„Mr. Robot” – pilot zwiastuje wybitny serial
Od bardzo dawna żaden pilot nowego serialu nie zrobił na mnie aż tak dobrego wrażenia, chyba od pierwszego sezonu „Detektywa”. W „Mr. Robot” wszystko zrealizowane jest perfekcyjnie. Czyżby rodziła się kolejna kultowa pozycja?
Ta produkcja nie ma słabych punktów, wyłącznie zalety. Opowieść o młodym specu od bezpieczeństwa komputerowego (za dnia) i hakerze (po godzinach) to historia na miarę naszych czasów, mierząca się z tematem powiązania naszego życia z internetem, zagrożeń cyberprzestępczości, potęgi hakerów, ale jednocześnie niestająca po żadnej ze stron, pokazująca zarówno grzechy, jak i zasługi tego środowiska. Nie ucieka jednak w patos i sensację, ale jest raczej kameralna, mroczna, szczera. Bo w centrum tej opowieści jest Elliot.
Elliot grany przez mało znanego Ramiego Maleka, który de facto ma zadanie trzymać cały ciężar tego serialu na swoich barkach, co robi więcej niż lepiej. Wyobraźcie sobie Sheldona Coopera z „Teorii wielkiego podrywu”, ale bez części humorystycznej – oto wyalienowana, źle czująca się w społeczeństwie wybitna jednostka, u której fobie związane z interakcjami z ludźmi łączą się z odrazą do współczesnego świata, jego zakłamania, dominacji wielkich koncernów. Oto człowiek, który – dzięki zdolnościom hakerskim – widzi prawdziwe oblicza ludzi i firm. Znacząca jest tu scena, w której Elliot mówi, że myślał o wykorzystaniu swojego talentu do ratowania świata, do czynienia go lepszym. Zaraz stwierdza jednak: „Nie jestem aż tak wyjątkowy”.
Jego historia jest cierpka, to opowieść o samotności i depresji, w której nikt nie buduje Facebooka czy innego Apple’a. Klimat tego serialu jest ciężki, gęsty, niesamowity. Malek sprawdza się lepiej niż dobrze, rozwiązanie z prowadzoną przez niego narracją również.
Odcinek pilotowy, który trwa nieco ponad godzinę, sprawdza się niemalże jako film, choć główne wątki są w nim dopiero sygnalizowane. Niemniej pokazuje pewną drogę naszego bohatera, jego wybory, tworzy obraz postaci nie dobrej, nie złej, ale chaotycznej. Chyba najwięcej mówi o nim scena płaczu – oto człowiek niezwykle potężny, który potrafi w kilka minut zniszczyć komuś życie i obalić jego firmę, a jednocześnie w interakcjach z innymi jest nieporadny jak dziecko, zdarza mu się też szlochać z samotności. Wątpi też w siebie, ma momenty zawahania, gdy nie wie, czy to, co widzi, to jawa, czy sen.„Mr. Robot” wystartował na bardzo, bardzo wysokim poziomie. Jeżeli go utrzyma, możemy mieć do czynienia z jednym z najlepszych seriali sezonu. Oby.
Plusem jest również powrót Christiana Slatera, który chyba wreszcie dostał dobrą rolę.
Komentarze
Jedyny serial, jaki mi się podobał to „Niewidzialny różowy jednorożec”.
Świetny!!!!!