Nolite te bastardes carborundorum – o świetnej „Opowieści podręcznej”
Pogoda raczej szklana, na szczęście są dobre seriale. Wśród nich pokazywana w Polsce przez ShowMax „Opowieść podręcznej” – 10-odcinkowa adaptacja powieściowej antyutopii Margaret Atwood z 1985 r., okrzyknięta jednym z największych serialowych wydarzeń roku. Słusznie.
W POLITYCE piszę szerzej i o samym serialu, i – przede wszystkim – o genezie i odbiorze książki, chyba najgłośniejszej powieści w karierze 77-leniej dziś Atwood, zdobywczyni niezliczonych nagród i zliczonej, półtoramilionowej rzeszy śledzących na Twitterze. Tu o tym pokrótce.
Atwood zaczęła pisać „Opowieść podręcznej” („Handmaid’s Tale”), która po latach znajdzie uznanie zarówno jako przejmująca, napisana w formie pamiętnika opowieść o ucisku kobiet, jak i przerażająco realistyczna wizja przyszłości w Berlinie Zachodnim. Atmosferę permanentnej inwigilacji i poczucia zagrożenia powieść zawdzięcza wycieczkom autorki za żelazną kurtynę, do Berlina Wschodniego i Czechosłowacji.
Ale także wieści z innych niż nasza części świata w roku 1984 – wielopoziomowe skojarzenia z dziełem Orwella uzasadnione – nie napawały, zwłaszcza kobiet, optymizmem. W Stanach Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii umacniał się konserwatyzm, w Iranie ajatollahowie konstytuowali swoją teokratyczną republikę, w której rzesze do niedawna niezależnych, wykształconych kobiet stawały się okutaną w chustę własnością swoich mężów, ojców i braci.Powieść i dość wiernie za nią podążający serial (produkcja MGM i platformy Hulu) nie działałyby tak bardzo na wyobraźnię, gdyby nie trzy czynniki. Po pierwsze – świat republiki Gileadu, stworzonej jako odpowiedź amerykańskich „jastrzębi” na ataki islamskich terrorystów (może sfingowane) na USA i ufundowanej na elementach Starego Testamentu, oglądamy oczami ubezwłasnowolnionej przez nowy system kobiety, tytułowej podręcznej.
Podręczne to kasta płodnych kobiet, które – wzorem biblijnej przypowieści o Jakubie i jego bezpłodnych żonach Racheli i Lei, którym potomstwo urodziły niewolnice-surogatki – przydzielane są dygnitarzom nowego systemu, zwanym komendantami, by zostać przez nich zapłodnione (w ceremoniach z udziałem ich bezpłodnych żon) i tym sposobem zapewnić republice przyszłość.
„Kiedyś miałam inne imię, ale teraz jest zakazane. Wiele rzeczy jest teraz zakazanych” – słyszymy myśli głównej bohaterki w jednej z pierwszych scen serialu. Imiona podręcznych pochodzą od tych, którym aktualnie służą. Tytułowa jest własnością komendanta Freda Waterforda (Joseph Fiennes), więc nazywa się Freda (w oryginale Offred).
Większość tego, co mówi Freda, to narzucone przez system albo ostrożność nic nieznaczące frazesy, podobnie jest z ruchem – skonwencjonalizowanym, wymuszonym przez strój, który przypomina ubrania amerykańskich kwakrów albo postaci z obrazów Vermeera. Grająca ją Elisabeth Moss (gwiazda seriali „Mad Men” i „Top of the Lake”) przyznawała w wywiadach, że stworzenie postaci, której osobowość nie ujawnia się ani przez wypowiedzi, ani przez ruch, było sporym wyzwaniem.Wyszło fenomenalnie. Oglądamy żywego człowieka, uwięzionego i szamoczącego się w klatce skrępowanego ciała i takiej samej rzeczywistości.
Twórcy postawili na zderzenie opresyjnego systemu z płynącymi z offu myślami, wspomnieniami, złośliwymi ripostami Fredy oraz zbliżeniami na jej twarz – kamera rejestruje wyraz oczu aktorki, drgnienia mięśni.
Jeszcze większe wrażenie robią flashbacki – wspomnienia Fredy z przerażajaco niedawnych czasów, gdy była kobietą taką jak my: najpierw szukającą swojej drogi studentką, potem pracownicą wydawnictwa, kochanką, żoną i matką. Czytającą, palącą, pijącą, chodzącą w jeansach, uprawiającą jogging. Trzy lata później czytanie jest zakazane, podobnie jak używki – podręczne są tylko koniecznym dodatkiem do swoich narządów rodnych.
I trzecia rzecz. Wymyślona przez Atwood i wspaniale od/stworzona wizja rzeczywistości tak silnie działa na wyobraźnię także dlatego, że jest zbudowana ze znanych nam elementów. Nie ma tu futuryzmu spod znaku latających samochodów, jest świat bardzo podobny do naszego, ale z uzbrojonymi w karabiny żołnierzami na każdym rogu, z wszechobecnymi szpiegami (zwanymi Oczami), kastowym społeczeństwem, sterroryzowanym i nawzajem się inwigilującym oraz realizowaną na tysiąc sposobów ideologią uległości i rozrodczości.A wszystko to ma pozór ładu i harmonii, przynajmniej gdy nie widać żołnierzy i twarzy kobiet. Porządek i spokój na ulicach, brak pośpiechu, kobiety w malowniczych strojach dwójkami zmierzające na zakupy, design bogatych domów, asystowanie przy porodach… Idylla lat 50., za którą tylu dziś tęskni, sprzed rewolucji seksualnej.
Serial, który ma premierę w czasach, gdy świat zalewa kolejna fala konserwatyzmu z antykobiecą, mizoginistyczną retoryką – od prezydentury Donalda Trumpa w USA po władzę PiS w Polsce – przynosi też ważne dziś pytania. Dlaczego wolne, liberalne społeczeństwa godzą się na ograniczanie swojej sfery wolności? Jak nie przeoczyć momentu, po którym już będzie za późno na protest? Jak wyglądają mechanizmy ustanawiania dyktatury?Zapytana, czy „Opowieść podręcznej” miała być przepowiednią przyszłości, Atwood odpowiadała, że raczej antyprzepowiednią, antyproroctwem. Powstała z nadzieją, że tak sugestywny opis koszmarnej przyszłości pozwoli jej w takim właśnie kształcie uniknąć. Oby.
Jedna z ważniejszych fraz w powieści i serialu brzmi: „Nolite te bastardes carborundorum” – Nie daj się zgnębić sukinsynom.
Komentarze
Wydarzenia roku to „13 reasons why” oraz czwarty sezon „Black Sails”, czyli serialu, który od swojego drugiego sezonu staje się po prostu tak wykur*isty, że gry o tron i inne vikingi chowają się ze wstydu, ponieważ są tak miałkie intelektualnie i po prostu mają wlokącą się, kiepsko prowadzoną fabułę, elo.
Nie „carbonrundum”, ale „carborundum”.
Sam temat już upoważnia do literackiego Nobla, a ewentualna adaptacja filmowa do Oskara 🙂
Czytajac zauwazylem ze autorka tekstu nawet nie slyszala o filmie z 1990 roku pod tym samym tytulem z doborowa obsada :Natasha Richardson [tytulowa bohaterka] Faye Dunway i Robert Duvall.Wlasciwie klasyk;jak sie pisze o filmach wypadalo by znac tamten film.
Wpis jest o serialach, nie o filmach i nie ma powodu wspominać ekranizacji, więc autor komentarza może sobie darować ten żenujący ton pouczenia.
Dziękuję za zwrócenie uwagi, już poprawiam.
Jak rozumiem ze seriale to inny rodzaj sztuki.nie filmowej.Zenua to pani obrazona ambicja tuszujaca brak oczytania w temacie.
Nie ma się o co napinać :), film był kiepski, na poziomie socrealistycznej agitki, a Schlöndorff tłumaczył się potem, że zrobił go tylko dla pieniędzy..
Kiepski, racja, i nie trafił w swój czas – piszę o tym, cytując autorkę powieści, w tekście w aktualnej „Polityce”. Atwood zauważa, że jej powieść ma wzięcie zawsze, gdy wahadło władzy wychyla się w prawo, rządzą konserwatyści, prawa kobiet i mniejszości seksualnych są zagrożone. A rok 90., gdy pojawiła się ekranizacja to był czas wielkiej emancypacji politycznej i obyczajowej, fala demokratyzacji szła przez świat, upadł Mur Berliński, żelazna kurtyna. Sfilmowane przez Schloendorffa tezy Atwood wydawały się kompletnie nie z tej bajki. Wtem… Pozdrawiam.