Zobaczyć Neapol i… coś więcej – „Genialna przyjaciółka” HBO
W ten weekend świętujemy stulecie wywalczenia praw wyborczych przez Polki. Do programu można włączyć oglądanie „Genialnej przyjaciółki”, serialowej wersji bestsellerowej i nagradzanej powieści Eleny Ferrante. O złożonej kobiecej przyjaźni i awansie społecznym, szczególnie trudnym w patriarchalnym środowisku. I kraju.
HBO i HBO GO pokazują serial w rytmie dwóch odcinków tygodniowo – w poniedziałki i wtorki. Dwa pierwsze już można oglądać, kolejne w drodze.
Elena Ferrante pozostaje nieznana. Tożsamość osoby kryjącej się za tym pseudonimem jest przedmiotem domysłów i spekulacji, padają nazwiska pisarzy o podobnym stylu, mówi się też o pisarkach, a nawet o grupach odpowiedzialnych za czterotomową sagę, której początki możemy własnie oglądać na małym ekranie.
Z tegoż ukrycia zdołała jednak kontrolować prace nad scenariuszem serialu. Reżyser Saverio Costanzo dysponuje sporym zborem maili pełnych szczegółowych wytycznych. To zdecydowanie wierna oryginałowi adaptacja.
Oryginał porywał sensualnymi opisami dorastania i dojrzewania, zdobywania świadomości, pokonywania kolejnych barier i płacenia za to ceny. Bohaterkami są kobiety wychowane w latach 50. XX w. na biednych przedmieściach Neapolu. Są dwie, ale czasem można odnieść wrażenie, że to jakby dwie wersje, dwa warianty losów tej samej osoby.
To opowieść o zmieniającym się Neapolu i Włoszech, o trudach emancypacji, o kompleksach mieszkańców biednego i zacofanego Południa wobec zindustrializowanej, nowocześniejszej Północy, mówiących gwarą wobec wykształconych, ale i strachu tych drugich przed siłą i ambicją tych pierwszych. O kobietach i mężczyznach. O awansie i jego braku. O strachu i odwadze, pogardzie i ambicji.
A wszystko to przenika historia trwającej 60 lat kobiecej przyjaźni. Trudnej, mającej wzloty, upadki i przerwy, pulsującej od myśli i emocji, także tych, których się wstydzimy czy boimy.
Lila, czyli Raffaella Cerullo, jest tą genialniejszą przyjaciółką. Niezwykle inteligentna, odważna, uzdolniona literacko i ambitna, wydaje się w naturalny sposób predestynowana do awansu społecznego i kariery w wielkim świecie. Lenu (Elena) Greco jest równie ambitna, ale bardziej wycofana, a mniejszy potencjał uzupełnia ciężką pracą.
O ich losach jednak nie zdecydują praca i ambicje, tylko gotowość rodzin, a właściwie ojców, do poniesienia kosztów kształcenia córek. „Wiesz, co to znaczy plebs?” – zapyta Lenu nauczycielka.
Serial zaczyna się od telefonu od syna Lili: matka zniknęła. Zabrała swoje rzeczy, zniszczyła zdjęcia, na których była, wymazała się. 60-paroletnia Elena reaguje goryczą i agresją: zrobiła to, czego od dawna chciała. A potem zaczyna pisać – wyjawianie ich wspólnych sekretów, od dzieciństwa po starość, na pewno wkurzyłoby Raffaellę nie na żarty, takiego aktu nielojalności nie puściłaby płazem. Jeśli coś może ją przywołać z powrotem, to właśnie to.I tak przenosimy się na przedmieścia Neapolu w roku 1950. Oczami dzieci oglądamy ciasne kwartały kamienic zamieszkanych przez wielodzietne, proletariackie rodziny. Rządzi męska przemoc, której towarzyszy kobieca histeria i wzajemna inwigilacja oraz plotki, i ciągła troska, także dzieci, o pieniądze. Wyraźne są hierarchie, ustalone obyczaje, bunt i odstępstwo bywają karane.
To obraz przepuszczony – warto pamiętać – przez, przepraszam za wyrażenie, podwójny filtr narracyjny. Z offu słyszymy głos 7- czy 8-letniej Lenu, ale to Lenu utkana ze wspomnień, wyobraźni i potrzeb Eleny o 60 lat starszej. Debiutantka Elisa Del Genio gra ją wspaniale, podobnie jak Ludovica Nasti Lilę.
W recenzjach przewija się narzekanie na ten głos z offu, bo dziecięce aktorki grają tak dojrzale, przekazując samym spojrzeniem tyle emocji, że komentarz wydaje się zbędny czy nadmiarowy. Jego rola jest chyba jednak inna – ma podkreślić tę podwójną perspektywę całej opowieści. To podobna gra z czasem i prawdą jak w Proustowym „W poszukiwaniu straconego (zaginionego) czasu”.Ogląda się – i dziewczynki, i ten mały Neapol – z dużym zainteresowaniem i rosnącym apetytem na więcej: bohaterek i Włoch.