Co powiedział Sheldon – jak tłumaczenie może okaleczać serial
„Teoria wielkiego podrywu” to jeden z głośniejszych obecnie nadawanych seriali, wynik 20 mln widzów oglądających go w samych Stanach Zjednoczonych plasuje go w czołówce najpopularniejszych produkcji telewizyjnych w historii.
I choć emitowany właśnie 8. sezon ma wyraźne problemy z nawiązaniem do poziomu poprzednich serii, fanów Sheldona i spółki nie brakuje, i to na całym świecie. Choć w Polsce tak różowo nie jest – serial nigdy nie trafił na żadną z „głównych” anten, nie przebił się więc do szerokiej świadomości, zamiast tego nieodmiennie goszcząc na kanale Comedy Central. Przyczyn takiego stanu rzeczy zapewne jest wiele, jedną z nich musi być jednak wołający o pomstę do nieba poziom tłumaczenia dialogów, które kastrowane są z bogatego popkulturowego tła lub po prostu wprowadzają widza w błąd.
Bo na czym opiera się humor w „Teorii…”? Na głębokim zakorzenieniu w kulturze popularnej, na gorących dyskusjach i subtelnych nawiązaniach do komiksów, fantastyki naukowej, kina, telewizji, karcianek i wszystkiego, co wiąże się z subkulturą tak zwanych geeków, czyli ludzi totalnie zakręconych na punkcie wymienionych wyżej gałęzi sztuki i rozrywki.
Rozmowy Sheldona, Leonarda, Raja i Howarda to festiwal cytatów i hermetycznych żartów, to one definiują te postaci. To i jeszcze zacięcie naukowe, również przesiąkające do dialogów. Co zaskakujące, z tym drugim tłumacz pracujący nad tekstami do polskiej wersji list dialogowych dla Comedy Central radzi sobie naprawdę świetnie, przekładając teksty niekiedy tak zagmatwane, że pod koniec zdania nie pamięta się, co było na jego początku. Potrafi jednak wyłożyć się na najprostszych rzeczach, niekiedy przeinaczając sens wypowiedzi, często też wycinając niezrozumiałe fragmenty.
Przykłady? Proszę.
Scena, w której Sheldon pracuje nad równaniem i z radością odkrywa, gdzie znajduje się pasujące do niego neutrino. Zanim jego radość z tego faktu zdąży zgasnąć, do gabinetu wchodzą Howard i Leonard, ich przyjaciel dzieli się więc z nimi wesołą nowiną, mówiąc: „Znalazłem moje zaginione neutrino!”. Howard odpowiada na to: „Przykleiło się do kartonu z mlekiem”. Bez sensu, nie? Może dlatego, że w oryginale jego wypowiedź brzmi: „Oh good, we can take it from the milk carton”, co nawiązuje do panującego w Stanach zwyczaju umieszczania zdjęć zaginionych osób na kartonach mleka.
Penny i Leonard wchodzą schodami, rozmawiają o książce naukowej mamy Leonarda, w której ta opisywała ze szczegółami dzieciństwo swojego syna. Leonard wspomina rozdział o masturbowaniu i pyta, czy Penny doszła już do opisu tego, jak był na kursie garncarstwa. Kwituje to stwierdzeniem, że w zasadzie jeżeli coś z niego wychodziło, jego matka opisała to w książce. Zaraz – wychodziło? W sensie, że garnki wychodziły? Nie. Oryginał: „Potty traning”, czyli nauka korzystania z nocnika. Garncarstwo to „pottery”. Słowa podobne, fakt, ale że tłumacza nie zastanowił fakt, że Leonard bredzi?
Najczęściej mamy jednak do czynienia z pomijaniem sporych fragmentów zdań, jak wtedy, gdy Sheldon pyta Ramony, czy podobało jej się porównanie jednego z fizycznych zjawisk do osoby grającej sama ze sobą w ping-ponga. Nie „osoby”, a konkretnie Flasha, czyli bohatera komiksów DC. Jasne, to drobiazg, ale to nagminna praktyka, która potrafi zabić żart, odrzeć go z głębi i unicestwić wysiłek scenarzystów, którzy prowadzą w ten sposób dialog z fanami-geekami.
Gdy oglądam kolejne odcinki „TBBT” na Comedy Central, nie potrafię całkowicie wyłączyć wsłuchiwania się w oryginalną ścieżkę dźwiękową i skupić wyłącznie na lektorze. Nie jestem więc w stanie z zewnątrz ocenić, jaka porcja humoru zawartego w serialu w wersji polskiej nie występuje, bo albo ją wycięto, albo przeinaczono.
Niemniej to, co dostrzegam, jest przerażające. Tekst taki jak ten nie powstał pod impulsem chwili, bo wyłapałem kilka błędów w kilku odcinkach – gdy zdecydowałem, że go napiszę, czekałem bardzo długo, przeprowadzając eksperyment: próbowałem trafić na odcinek, w którym tłumacz nie wyłożyłby się na czymś spektakularnie. Nie udało się. A trzeba Wam wiedzieć, że „TBBT” oglądam pasjami, bo to jedyny obok „Przyjaciół” serial, który mi się nie nudzi, nawet oglądany po raz setny. (Comedy Central jest więc najchętniej oglądanym przeze mnie kanałem). Materiałem „badawczym” było więc co najmniej kilkadziesiąt epizodów.
Wszystko układa się więc w jedną całość. Bo wiecie, że na przykład wydany jakiś czas temu na DVD sezon 7. „Teorii…” ma wyłącznie polskie napisy? Brak w nim lektora. Czyli nie tylko ja mam bardzo krytyczne na temat jakości serialu w wersji Comedy Central. I może z tym wiąże się raczej słaba popularność tej produkcji nad Wisłą? Ja trafiłem na nią na CC przypadkiem i już zostałem, bo mnie wciągnęło.
Ile jednak osób odrzuciło tę historię, bo nie zna angielskiego na tyle dobrze, żeby zorientować się, że bohaterowie bredzą tylko po polsku, podczas gdy w oryginale są erudytami? Szkoda tak zmarnowanego potencjału.
Komentarze
Oni w oryginale są jeszcze gorsi…
Rozumiemy, nie podoba ci się serial i musiałeś o tym poinformować świat. Dzięki, od razu poczułem się lepiej.
Zgadzam się w 100% że dialogi w polskim brzmieniu tracą często sens a już na pewno humor, niestety moim zdaniem tak samo jest w przypadku Przyjaciół czy HIMYM – może taka już przypadłość tłumaczeń angielskich żartów językowych na nasz polski język?
Ja ile mogę to oglądam z napisami – tylko Przyjaciele już mi nie przeszkadzają z lektorem – może dlatego że znam na pamięć oryginalne teksty?;)
Simplex
Serial jest denny, jak cała amerykańska telewizja, a tłumaczenie jego tytułu jest wręcz kretyńskie.
@badnick
Booooooszszee
zyta2003
Czy ty naprawdę widzisz coś pozytywnego w programie, w którym aktorzy odgrywają kompletnych idiotów bredzących coś na temat nauki, jako iż w oryginale, to tytułem tego programu jest „The Big Bang Theory” czyli po polsku „Teoria wielkiego wybuchu” a więc teoria objaśniająca powstanie naszego Wszechświata. Stąd też uważam tłumaczenie tego tytułu za kretyńskie, podobnie jak przedstawianie tymże serialu naukowców jako kompletnych kretynów, a przecież pracowałem przez wiele lat na samodzielnych stanowiskach naukowo-dydaktycznych w zachodnich, głównie angielskojęzycznych uniwersytetach, więc wiem, że owi naukowcy mogą być skończonymi świniami, plagiatorami, zboczeńcami seksualnymi etc. ale nigdy aż takimi głupkami jak „bohaterowie|” tego, pożal się boże, serialu. 🙁
Badnicku, trollujesz nas, prawda? Tak zgrabnie wcieliłeś się w powyższym wpisie w Sheldona :D.
@badnick Booooooooooszszszeeee !!!!!!!
Kretynskich tlumaczen tytulw filmow jest wiecej – Mecaniczna Pomarancza (Clockwork Orange) czy Zadlo (Sting)
@zyta2003
Zacielas sie czy co ?
Też jestem fanem serialu i też oglądam go na CC. Większość kontekstu nie byłaby zrozumiała bez znajomości pop-kultury (ja na przykład znam ją słabo), więc tłumacz zrobił dobrą robotę poszerzając krąg potencjalnych odbiorców przez tłumaczenie wyprane z wątków subkulturowych.
Dla geeków istnieją seriale bez lektora (csc lub inne źródła), można tż kupić serię z polskimi podpisami.
A.L.
Mechaniczna Pomarańcza (Clockwork Orange) czy Żądło (Sting) to tylko [mniejsze ;-)] pół biedy przy takiej n.p. Szklanej Pułapce (Die Hard)!
Art.
Nie rozumiem, dlaczego w polskiej TV nakładany jest głos lektora na oryginalną ścieżkę dźwiękową? Przecież to jest barbarzyństwo oraz naruszenie praw autorskich przez dewastację działa artystycznego ! Filmy dla dzieci mogą być przecież dubbingowane, a reszta Polaków umie przecież czytać, nawet dziś, mimo drastycznego spadku poziomu szkolnictwa. Chyba, że rząd przygotowuje nas na masowy analfabetyzm na zasadzie, że analfabetami to łatwiej jest rządzić. 🙁
Pozdr.
Czy to co piszesz w tym tekście jest komuś w ogóle potrzebne? Bo ja tak powiem. Normalne jest, że co kraj to obyczaj i tym samym – co kraj to inny rodzaj humoru i tekstów. W różnych krajach różni bohaterowie komiksów choćby, są inaczej odnierani i są bohaterami innych żarótów i kontekstów tych żartów. Więc przestrzań iskrzyć AUTORZE, bo nie da siepo prostu tak tłumaczyć by odnieść całkowicie pierwotny sens. Musiłby być jednocześnie komentarz wyjaśniający np. o wprzyzwyczajeniach amerykanów do potterów czy tam innych nocników…
@badnick
Jeśli chodzi o tłumaczenie tytułu serialu to bardzo się mylisz. „The Big Bang Theory” jest oczywiście teorią naukową, jednak jest to też gra słów o czym zresztą właśnie mówi ten artykuł. Słowo „bang” w języku angielskim oznacza:
stukać – to bang [wulg.] (też: to screw)
dmuchać(seks) [pot.] – to bang [wulg.] (też: to screw).
Wydaje się to oczywistym ale widzę, że może nie jest i dlatego jest źle odbierane. Nie mam absolutnie nic do osób, które uważają serial za denny i głupi, ale atakowanie go przez własną niewiedzę jest przynajmniej nieodpowiednie.
Natomiast, jeśli mówimy o absurdzie wielu sytuacji i relacji przedstawionych w serialu to właśnie na tym opiera się cała zabawa, rozrywka i komizm. Dokładnie na tym o czym ty piszesz.
Jeśli już mówimy o adekwatności nauki w serialu to dużo się niestety nie wypowiem. Nie wiem dużo na ten temat jakkolwiek próbuję się w tym kierunku kształcić, ale wiem, że jest wiele osób ze staffu, które bacznie obserwują każdy wzór napisany na tablicy, każdą wypowiedź wypowiedzianą przez bohaterów i każdy najmniejszy szczegół. I wiem również, że nie wielu ludzi skarży się na mijanie się nauki z prawdą w nim, wiele rzeczy jest przerysowanych (jak znalezienie nowego pierwiastka, udowodnienie go przez chińczyków itd.) ale nigdy nie nie prawdziwych.
Radzę znaleźć lepsze argumenty następnym razem…
Szkoda, że autor artykułu ani podpisujące się pod nim mądrale nie podał przykładów lepszych pomysłów na tłumaczenie np. „Oh good, we can take it from the milk carton”…
Proszę też o lepsze przykłady tytułów „Die Hard” i „Clockwork Orange”. No dalej cwaniaki!
Niech to będzie najlepszym komentarzem do tendencji w polskich tłumaczeniach do filmów:
https://www.youtube.com/watch?v=KbIohLTzuvU
Ja mam to szczęście, że mam dostęp do niemieckiej wersji dialogowej The Big Bang Theory, bo Niemcy zdubbingowali cały serial. Język niemiecki jeszcze lepiej oddaje niuanse Sheldona niż to udało się w oryginale!
http://wagasworld.com/tbbt.php
Polecam „The Office”(US). Pierwszy sezon może być nieco ciężkostrawny – jako, że żywcem brany z brytyjskiej wersji. Ale pierwszy ma tylko 6 odcinków, wprowadza w fabułę, a późniejsze gwarantują emocje i śmiech, jak wśród „Przyjaciół”. Do tego serial nie jest zwykłym sitcomem. Warto.
Czy naprawdę autor tego artykułu wierzy w to, że seriale oglądane są w telewizji? Jest to serial, jak sam wspomniał, nastawiony głownie na geeków, którzy doskonale rozumieją zawarte w nim aluzje i z pewnością nie są to osoby śledzące program tv żeby trafić na nowy odcinek serialu. Wszystko to mają w sieci, z napisami, w oryginale, jak chcą. Żaden problem z tłumaczeniem i lektorem w ogóle nie ma tu miejsca.
Akurat tłumaczenie tytułu TBBT jest całkiem niezłe, biorąc pod uwagę, że po angielsku jest on dwuznaczny. The Big Bang Theory faktycznie oznacza dosłownie Teorię Wielkiego Wybuchu, ale „to bang” oznacza również slangowo „uprawiać seks” (taka odrobinę mniej wulgarna wersja „to fuck”). Dla widza anglojęzycznego ta dwuznaczność jest oczywista, przełożenie więc tytułu na Teorię Wielkiego Podrywu ładnie ją oddaje.
Natomiast tłumaczenie seriali i filmów na potrzeby lektora od zawsze stanowi problem. Pomijając już upodobanie tłumaczy do wyrzucania nawiązań, których nie rozumieją, często tłumaczenia są po prostu błędne, a w najlepszym razie usuwają humor czy specjalne znaczenie. Poza tym nakładanie czyjegoś monotonnego głosu na niektórych aktorów czy aktorki to czysta zbrodnia. Nie wyobrażam sobie oglądania np. Sherlocka z lektorem. Dlatego dałam sobie spokój z telewizją, nie mam w ogóle telewizora u siebie. Angielski znam dobrze, więc oglądam oryginały, a jeśli chcę obejrzeć coś np. z rodzicami, to zwykle wybieramy opcję z napisami.
Po pierwsze to autor trafił kulą w płot, ponieważ początkowe serie tego serialu tłumaczył dla CC kto inny niż obecnie. Czyli to, czy serial „chwycił” na początku nie miało żadnego związku z tym, jaki jest teraz.
Dwa: specjaliści od seriali powinni wiedzieć, jakie są wytyczne i możliwości techniczne dla tłumaczeń audiowizualnych. Tak jak napisy mają ograniczenie do 37 znaków w linii i do dwóch linii, i określoną maksymalną liczbę znaków na sekundę, tak wersja lektorska ma określone ograniczenia, ponieważ lektor (*tu określenie branżowe) „nie oddycha odbytem”. To znaczy – musi mieć czas na wdech. To znaczy – z drugorzędnych warstw znaczeniowych tłumacz musi rezygnować i nie znaczy to, że jest kiepski, tylko właśnie że jest dobry (skoro podejmuje KONSEKWENTNE decyzje co do ważności poszczególnych elementów).
Nie mówię oczywiście o brakach w wiadomościach nt. realiów tekstu wyjściowego (karton). Ale jak to „spolszczyć”? „Zadzwonię do „Itaki””? Większość takich elementów sprowadza się „do sensu” ale wtedy pada zarzut, że tłumacz nie zauważył żartu. Zauważył. Tylko że humor polega na tym, że dokonuje się skojarzeń między pozornie niezwiązanymi rzeczami, więc do „bredzenia” już tylko jeden krok. A zatem – oglądajcie w oryginale. Chyba że za trudne? Za szybko mówią? Ojej.
Trzy (uwaga do komentujących) tłumacze NIE NADAJĄ TYTUŁÓW. Robi to dystrybutor (w kinach) albo menedżer danej stacji (telewizje). Są to decyzje marketingowe niezależne od tłumaczy.
I skoro już jesteśmy przy marketingu i popularności seriali:
„a reszta Polaków umie przecież czytać” to jest oczywiście bzdura. Gdyby seriale z napisami miały więcej widzów niż z lektorem, oczywiście nadawano by je z napisami. Ale Polacy takich NIE OGLĄDAJĄ. Wersje napisowe są rażąco niepopularne i żadna stacja nie narazi swojej oglądalności względem innych tylko na podstawie założenia, że ludzie umieją czytać. Bo ze słupków wynika niezbicie, że NIE UMIEJĄ. A w dodatku mają o wiele niższą znajomość angielskiego niż im się wydaje, czego dowodzi fakt, iż koleś powyżej nie widzi zamierzonej dwuznaczności tytułu „Big Bang Theory” a wypowiada się na temat słuszności wyborów tłumacza. żal.pl
I na koniec, skoro już tak czepiamy się języka, to mówmy „odcinki”. Epizody to fatalna kalka z angielskiego. W jednym odcinku najczęściej jest kilka epizodów.
W pełni się zgadzam z treścią tego wpisu. Serial jest skierowany do konkretnej grupy osób, które rozumieją chociaż trochę ten „geekowski” światek. Polskie tłumaczenia go po prostu psują, bo są bardziej niż słabe. W przypadku tych tłumaczeń wcale się nie zwiększa grupa docelowa, tylko to sprawia, że serial traci sporo widzów, bo staje się kompletnie niezrozumiały momentami.
Do puli seriali ze słabymi tłumaczeniami tytułów dodałabym m.in.: Person of Interest (Impersonalni/Wybrani) i Supernatural (Nie z tego świata).
Vivbenkenstein, Toperz
To może „Teoria wielkiego ruchania” albo „Teoria wielkiego pierdolenia”? Przypominam, że to nic innego, jak strach przed prześladowaniem ze strony kościelno-państwowej cenzury doprowadził autora „Oxfordzkiego Słownika Języka Angielskiego” („Oxford English Dictionary”) do tego, aby pominąć pewne słowo na literę C, na które miał on mnóstwo materiału historycznego, kiedy to ów Słownik osiągnął w roku 1893 ową literę C. A to była wielka szkoda, jako że słownik jest przecież właściwym miejscem dla takich słów: możesz je znaleźć tylko wtedy, jeśli ich szukasz, jak to Samuel Johnson (autor tego Słownika) odpowiedział pewnej pani, która pogratulowała mu tego, że nie umieścił on w swym słowniku takich „niskich” słów jako owo angielskie na literę C.
(www.telegraph.co.uk/comment/columnists/christopherhowse/4092853/TV-swearing-is-repellent-like-stinking-fish.html)
Jurand
„Die Hard” – „Nie zdychaj za łatwo” lub „Ciężka śmierć”, czy też „Trudne (albo cieżkie) zdychanie”
„Pomarańcza z napędem zegarowym” albo „Zegarowa pomarańcza” czy też „Cykająca pomarańcza”
Lechaim! 😉
Fio
Polaków po prostu przyzwyczajono, że w TV mają tych „lektorów”, ale w kinach to jakoś nikomu te napisy nie przeszkadzają. Wyjaśnię ci – owych „lektorów” wprowadzono dawno temu, w zamierzchłym, siermiężnym Gomułkowskim PRLu, w erze prymitywnych, analogowych, czarno-białych (a właściwie szaro-szarawych) telewizorów Wisła czy Belweder, kiedy to jakość obrazu była bardzo niska a ekran malutki, ale dziś w epoce telewizji cyfrowej, to napisy w TV są tak samo czytelne jak w kinie.
Lechaim!
Badnick:
Die-hard to ktoś „nie-do-zarąbania”, ktoś mega uparty i odporny na przeciwności losu. Twarda sztuka. Twoja propozycja jest kalką językową. Jak widzisz, łatwo jest krytykować innych.
Generalnie, jako że robię w branży TV od 20 lat, polecam wpis Fio. W ramki i na ścianę.
Od siebie dodam tylko, że takie stacje jak Comedy Central dają tłumaczom na bieżący, gorący odcinek 1-2 dni. To za mało, by na spokojnie dopieścić tekst i zachować każdy niuans. W takim serialu jak BBT wiele żartów to łamigłówki językowe na godziny móżdżenia. To, co da się powiedzieć po angielsku w 3 sekundy, po polsku potrzebuje 2x tyle. Czyli coś trzeba wyrzucić, albo znaleźć słowo-wytrych. Druga opcja wymaga czasu, bo jest czynnością twórczą, a nie tępym przekładem.
Ludziom w stacjach TV, tak samo jak amatorom wydaje się, że tłumaczyć każdy może. Dlatego zatrudniają albo tych najtańszych (studenciaków) albo tych najszybszych (odfajkowywaczy). Obie opcje wykluczają jakość.
Takie czasy, niestety. Zagraniczne korporacje traktują polski rynek jak plantację bawełny.
Jeśli ktoś uważa, że nadałby się lepiej do tłumaczenia BBT, to niech przez 5 kolejnych dni tłumaczy 1 odcinek dziennie (najlepiej taki, którego nie zna zbyt dobrze), następnie da to lektorowi do przeczytania, a następnie wstawi nam do obejrzenia. Ubaw gwarantowany.
Jefferson
1. OK, jak więc przetłumaczysz tytuł tego filmu na polski? Krytykować jest łatwo, ale aby coś pozytywnego zrobić, to już jakby ciebie przerasta. 🙁 A te „kalki językowe” to są, swoją drogą, źródłem wielu słów w naszym języku… Poza tym, to ja sugerowałem się nie tyle slangiem amerykańskim, a raczej treścią tego filmu, jako że jego bohater, to w tzw. realu zginął by już po kilku, góra kilkunastu minutach tej okupacji budynku przez dobrze uzbrojonych i zdeterminowanych bojowników (militants), a tymczasem to on okazał się bardziej odporny na śmierć niż te całe rzesze cudotwórców oficjalnie przecież uznanych przez KK za świętych, z JP2 oraz pewnym znanym antysemitą z Niepokalanowa na czele! 😉
2. Poza tym, to „die-hard” to NIE jest ktoś „nie-do-zarąbania”, czy też „ktoś mega uparty i odporny na przeciwności losu”, a raczej ktoś bardzo zdeterminowany, ktoś bardzo przywiązany do swoich wierzeń i bardzo niechętny do ich zmiany, czyli raczej uparciuch niż niezniszczalny (very determined or loyal; especially : very loyal to a set of beliefs and not willing to change those beliefs – Encyclopaedia Britannica). No cóż przyganiał kocioł garnkowi (talk about the pot calling the kettle black)! 😉
3. Angielski bez idiomów oraz zapożyczeń z łaciny (głównie via francuski) jest bardzo prymitywnym, ubogim językiem, a więc stara się on te swoje ubóstwo ekspresji ratować właśnie owymi idiomami, co jednak powoduje, że jest to w zasadzie język bardzo hermetyczny, którym posługuje się dziś na świecie nie więcej niż jakieś 200, góra 250 mln osób, na 360 mln oficjalnie deklarujących się jako „native speakers of English” oraz miliard osób uważających, że go znają (głównie Hindusi). A slangiem amerykańskim posługuje się dziś mniej 100 mln osób – to wciąż sporo, ale to też powód, dla którego trudno jest o dobrego tłumacza z tegoż slangu!
4. I nie twierdzę, że ja bym to lepiej przetłumaczył w tak krótkim czasie i za takie nędzne grosze, jakie się dziś w Polsce oferuje tłumaczom, szczególnie z angielskiego, ale to jest temat na osobną dyskusję!
Lechaim!
Tak jest, jak się tłumaczeniem filmów zajmują przypadkowi laicy. Bo wydaje się, że to taka prosta rzecz, potoczny język, nie trzeba Bóg wie jakiego przygotowania. A tłumaczenia bywają zdradzieckie i w każdej dziedzinie z nimi związanej trzeba praktyki, specjalizacji. Moim zdaniem powinno się zatrudniać sprawdzonych tłumaczy do tłumaczenia filmów – za pośrednictwem biur tłumaczeń.