„Galavant” – komediowe zaskoczenie roku 2015 powraca z 2. sezonem
Lubicie fantastykę? Komedię? Musicale? „Galavant” jest dla Was. Nie lubicie? Ten serial sprawi, że je pokochacie – oto w nowym sezonie powraca najdziwaczniejsza i zarazem jedna z najśmieszniejszych telewizyjnych produkcji.
Wysoka jakość „Daredevila” od Netflixa była przyjemną niespodzianką. Fakt, że Raimi i Campbell w serialu „Ash vs. Evil Dead” udanie ożywili czar „Martwego zła” – również miło zaskoczył. „Galavant” był za to szokiem – oto komediowy musical fantasy, który nie upadł pod własnym ciężarem. Fakt, że właśnie wystartował drugi sezon, to naprawdę istny cud.
Bo, logicznie rzecz biorąc, ten projekt nie mógł się udać. Komedie są popularne, jasne, tak jak scenografia średniowieczno-fantasy, ale z drugiej strony – ile kojarzycie serialowych musicali? Właśnie. Oto opowieść o dzielnym herosie Galavancie i jego walce o sprawiedliwość, opowiedziana w dużej mierze poprzez piosenki. Nisza w niszy w niszy. Przede wszystkim jednak nowa jakość, coś ze wszech miar świeżego.
Drugi sezon na starcie traci element zaskoczenia, co czuje się podczas oglądania pierwszego odcinka – niby wszystko jest na miejscu, wszystko, tak jak wcześniej, ale radość jednak nie ta. To największe wyzwanie dla „Galavanta”: utrzymać świeżość, wciąż zaskakiwać i przekraczać granice.
Pierwszy odcinek drugiej serii rozpoczyna się jakiś czas po ucieczce króla i i Galavanta oraz uwięzieniu ukochanej tego drugiego, czyli wydarzeń, które zakończyły pierwszy sezon. I w tych około dwudziestu minutach mamy w zasadzie pokazanie aktualnego stanu rzeczy: kto gdzie jest, kogo trzeba ratować, kto świetnie sobie radzi, kto będzie ratował. Tylko w wątku Galavanta naprawdę coś się dzieje, reszta to rozstawianie pionków po szachownicy.
Czyli jest źle? Nie. Trudno narzekać na odcinek, w którym piosenki wciąż cieszą ucho świetnymi dialogami, pełnymi humoru i nawiązań do branży i rynku telewizyjnego. Trudno marudzić na gościnny występ Kylie Minogue, która namawia naszego herosa, by ściągał koszulkę. Co najwyżej można narzekać, że melodie nie są już tak chwytliwe (co bohaterowie sami zauważają), no i, jak wspominałem, wciąż czekamy na zaskoczenia – bo ten odcinek to na chwilę obecną przypomnienie tego, co już widzieliśmy, stary schemat. Po prawdzie dostaliśmy zapowiedź sezonu, a nie jakąś, choćby krótką, opowieść.Czy „Galavant” zaskoczy? Nie wątpię. Pierwszy sezon tego dziwactwa był bezkompromisowo inny od wszystkiego, co obecnie daje nam telewizja. Drugi zamówiony tylko cudem, więc można zakładać, że ekipa może tu tylko próbować przeskoczyć rekina. Ku naszej uciesze.
W roku 2015 „Galavant”, obok „Doliny Krzemowej”, był najlepszą komedią małego ekranu. Drugi sezon właśnie ruszył i nie powinien zawieść.