Wisłocka w XXI wieku – o komediodramacie „Sex Education” Netflixa

Gillian Anderson jako seksuolożka, wyzwolona rozwódka i matka dojrzewającego 16-latka, który o seksie wie wszystko, przynajmniej w teorii. I chętnie dzieli się tą wiedzą z kolegami ze szkoły, którym braki w teorii utrudniają satysfakcjonującą praktykę. Brytyjski komediodramat Netflixa ma wiele zalet, które równoważą schematy produkcji o nastolatkach.

Otis Milburn (Asa Butterfield) jest typem nieśmiałego wrażliwca, którego popularność w liceum niespodziewanie rośnie, gdy przypadkiem pomaga rozwiązać problem seksualny Adama, przepełnionego agresją syna dyrektora. Potrzebująca pieniędzy Maeve – piękna i tajemnicza szkolna buntowniczka – widzi w spółce z Otisem szansę na świetnie prosperujący biznes seksterapii dla dojrzewających dzieciaków. Zaś kumpel Otisa Eric – czarnoskóry gej o potencjale drag queen – szansę na zyskanie w rankingu szkolnej popularności.

Sam Otis zaś, pomagając innym w ich problemach z początkami życia uczuciowego i seksualnego, będzie się także mierzył z własnymi zahamowaniami w tych kwestiach i z przecięciem pępowiny łączącej go z nadopiekuńczą matką. Trochę przy tym będzie śmiechu, więcej zakłopotania i nieporozumień, jeszcze więcej wzruszenia. Zaś na koniec wszyscy będziemy mu kibicować w akcie masturbacji. Taki to serial.Osiem odcinków wykorzystuje schematy produkcji dla nastolatków – od typów szkolnych (geek, nieudacznik, odmieniec, królowa, jej przyboczne, tajemnicza buntowniczka, popularny sportowiec, chłopak skrywający pod maską agresji wrażliwość i strach itd.) po te wszystkie pierwsze razy, trudy dojrzewania, nigdy niekończącą się naukę radzenia sobie z emocjami itd. Ale wykorzystuje je mądrze i z polotem. Dialogi są błyskotliwe, postacie świetnie napisane (i zagrane), pogłębione, ludzkie, niepapierowe – i to mimo charakterystycznego dla komedii podkręcenia. Zwyczajnie trudno tych dzieciaków nie polubić.Trudno im też nie współczuć. A to dlatego, że „Sex Education” nie skupia się tylko na problemach z pierwszym seksem (i jego konsekwencjach), ale też pokazuje, z jakim bagażem – rodzinnym i społecznym – wchodzimy w dorosłe życie. Nienachalnie też przypomina, że seks jest częścią życia uczuciowego i wewnętrznego. Wyrazem naszej wiary w siebie lub jej braku, samoakceptacji, kompleksów, traum. Może pomagać budować relacje, ale też może je blokować i niszczyć.

Serialowym dzieciakom paradoksalnie łatwiej rozmawiać o seksie i problemach „technicznych” z nim związanych niż o swoich uczuciach i emocjach. Wielu serialowym dorosłym, na czele z grającą matkę Otisa Gillian Anderson (rola jak rola, ale ta stylizacja i te kreacje!) – zresztą także.

Świetna lekcja sexed w XXI w. – bez pruderii, otwarcie, z wrażliwością i poczuciem humoru. Co stwierdzam z perspektywy swoich 40 lat. Ciekawe, czy nastolatki obejrzą i potwierdzą?