

Dziś już każda ze stacji, także tych zagranicznych, na świecie znanych z markowych produkcji, i każdy z serwisów wie, że kluczem do serc i portfeli polskich widzów jest produkcja lokalna. Prób tworzenia seriali osadzonych w polskich realiach, granych przez polskich aktorów przybywa. I mimo dyskusyjnej jakości biją zwykle rekordy frekwencji w stacjach. Tak było ostatnio z „Watahą” HBO czy „Belfrem” Canal+.

HBO niedawno pokazała pisany przez polskich scenarzystów 2. sezon „Paktu”, a na jesień szykuje premierę 2. sezonu „Watahy”. Pracuje też nad serialową wersją „Ślepnąc od świateł”, powieści Jakuba Żulczyka. Canal+ zaś skupia się na 2. sezonie „Belfra, znów z Maciejem Stuhrem w tytułowej roli, i kupiło prawa do przeniesienia na mały ekran „Króla” Szczepana Twardocha.

Obu stacjom wejście na rynek rodzimych produkcji zajęło jednak kilka lat. Netflix ogłosił, że poszukuje polskich scenariuszy, ale muszą mieć ponadlokalny, uniwersalny charakter. Start produkcji zapowiada nie wcześniej niż dwa lata od wejścia na nasz rynek. Na razie w serwisie można znaleźć nagrania polskich stand-uperów.

ShowMax przyjął odwrotną strategię. Nie zamierza, bo też nie może, konkurować z HBO czy Netflixem na wielkość oferty zagranicznych seriali i filmów (zwłaszcza że najlepsze są właśnie produkcji HBO i Netflixa). Stawia więc na polską ofertę, a jego klientem nie jest wielkomiejski widz szukający wysublimowanej (pod różnym względem) rozrywki spod znaków HBO czy Netflixa. Jego targetem jest widz zapełniający sale kinowe na kolejnych filmopodobnych produkcjach Vegi, czyniąc je hitami. Czy na epickich, sugestywnych i świetnie przemawiających do masowego widza filmach Smarzowskiego.Nie jest to zła strategia, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę, że w Polsce od kilku lat wreszcie rozwija się kino gatunkowe, dla widza żądnego dobrze opowiedzianych historii, bez artystycznych fajerwerków, ale z niezłym aktorstwem. Dowodem rekordy box office’owe „Bogów” i „Sztuki kochania”, o kolejnych częściach „Listów do M.” czy „Planety singli” nie wspominając.

Szef ShowMax, Maciej Sojka (wcześniej wprowadzał na rynek platformę n), stara się budować lojalność klientów, obiecując, że opłaty z abonamentu serwis zamierza przeznaczyć właśnie na inwestycję w rodzimą, oryginalna produkcję. Zamierzają – przekonuje – zbudować bazę fanów wokół „markowych” reżyserów. I docelowo rocznie produkować 10 oryginalnych, polskich seriali.

Jeśli nie ma na myśli kilkuminutowych etiud w reż. znanych twórców, ale pełnometrażowe filmy i seriale – ShowMax może być ciekawym graczem na rynku. Tym bardziej, im bardziej jego produkcje będą się różniły od glamourowo-wypolerowanych dzieł TVN i Player.pl oraz od historycznych i martyrologicznych produkcji TVP.

Wątpliwości są zasadniczo dwie. Pierwsza dotyczy scenarzystów i scenariuszy. Dobrych wciąż trzeba szukać w Polsce ze świecą, o czym bardziej bądź mniej oficjalnie można usłyszeć w rodzimych oddziałach HBO czy Canal+. Ale może popyt zrodzi podaż, wreszcie?

I druga – na jak długo właścicielowi ShowMaxa, globalnej mediowej firmie Naspers (w Polsce jest właścicielem portalu OLX), wystarczy środków i cierpliwości?