„Mars” – ciekawe połączenie dokumentu i fabuły
Niedawny hit filmowy „Marsjanin” Ridleya Scotta i jego gwiazda Matt Damon nie bez powodu zostali nagrodzeni Złotymi Globami w kategorii komedia. „Mars” – największa produkcja w historii National Geographic Channel – ma znacznie poważniejsze ambicje. Premiera pierwszej części jutro o 21.30.
Akcja sześcioodcinkowego serialu toczy się w dwóch perspektywach czasowych: w niedalekiej przyszłości i dziś. W 2033 r. załoga statku kosmicznego Daedalus szykuje się do pierwszego w historii ludzkości załogowego lotu na Marsa. Celem jest położenie podwalin pod kolonizację Czerwonej Planety, dzięki czemu ludzie zyskają większe szanse przetrwania w wypadku katastrofy – naturalnej albo spowodowanej działalnością własną naszego przedsiębiorczego gatunku.
Jednak w przeciwieństwie do filmowych hitów, choćby wspomnianego „Marsjanina” czy „Interstellara” Nolanów, twórcy „Marsa” nie tworzą dramatycznej ramy dla misji kolonizacyjnej. Przeciwnie, optymistycznie zakładają, że człowiek dotrze na Marsa, zanim cokolwiek naprawdę złego zagrozi Ziemi.Równie optymistyczne jak wizja ludzkości zdolnej do myślenia i działania z wyprzedzeniem, a nie tylko pod presją katastrofy, są motywacje załogi Daedalusa (nazwa znacząca, Ikarus brzmiałby bardziej romantycznie, ale cały optymizm by diabli wzięli). Amerykański dowódca misji, amerykańska pilotka koreańskiego pochodzenia, hiszpański hydrolog i geochemik, francuska fizyk i biochemik, nigeryjski inżynier i robotyk oraz rosyjska egzobiolog i geolog lecą na Marsa z przyczyn ideowych, przyświecają im najpiękniejsze ideały ludzkości.
Przy tak ustawionych rejestrach nawet najbardziej dramatyczne sceny – bo misja oczywiście jest trudna, pionierska i nie wszystko przebiega jak podczas symulacji na Ziemi – niespecjalnie poruszają. Część z nich przypomina to, co widzieliśmy w znacznie większej skali choćby w „Marsjaninie” i w innych, licznych ostatnio filmach o podróżach kosmicznych.
Tu wyglądają raczej jak nieźle zrealizowany (twórcy zapewniają, że także realistyczny), ale jednak dodatek do tego, co w serialu National Geographic Channel najciekawsze. Przynajmniej tak to wygląda z perspektywy pierwszego odcinka.A najciekawsza jest prezentacja dzisiejszego stanu wiedzy na temat Marsa, przegląd osiągnięć oraz pokaźnych rozmiarów rejestr braków i przeszkód, bez pokonania których o lotach załogowych można będzie tylko marzyć albo kręcić o nich fabuły sci-fi.
Wypowiedzi naukowców i naukowczyń, pracowników i pracownic NASA, astronautów i inżynierów, wizjonerów czy pisarzy obu płci są swoistym kompendium wiedzy na temat człowiek kontra Mars, podanej w przystępny sposób. Gwiazdami są m.in. Neil DeGrasse Tyson, twórca programów telewizyjnych popularyzujących naukę i dyrektor Hayden Planetarium w Rose Center for Earth & Space, James Lovell, dowódca misji Apollo 13, i Scott Kell – najdłużej przebywający w przestrzeni kosmicznej amerykański astronauta. Oraz Elon Musk, twórca firm SpaceX i Tesla Motors, chyba człowiek najsilniej dziś zaangażowany w opracowywanie technologii pozwalającej ludziom dolecieć na Marsa. I wrócić.„Mars” jest główną częścią większego projektu National Geographic Channel, który obejmuje internetowy serial „Before Mars” – rozgrywający się przed akcją „Marsa”, film „Mars: kolonizacja”, który ma, jak zapowiada stacja, „odsłonić kulisy powstawania przełomowej serii”, i planowany na grudzień dokument „Rok w Kosmosie”, opowiadający o 12 miesiącach spędzonych przez Scotta Kelly’ego na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej na orbicie Ziemi.