„Inhumans” – druzgocąca klęska Marvela

Podbijający wielkie i małe ekrany superbohaterowie z wydawnictwa Marvel właśnie zaliczyli pierwszą spektakularną porażkę. Bo choć i wcześniej zdarzały się słabsze filmy czy seriale, nic nie było tak fatalne jak „Inhumans”.

Upadek jest bym bardziej spektakularny, że premierze tego serialu nadano rangę wydarzenia – w Polsce dwa pierwsze odcinki wyświetlane są w kinach IMAX. W teorii sugeruje to silną warstwę wizualną, bo przecież na tych ekranach zwykle takie obrazy się pokazuje, w tym przypadku jednak efekt jest odwrotny od zamierzonego – w tej skali tym wyraźniej widać budżetowe ograniczenia.

Bo jeżeli jakiś zwrot kojarzy się z nową produkcją telewizji ABC i Marvela, to „produkcja po kosztach”. Nie dość, że wiele pozostawiają do życzenia efekty specjalne, jak choćby wizualizacje zamieszkanego przez Inhumans miasta na Księżycu, to również w przypadku strojów czy charakteryzacji twórcy poszli po linii najmniejszego oporu – ta inna, nieludzka rasa Inhumans pokazana nam jest poprzez jakieś proste dodatki kosmetyczne czy… fikuśnie pofarbowane włosy, a ujęcia z postaciami ze skrzydłami czy byczymi nogami ogranicza się tu do minimum.

Mało tego, w obsadzie brakuje jakiegokolwiek talentu, czy to mierzonego skalą popularności (tu prym wiedzie znany z „Gry o tron” Iwan Rheon), czy umiejętnościami aktorskimi – choć trzeba tu mieć na uwadze fakt, że z tak kiepskiego scenariusza nawet Pacino i De Niro wiele by nie wyciągnęli.Właśnie – scenariusz. Mimo że wizualnie „Inhumans” nie zachwycają, mimo gry aktorskiej Isabelle Cornish, dla której nie znajduję wystarczająco negatywnych epitetów, to właśnie scenarzyści zasługują na najmocniejszą krytykę. I reżyser.

Po prawdzie w kinie odnosiłem wrażenie, że oglądam serial tworzony przez amatorów, z dialogami tak złymi, że nabiera się ochoty na zatkanie uszu, byle tylko ich nie słyszeć, i reżyserią tak fatalną (idiotyczne skakanie między scenami, źle dobrana muzyka, absolutnie pozbawione napięcia i dynamiki sceny akcji), że ma się ochotę rzucić czymś w ekran i krzyczeć. Nie ma w moich słowach przesady – nie przypominam sobie, żebym w ostatnich latach widział inny serial, który byłby tak zły na tak wielu poziomach.Powtórzyłbym, że mamy tu do czynienia z amatorszczyzną, w zasadzie dochodzę jednak do wniosku, że fani amatorzy byliby w stanie nakręcić coś lepszego, że nawet jeżeli ich produkcje byłyby złe, to może chociaż bawiłyby nas swoją przaśnością.

„Inhumans” tacy nie są – to powrót do przeszłości, do lat, gdy telewizja była o kilka klas gorsza od produkcji kinowych, a ludzie oglądali ją dlatego, że trafili na dany serial, skacząc od kanału do kanału.Powstało wiele seriali, które dzieliły widownię, wiele, co do których można było powiedzieć, że warto spróbować samemu, a nóż akurat tobie się spodoba. „Inhumans” nie zaliczają się do tej grupy.

„Inhumans” to po prostu murowany kandydat do tytułu najgorszej produkcji roku, o ile nie dekady (biorąc pod uwagę, że stoją za nią takie potęgi jak ABC i Marvel). Zostaliście ostrzeżeni.