„The Expanse”, czyli space opera na ekranie TV
Dobre seriale fantastyczne z akcją osadzoną w kosmosie i na obcych planetach równie trudno spotkać, co jednorożce. Zapowiada się, że „The Expanse” od SyFy będzie właśnie takim unikatem.
Mamy XXI wiek. Mars to niezależna kolonia ludzkości, skłócona zresztą z Ziemią, trzecią stroną tego narastającego konfliktu są zaś Pasiarze, czyli mieszkańcy pasa asteroid, gdzie wydobywa się wiele surowców. Do tego dzieje się coś dziwnego, pojawia się nowe, tajemnicze zagrożenie, którego zapowiedź mamy już w pierwszych scenach serialu, choć na jakiekolwiek pewniki przyjdzie nam poczekać.
Poza tym pierwszy odcinek rozwija wiele innych wątków: od politycznych intryg i tortur, poprzez wątek statku górniczego i jego załogi, aż po bardzo rozbudowaną historię detektywa ze stacji Ceres, który przyjmuje sprawę zlokalizowania pewnej zaginionej dziewczyny. W efekcie dzieje się dużo, choć raczej ilościowo, bo wszystko raczej jest sygnalizowane niż rozwijane – po prostu treści jest sporo, czasu zaś mało, w pierwszym odcinku wypada więc pokazać wszystkich bohaterów, by później móc rozwijać ich historie.
Można być jednak zaintrygowanym i pozytywnie zaskoczonym. To drugie odnosi się do strony wizualnej „The Expanse”, do stopnia opracowania świata przyszłości, od języka, poprzez dekoracje (wiele różnorodnych planów), aż po gadżety i kostiumy – wszystko wygląda naprawdę dobrze, nie czuje się ograniczeń budżetowych.
Sama historia, dla której bazą jest cykl powieści Jamesa S.A. Coreya (pseudonim Daniela Abrahama i Tya Francka, czyli byłego asystenta George’a R.R. Martina), czerpie z klasycznych wzorców, od „Obcego” (pierwsze sceny, klaustrofobia statków kosmicznych, przeczesywanie pustych korytarzy), po „Łowcę androidów” (wątek detektywa, bardzo chandlerowskiego, z wyraźnie inspirowanym wizją Ridleya Scotta Ceres).
Pierwszy odcinek jest nieco poszatkowany, ma nas wprowadzać bardziej w świat niż w historie bohaterów, przez co nie sposób wyrokować, jak sprawdzi się obsada i jak rozwiną wątki. Na chwilę obecną jednak scenariusz serialu pozostaje stosunkowo wierny książkom, co dobrze wróży, bo to dobry materiał i nie trzeba przy nim wiele dłubać; jeżeli nic się tu nie zmieni, dostaniemy ekscytującą mieszankę space opery, horroru i kryminału.„The Expanse” daje więc wreszcie nadzieję na spełnienie głośnych zapowiedzi SyFy, że chce wrócić do kręcenia naprawdę dobrych seriali SF, czegoś na kształt słynnej „Battlestar Galactica”. Czy dostaniemy coś równie dobrego? Czas pokaże. Odcinek pierwszy daje jednak nadzieję.
SyFy rozpocznie emisję serialu 15 grudnia. Z powieści Jamesa S.A. Coreya w Polsce ukazało się tylko „Przebudzenie Lewiatana”, w dwóch tomach. Kolejnych części serii w zapowiedziach nie ma.
Komentarze
Popłuczyny po Star Treku?
Nie. To, że akcja rozgrywa się w kosmosie nie oznacza, że jest podobne do „Star Treka”.
Ze StarTreka książki zaczynają mocno czerpać koło 3/4 tomu.
Wcześniej jest (w powieściach!) trochę jak u Heinleina a miejscami (wstyd się przyznać do znawstwa) jak w lepszych powieściach military Sy-Fy (np. Davida Webera).
Czyli jest trochę fizyki – zawrotne prędkości, ale tygodnie przyspieszania i hamowania. Są też bitwy okrętów kosmicznych.
W warstwie obserwacji socjologicznych (kolonie Pasiarzy i ich kultura) w powieściach jest nawet odrobina z Lema.
Łącznie? Może być rzeczywiście dobry serial, ale jak i czy zrobili Pasiarzy i ich szczupłe sylwetki, długie kości, jajowate głowy, itd. (całe życie w obniżonej grawitacji lub „null g”).