Szekspir w odcinkach – o serialach „Will” i „Still Star-Crossed”
Z jakiegoś powodu najnowsze telewizyjne dzieła odwołujące się do biografii i twórczości Williama Szekspira mają urodę i ciężar seriali młodzieżowych.
„Still Star-Crossed” niedawno zadebiutowało w stacji ABC, „Will” startuje w stacji TNT.
„Will”
„Will” ma ambicje biograficzne, przywołuje fakty z życia największego dramatopisarza, jakiego ziemi zesłał los, a konkretnie z początków jego niezwykłej kariery, wesoło i lekko przy tym je mieszając, by powstało dzieło nie tyle ważne, ile uwodzące energią, barwnością i tempem. Frenetyczne – to słowo może patronować produkcji Corinne Marrinan.
W pierwszej scenie widzimy młodziutkiego Willa w wykonaniu pełnego uroku, zadziornego Lauriego Davidsona, na chwilę zanim opuści rodzinny Stratford-Upon-Avon, odziedziczony po ojcu fach rękawicznika, żonę i trójkę dzieci, by wyruszyć do Londynu po sławę i pieniądze, za które (jak obiecuje żonie) kupi największy dom w całym Stratfordzie. Ci z widzów, którzy czytali biografię Williama Szekspira, wiedzą, że los będzie dla niego łaskawy i obietnica zostanie spełniona, ale ci, którzy jej nie czytali, mogą, tak jak pozostawiana żona Anna, mieć spore wątpliwości.
Rodzice Willa wręczają mu na drogę różaniec i list dowodzący, że jest katolikiem. W protestanckiej Anglii katolicy utożsamiani są ze zdrajcami knującymi z papistami z zagranicy przeciw koronie – tropieni, torturowani i mordowani z zimną krwią. Zdecydowanie państwo Szekspirowie powinni dać synowi coś mniej śmiercionośnego. Wtedy jednak serial straciłby na dramatyzmie. Produkcję ciągną bowiem dwa wątki.
Pierwszy to droga Willa od nikomu nieznanego syna rękawicznika z prowincji, który pojawia się pewnego dnia w jednym z londyńskich teatrów bez grosza i sławy, za to ze sztuką w torbie i talentem do układania słów w porywające słuchaczy ciągi, a nawet wymyślania nowych. Drugi zaś to gra w kotka i myszkę z tropiącymi katolickie spiski królewskimi śledczymi, w którą to grę Will zostaje bez swojej wiedzy wplątany.Cała historia, choć ma całkiem solidne podstawy – zainteresowanym polecam świetną, napisaną barwnym językiem i wciągającą książkę „Shakespeare. Stwarzanie świata” autorstwa Stephena Greenblatta, o tym jak Szekspir stał się Szekspirem, albo mój skromny tekst w POLITYCE – opowiadana jest w mocno komiksowym stylu. Z uproszczeniami, bez przesadnej dbałości o psychologię postaci, estetycznymi podróżami w czasie i przestrzeni.
Wkroczeniu Willa do Londynu końcówki XVI wieku towarzyszy przebój „London Calling” The Clash, atmosfera w mieście pełnym kolorowych ptaków (także w sensie dosłownym) przypomina nieustający festiwal punkowych kapel, widownia teatru, w którym zadebiutuje Will, pełna jest wytatuowanych indywidualności, całość buzuje energią, młodością i seksem.
Will w pierwszych scenach pierwszego odcinka zostanie okradziony, napadnięty, wplątany w wielki spisek, skazany i uratowany (bez swojej wiedzy), spotka miłość, przyjaźń i odniesie pierwszy sukces sceniczny. Wraz z uroczą Alice Burbage (Olivia DeJonge) i Mattiasem Inwoodem (amantowaty Richard Burbage, wkrótce jeden z największych angielskich aktorów w historii) zachowują się jak zespół punkrockowy, mający za chwilę zawojować sceny świata.
Ogląda się tę „lightową” wersję losów Szekspira, przetykaną fragmentami z jego sztuk, z przyjemnością, choć dzieło z produkcji TNT żadne, o arcydziele nawet nie wspominając. Na wakacyjną guilty pleasure w sam raz.
Aneta Kyzioł
„Still Star-Crossed”Pomysł kontynuowania czy dopisywania nowych treści do dramatów Szekspira nie jest nowy. Amerykański serial „Still Star-Crossed” bierze na warsztat „Romea i Julię”, a właściwie to, co dzieje się po śmierci kochanków z Werony. Pomysł brzmi całkiem nieźle, gorzej z wykonaniem.
Serial zaczyna się tam, gdzie kończy się smutna opowieść o młodych kochankach z Werony, a bohaterami są Rosalina Kapulet i Benvolio Monteki. Oboje pojawiają się na kartach dramatu w rolach bardzo drugoplanowych, serial sugeruje nam, że byli świadkami na tajnym ślubie Romea i Julii, i żadne z nich nie popierało tego związku.
Teraz zaś, po śmierci swoich kuzynów i przyjaciół, to im przyjdzie stanąć na ślubnym kobiercu. Taki bowiem jest plan księcia Werony, który chce położyć kres zamieszkom w mieście. A te są chyba nie do uniknięcia, bo żałoba po śmierci młodych szybko się kończy. Na dodatek dowiadujemy się nieco więcej o podstawach sporu pomiędzy rodzinami Montekich i Kapuletich.
„Still Star-Crossed” nie próbuje trzymać się za bardzo realiów historycznych. Werona z serialu to miejsce magiczne, kolorowe, oświetlone mnóstwem świec. Do tego w strojach i sprzętach mieszają się epoki, a całość sprawia wrażenie bardzo bajkowej przestrzeni. Także obyczajowo serial bliższy jest raczej „Reign” – produkcji dla nastolatków, gdzie wydarzenia historyczne mieszają się z dość baśniowym podejściem do realiów.
Do tego, ponieważ jest to serial wyprodukowany przez Shondę Rhimes, mamy bardzo zróżnicowaną pod względem reprezentacji obsadę. Zarówno Rosalinę, jak i księcia Wenecji grają młodzi czarnoskórzy aktorzy. Cała obsada jest bardzo wymieszana – zgodnie z założeniem, że w tej baśniowej przeszłości nie musimy mieć tylko białych postaci. Pomysł ten wzbudził w Stanach sporo kontrowersji, ale na ekranie jak najbardziej się sprawdza, głównie dlatego, że zdajemy sobie sprawę, że wszystko jest tu bardzo umowne.
Niestety, serial mimo dużego budżetu i nawet ciekawego pomysłu, jest projektem nieudanym. Przede wszystkim scenariusz kuleje – bohaterowie zachowują się współcześnie, mówią współcześnie, a sama historia co chwila uderza w nieznośnie melodramatyczne tony. Trudno też nie dostrzec kolejnych absurdów opowieści, w której chodzi głównie o to, by znów zaproponować widzom dokładnie ten sam co w wielu innych serialach miłosny trójkąt.
Do tego niestety wszystkie knowania polityczne bardziej przypominają wątki z „Dynastii” niż inteligentną refleksję nad polityką rodową w dawnym mieście. Innymi słowy – wszystko to już kiedyś było – jeśli nie w serialu Shondy Rhimes, to w produkcjach dla nastolatków. Słuchając kolejnych nadętych dialogów, czasem trudno nie wybuchnąć śmiechem.
„Still Star-Crossed” pokazuje, że nawet ciekawy punkt wyjścia niewiele pomoże, jeśli jedyne, co mamy do zaoferowania widzowi, to kolejny łzawy melodramat. Jednocześnie trzeba przyznać, że poza imionami bohaterów i tytułami odcinków – niewiele w serialu tutaj z Szekspira zostało. Zresztą oglądając serial, można odnieść wrażenie, że im mniej się o nim wie i im mniejszą sympatią darzy się jego bohaterów, tym łatwiej przełknąć kolejne idiotyczne pomysły scenarzystów, drewniane aktorstwo i dialogi, które raczej nie zapewniłyby bardowi wiecznej sławy, gdyby pojawiły się w oryginalnym dramacie.
Zresztą już pojawiły się informacje, że ten pierwszy sezon będzie jedynym, bo amerykańska stacja uznała, że może dość już wydawania wielkich pieniędzy na średni serial.
Katarzyna Czajka