„Trollhunters” – del Toro łączy siły z Netflixem
Reżyser „Labiryntu fauna” i „Hellboya” przenosi na mały ekran kolejną po „Wirusie” swoją powieść, tym razem wspólnie z DreamWorks, tworząc dla platformy Netflix świetną animację dla młodszych i starszych widzów.
Bo „Trollhunters” docenią i ci mniej, i ci bardziej dojrzali – jak w każdej dobrej, popularnej animacji twórcy myśleli tu o bardzo szerokiej grupie odbiorców. Historia jest z rodzaju tych prostych i klasycznych: pewien chłopiec przypadkiem znajduje magiczny amulet, okazuje się wybrańcem i nowym obrońcą trolli, ale zanim stanie się herosem, pozna ich bogaty świat i przede wszystkim przejdzie szkolenie. Skądś znamy ten schemat, prawda? Jednak prawdziwa wartość tej produkcji to szczegóły.
Najbardziej w oczy rzuca się rzecz jasna wspaniała strona wizualna – może i budżet był tu telewizyjny, w ogóle się tego jednak nie czuje, a dzięki pomysłom del Toro na ciekawe wykorzystanie światła „Trollhunters” prezentują się wręcz lepiej niż spora część animacji kinowych.
Przede wszystkim urzekają jednak świetnie napisane postacie (znowu, klasyczne, jak nasz dzielny heros, jego nieco pierdołowaty i strachliwy kumpel, szkolny oprych i tak dalej), między którymi czuje się prawdziwą chemię – czy to między Jimem a jego matką (bardzo fajny wątek samotnej matki i jej pięknej relacji z synem), czy nim i jego kumplem, a nawet pomagającym mu trollem. To dzieciaki rodem z filmów Spielberga czy „Stranger Things”, wplątane w wielką przygodę, która jednak może źle się dla nich skończyć, rzecz jasna przed złem uciekające na rowerach.Bo nad całością unosi się wspaniała atmosfera Kina Nowej Przygody, to połączenie lekkości i humoru z mnóstwem akcji i odrobiną grozy – wiemy, że to historia o dzieciakach, widzimy schematy fantasy, opowieści o Wybrańcu i Przeznaczeniu, niemniej chyba nie byłoby takim szokiem, gdyby któraś z głównych postaci zginęła. Tak to działa, dlatego również dorośli się w tej historii odnajdą.
Oraz ze względu na humor – bo „Trollhunters” to przy okazji jeden z zabawniejszych seriali roku. Pomaga w tym świetna obsada, a zwłaszcza Kelsey Grammer w roli trolla pomagającego Jimowi, ze swoim charakterystycznym „Ma-a-a-ster Jim!”.Guillermo del Toro dał więc nam to, co od lat robi tak dobrze – kolejną wspaniałą przygodę. Jest lekko, zabawnie, ekscytująco i olśniewająco od strony wizualnej. Wreszcie w telewizji dostajemy animację na poziomie najlepszych filmów kinowych.
Przy okazji jest to też jeden z nielicznych seriali, który w pełni zasługuje na oznaczenie „dla całej rodziny”.