„Beowulf: Return to the Shieldlands” – serial fantasy o słynnym herosie
Telewizja Esquire całkiem udanie debiutuje jako producent fabularnego serialu. Ich „Beowulf…” na początku nie zachwyca, ale może się spodobać fanom magii i miecza.
Zalet brytyjskiej produkcji opartej na staroangielskim poemacie jest co najmniej kilka. Pierwszą jest fakt, że owe oparcie jest raczej luźne, przez co wprawdzie każdy, kto zna historię Beowulfa, dostrzeże tu oczywiste nawiązania, w sumie jednak dostaniemy zupełnie nową opowieść. Twórców serialu chwalić trzeba też za to, że wyraźnie bardziej celują w fanów filmowego „Władcy Pierścieni” czy „Gry o tron” niż „Prawa miecza” lub „Przygód Merlina”; „Beowulf” to nie historia familijna, nie stara się nas co rusz rozśmieszyć. Krwi i seksu wprawdzie nie uświadczymy tu tyle co w serialu HBO, nie ma się jednak wrażenia zinfantylizowania świata czy bohaterów.
Najbardziej widzów zaskoczy chyba jednak strona techniczna „Beowulfa”. Pierwszy sezon miał niemały budżet, co widać zwłaszcza w scenografii i kostiumach, które stoją na najwyższym poziomie, jak i w efektach komputerowych – na pewno nie tak dobrych jak w kinie, odstających i od „Gry o tron”, i od „Wikingów”, ale jak na mały ekran satysfakcjonujących, a przede wszystkim nie używanych zbyt oszczędnie. Już w pierwszych scenach zobaczycie diaboliczne monstra, później pojawi się kolejne, nie zabraknie też architektury rodem ze Śródziemia.
Dlaczego jednak „Beowulf: Return to the Shieldlands” na chwilę obecną nie może z podniesionym czołem stanąć obok wymienianych wyżej „Wikingów” czy „Gry o tron”? To jednak nie ten poziom aktorski, ale też nie tak wciągająca fabuła, brakuje również ciekawych bohaterów, postaci tak magnetycznych jak Ragnar czy Jaimie Lannister. Na chwilę obecną zawodzi zwłaszcza główny bohater, budzący emocje na poziomie statysty – gdyby zginął i zastąpił by go ktoś inny, moglibyście wręcz to przegapić.
Czy fani fantasy polubią tę produkcję? Raczej tak. Docenić trzeba realizm, który w dziełach fantastycznych, wbrew pozorom, jest kluczowy. „Beowulf…” na szczęście sprawia wrażenie produkcji dla widza dojrzalszego, widać też, że nie będzie skupiał się wyłącznie na monstrach, ale i na ludziach oraz ich walce o władzę.