„Samuraj Jack” znowu zachwyca
Po ponad dekadzie przerwy na ekrany telewizorów powraca bohater Genndy’ego Tartakovsky’ego. Samuraj Jack AD 2017 to historia mroczna, świetnie narysowana i bardzo dobrze prowadzona.
Przyzwyczailiśmy się, zarówno na małym ekranie, jak i w filmach, komiksach, książkach, do powrotów – na nowo ożyły „Gwiezdne wojny” i „Star Trek”, powróciły „Z Archiwum X” i „MacGyver”, King dopisał kontynuację „Lśnienia”, Gaiman zapowiada nową powieść w świecie „Nigdziebądź”, lada moment też ponownie odwiedzimy „Miasteczko Twin Peaks”. Dlatego fakt, że piąty sezon serialu animowanego „Samuraj Jack” wyemitowany zostanie niemalże trzynaście lat po finale serii czwartej, może zaskakuje, na pewno jednak nie szokuje.
Co jednak najważniejsze, w kategorii „Powroty” Jack stanąć może obok „Mad Maxa: Na drodze gniewu” czy komiksu „Sandman. Uwertura” – znaczy to tyle, że spełnia pokładane w nim nadzieje i ponownie zachwyca.
„Samuraj Jack” w piątym sezonie jest historią wyjątkowo mroczną i gorzką, rzecz jasna – mimo że mowa o serialu animowanym – skierowaną zdecydowanie do starszego widza. Akcja rozgrywa się aż pięćdziesiąt lat po tym, jak demon Aku uwięził bohatera w przyszłości, a choć Jack przez ten czas nie starzał się normalnie, doskwiera mu samotność, przez co z nowym Mad Maxem łączy go jeszcze fakt, że jest bardzo milczący, mrukliwy i posępny.To ciekawe w „Samuraju…” – to serial, w którym wiele miejsca na ciszę, taką bez słów, całkowitą albo jedynie z odgłosami przyrody, tła; mnóstwo jest tu ujęć statycznych, szerokich kadrów, nierzadko mijają całe minuty, gdzie nikt nic nie mówi.
Co więc się w tym czasie dzieje? „Samuraj Jack” napędzany jest dwoma rzeczami: wspaniałymi scenami akcji, rozbuchanymi, efektownymi, niczym połączenie „Matrixa” z „Przyczajonym tygrysem, ukrytym smokiem”, oraz momentami skupiającymi się na samym głównym bohaterze, jego wewnętrznej walce, prześladujących go demonach, tych metaforycznych. To opowieść o starym, zmęczonym wojowniku, który stracił normalne życie i stał się zwierzyną, na którą się poluje.Ze względu na tę specyfikę opowieści, minimalizm treści, w „Samuraju…” skupiamy się rzecz jasna na warstwie wizualnej – ta zaś olśniewa, zarówno w momentach spokojniejszych, jak i w scenach walk.
Przede wszystkim scenach walk, gdzie Tartakovsky i jego współpracownicy nieustannie zaskakują widzów śmiałymi decyzjami i bardzo oryginalnym spojrzeniem na to, jak można wykorzystać medium serialu animowanego. Doskonałym przykładem jest tu odcinek trzeci nowego sezonu, z początku bardzo spokojny, z kadrami przywodzącymi na myśl „Sin City” Franka Millera, w momentach starć Jacka z przeciwniczkami idący jednak w zupełnie inną stronę, niesamowicie wykorzystujący choćby… śnieg.Trudno więc nie oglądać nowego sezonu „Samuraja…” i nie otwierać szeroko oczu ze zdumienia, jak wspaniale on się wygląda. Nie sposób tez nie docenić odważnych decyzji Tartakovsky’ego, który wierzy w widzów i w to, że może sobie pozwolić na ujęcia rodem z kina, na kręcenie animacji, jakby robił film – ważna jest tu choćby praca „kamery”.
Jeżeli więc ktoś chce przekonać się, czy serial animowany może sprawdzić się w przypadku dorosłego obrońcy, właśnie dostał do tego doskonały materiał.