„The Ranch” – komedia z serca Ameryki

The Ranch

Ashton Kutcher gra w tym serialu tę samą postać co zawsze, do „The Ranch” pasuje jednak jak ulał. Netflix daje nam komedię nietuzinkową, bo fundamenty mającą w kwestiach jak najbardziej poważnych.

Trzeci już sezon serialu komediowego „The Ranch” był dla miłośników humoru na małym ekranie premierą z dawna wyczekiwaną. Już w pierwszej serii ta opowieść o zgasłej gwieździe szkolnego futbolu, po latach powracającej na tytułowe rodzinne ranczo, zaskoczyła nie tylko autentycznie zabawnymi dialogami, przede wszystkim jednak tym, że fabuła opierała się nie na absurdzie, ale na przejmującej opowieści o trudnej, bardzo, bardzo trudnej miłości ojca i syna.

Zresztą u Bennettów cała rodzinka ma za uszami. Ojciec, grany przez wyśmienitego Sama Elliotta, to doświadczony przez życie zgryźliwiec, który wychował się w sercu Stanów Zjednoczonych, jest Republikaninem, ma swoją dumę i wszystko wie najlepiej. Wprawdzie ze swoją żoną i matką ich dwóch synów (Debra Winger) nie są już od jakiegoś czasu, spotykają się regularnie, ponieważ ich związek „awansował” z duchowego na czystko seksualny.

Co miesza w głowach ich synom, czyli Roosterowi (Danny Masterson), od zawsze mieszkającemu na ranczu ojca i pomagającemu mu, oraz Coltowi (Kutcher), który w czasach szkolnych zdobył dla miejscowej drużyny futbolowej jedyne w historii mistrzostwo stanu, dzięki czemu po dziś dzień jest lokalną legendą. Od tego czasu wiele więcej jednak nie osiągnął, tułając się tylko od drużyny do drużyny, aż w końcu w wieku trzydziestu kilku lat doszedł do wniosku, że chyba zrobił się za stary na wiecznie rozpoczynającego karierę.

https://youtu.be/Nq0rL_x22s8

Po prawdzie jednak „karierę” futbolową porzucił, by pomóc ojcu w pracy na tonącym w długach ranczu. Przy czym nikt o fakcie, iż to Colt zrezygnował, mimo że chcieli go w nowej drużynie, poza nim samym nie wie.

Słodko-gorzka jest więc ta opowieść o pokręconej, ale chyba jednak kochającej się rodzince, która wprost uwielbia sobie dopiekać i mieszać się z błotem, naprawdę, naprawdę mieszać z błotem. Gdy jednak przychodzą kłopoty, wszyscy stają za sobą murem. Mnóstwo tu humoru opartego na ironii i wymianach kąśliwych docinek, czysto komediowe są tu tylko postacie tła, jak choćby zakochany w matce Colta urodziwy inaczej bywalec prowadzonego przez nią pubu.Pierwszy sezon był więc pozytywnym zaskoczeniem. Twórcy „The Ranch” nie szukali w nim na siłę oryginalności, nie prześcigali się w wymyślaniu pokręconych bohaterów, zamiast tego oparli swoje scenariusze na rzeczywistych problemach rzeczywistych ludzi, dodając tylko do tego sporą szczyptę humoru.