Wojna i medycyna – o serialu „Mercy Street”
Przez lata stacje telewizyjne nauczyły się, że serial medyczny to zawsze dobry pomysł. Biorąc pod uwagę rosnącą w Ameryce fascynację brytyjskimi serialami kostiumowymi (zwłaszcza „Downton Abbey”), stacja PBS postanowiła połączyć serial kostiumowy i medyczny. I tak dostaliśmy „Mercy Street” – miniserial rozgrywający się w szpitalu wojskowym w czasie wojny secesyjnej.
Za scenariuszem i pomysłem serialu stoi David Zabel, odpowiedzialny m.in. za sukces „Ostrego dyżuru” (do którego pisał scenariusze). Być może dlatego, że „Mercy Street” to produkcja dość klasyczna.
W pierwszych odcinkach poznajmy naszych bohaterów – lekarzy i pielęgniarki, którzy starają się w czasie trwającej wojny domowej ratować życie żołnierzy. Oczywiście, możliwości szpitala są ograniczone, a na problemy natury medycznej nakładają się jeszcze kwestie etyczne – czy równą opieką należy otaczać żołnierzy Północy (szpital mieści się w okupowanej przez jej wojska Alexandrii) i Południa, czy też pierwszeństwo w dostępie do leczenia mają „nasi”.
Do tego dochodzi kwestia poglądów bohaterów na niewolnictwo – wśród lekarzy z Północy nie brakuje takich, którzy niekoniecznie są bardzo postępowi w tej kwestii.Jednocześnie sami bohaterowie są raczej mało oryginalni. Na pierwszy plan wysuwa się nowa przełożona pielęgniarek – Mary Phinney, młoda wdowa, która, choć nie ma większego doświadczenia w pracy w szpitalu, to jest osobą stanowczą, inteligentną i zaradną.
Postać ta nie jest fikcyjna – wręcz przeciwnie. W tym częściowo opartym na faktach serialu większość informacji została zaczerpnięta z pamiętnika prawdziwej Mary Phinney von Olnhausen, która w czasie wojny była pielęgniarką w szpitalu polowym. Obok niej mamy młodą pannę z południa – Emmę Green (to też postać prawdziwa), która widzi, że żołnierze z Południa są w szpitalu gorzej traktowani, decyduje się objąć posadę pielęgniarki.
Obok pielęgniarek, oczywiście, muszą pojawić się lekarze. Jeden z nich, dr Jed Foster, to typowy bohater, który nie dba o procedury, a o dobro pacjenta. Rzecz jasna, taki bohater musi mieć oponenta trzymającego się starych wypróbowanych metod. W tym wypadku jest to dr Byron Hale – wojskowy, niezadowolony z tego, że cywilny lekarz podważa jego kompetencje.Serial z jednej strony wykorzystuje sprawdzone chwyty – konflikty między lekarzami, obowiązkowe w filmach z epoki uzależnienie od morfiny czy problemy z zaopatrzeniem medycznym. Z drugiej zaś – stara się pokazać, jak niejednoznaczne są postawy bohaterów i pacjentów wobec toczącego się konfliktu.
O ile w warstwie medycznej produkcja często proponuje nam wątki dość banalne czy nawet znane z innych produkcji, o tyle wątki związane z historią są zdecydowanie ciekawsze. Zwłaszcza kiedy oderwiemy się od prostego podziału na dobrych i zły, by przekonać się, jak wiele zależy od osobistej postawy.
Mamy więc lekarzy, którzy chcą leczyć wszystkich żołnierzy na równi, ale są uprzedzeni wobec czarnoskórych pracowników szpitala, oraz pielęgniarki, które nie mają zamiaru otaczać opieką żołnierzy Południa, ale z dużą życzliwością odnoszą się do bohaterów czarnoskórych. A i tu podział nie jest prosty, bo – jak wskazuje serial – nie każdy Południowiec był od razu z założenia wielbicielem niewolnictwa. Wątków tych jest sporo i układają się one w całkiem ciekawą narrację.Oczywiście, pod względem realizacji nie jest to „The Knick”. Nie będzie bardzo naturalistycznie ani bardzo paskudnie, nawet uzależnienie zostanie pokazane w sposób łagodny.
Czuć w tym serialu nieco ducha pierwszych sezonów „Ostrego dyżuru”. Trzeba jednak pamiętać, że publicznej stacji PBS wolno pokazać zdecydowanie mniej niż kanałom płatnym, które mogą epatować krwią czy golizną. Z drugiej strony – spokojna narracja serialu trochę przypomina produkcje brytyjskie, co należy potraktować raczej jako komplement.W obsadzie znajdziemy sporo znanych z telewizji twarzy. Największym magnesem może być Josh Radnor, znany z głównej roli w serialu „Jak poznałem waszą matkę”. Aktor, znany głównie z ról komediowych, tu sprawdza się całkiem dobrze, choć bez fajerwerków.
Wielbiciele amerykańskiej telewizji na pewno wyłapią też Jacka Falahee – aktora z popularnego serialu „Sposób na morderstwo”.„Mercy Street” nie jest produkcją wybitną, ale ma swoje zalety. Sześć odcinków to format raczej brytyjski, ale ponownie – to działa zdecydowanie na korzyść produkcji.
Jednocześnie miło raz na jakiś czas obejrzeć produkcję, w której twórcy nie pragną jak najbardziej zaszokować widza. Ostatecznie serial powinien najbardziej spodobać się tym, którzy trochę tęsknią za „Ostrym dyżurem” i (podobnie jak miliony Amerykanów) pokochały seriale kostiumowe. Ale nie ma się co oszukiwać – „MASH” to to nie jest.