Nie po drodze mi z „Russian Doll”, za to „Shtisel” – bardzo, bardzo!
„Russian Doll” Netflixa, skrzyżowanie „Dnia świstaka”, „Alicji z Krainy czarów” i kina Lyncha, kolekcjonuje zachwyty. Mnie irytuje w nim wszystko, od wpatrzonej we własny pępek bohaterki, przez stężenie hipsterskiej fajności, po proste prawdy sprzedawane jako objawienia… Ktoś ma podobnie? Polecam „Shtisel” – też na Netflixie, izraelski dramat rodzinny osadzony współcześnie w jerozolimskiej dzielnicy ultraortodoksyjnych Żydów. Mógłby się wdzięczyć do widza egzotyką, tymczasem uwodzi prostotą.
Tytułowy Shtisel to nazwisko czteropokoleniowej rodziny, głównej bohaterki dwusezonowej serii (24 odcinki), która zadebiutowała w izraelskiej telewizji w 2013 r. Serial jest po prostu obyczajowy – dramat łączy się z elementami komediowymi, momenty napięcia z chwilami odprężenia, rodzinne kłótnie sąsiadują z sekwencjami rodzinnej bliskości i miłości.
A wszystko skąpane w naturalnej religijności i tradycji, które bywają w życiu pomocą, kijem, na którym można się wesprzeć w wędrówce, ale też kamieniem u szyi albo beczką śmiechu… Banalne? Ale jak dobrze opowiedziane!
Najwięcej ekranowego czasu spędzamy z Akivą (Michael Aloni), dwudziestoparolatkiem, który powinien już sposobić się do ślubu z młodą, pobożną Żydówką z dzielnicy, którą naturalnie pomoże mu wybrać swat. Ale oprócz tego, że jest pobożnym, młodym Żydem szanującym tradycję i niewyobrażającym sobie życia z dala od rodziny, początkującym rabinem w jesziwie, to jest także malarzem, marzycielem i właśnie się zakochał. A wybranka jest tak samo trudna do zdobycia, co do zaakceptowania przez rodzinę…Równie ważny jest ojciec Akivy, rabi Shulem, pełen sił 62-latek, lubiany przez uczniów nauczyciel w jesziwie i od roku wdowiec. Lubi swoją rolę nestora rodu i w pełni wykorzystuje dane mu mocą boską i tradycji prawo do decydowania o losach najbliższych, także wbrew ich woli. Nie stroni od małych kłamstewek i manipulacji (cel uświęca środki) i bywa niemile zaskoczony, gdy orientuje się, że sam też podlega manipulacjom innych.
Rabi Shulem oprócz Akivy ma inne dzieci. Najbliżej żyje z Zvi Arie (i jego rodziną), niespełnionym kantorem, który tkwi w jesziwie, czekając na awans. Oraz z córką Giti (i jej piątką dzieci, w tym najstarszą Ruchami), której wyjazd i zachowanie męża każą zrewidować stosunek do religii i tradycji.
A jest jeszcze wspaniała babcia Malka, matka Shulema. Po śmierci męża rezyduje w domu opieki, gdzie odkrywa uroki „gojskiego” życia, w tym seriale, na czele z „Modą na sukces”; Brooke i Redge’a dołącza do listy członków rodziny, za których się codziennie modli. Nierzadko okazuje się najbardziej otwartą i tolerancyjną osobą w całej rodzinie.
W Izraelu ortodoksi to drażliwy temat – nie uznają syjonizmu i samego państwa, bojkotują jego instytucje (m.in. służbę wojskową), ale już nie rozmaite formy państwowego wsparcia socjalnego, nie uczą się hebrajskiego, mówią w jidisz, wiele z ich zwyczajów (także pozycja kobiet) może budzić w XXI w. co najmniej zastrzeżenia. Grany w jidisz „Shtisel” – napisany przez dwóch scenarzystów o korzeniach ultraortodoksyjnych – daje wgląd do tego świata, choć zdecydowanie nie jest to dokument.
Napięcia między świeckim państwem a jego ultrareligijnymi obywatelami są lekko rysowane, ale odczuwalne. Nie brak też dramatów niedopasowania, rozdarcia między wartościami, w których zostało się ukształtowanym, a pragnieniem życia poza dzielnicą, rodziną, religią, w innym świecie. Jednak akcja toczy się wśród społeczności Geuli, dzielnicy Jerozolimy znacznie bardziej otwartej na nowoczesność niż słynna z ekstremizmu obyczajowego i politycznego Mea Shearim.Izraelczycy od dawna udowadniają, że potrafią robić seriale. Tutaj też widać sztukę opowiadania – bez zadęcia, z lekkością i interesująco. Codzienność jest codzienna, egzotyka życia bez internetu, za to z modlitwą na każdą okazję, przedstawiona jest jak coś naturalnego, i taka się powoli dla widza staje.
Wszystko to dzięki dobrze napisanym i świetnie zagranym bohaterom, na czele z Akivą i Shulemem. Amazon w 2016 r. ogłosił plany własnej, osadzonej na Brooklinie wersji serialu, ale potem o projekcie słuch zaginął.Za to seria spodobała się i świeckim Izraelczykom, i ortodoksyjnym Żydom. Jak donosił „Times of Israel”, jedna z piosenek napisanych do serialu dwa dni po emisji odcinka została zaśpiewana na weselu ultraortodoksyjnych Żydów przez uczniów z jesziwy, a zapis występu pojawił się na YouTubie.
Komentarze
Serial jest grany po hebrajsku przecież! Jidisz pojawia się okazjonalnie w dialogach między Shulemem a jego matką. Bo już z wnuczkiem babcia przechodzi na hebrajski.
Shtisel to perełka, jakich już nikt nie kręci. Wolne tempo, namysł, z jakim wszystko się toczy ( jaka piękna historia miłości Ruchami!Jak znakomita postać jej matki!, jaki okropny i komiczny jednocześnie Shulem, a jaki koszmarny brat jego bruselski), to czysta metafizyka na codzień. „Analogowe” życie ortodoksyjnych Żydów, brak technologii komórkowej i Internetu, nadaje tej opowieści niezwykłej przejrzystości, odziera postaci z nadmiaru warstw, jakimi dziś wszyscy jesteśmy otoczeni, niczym kokonami. Widzimy bohaterów do dna, do samej esencji. I jakby się Singera „Dwór” od nowa czytało, tyleż kompikacji i omijania/naginania zasad religijnych:), żeby jakoś w ogóle żyć. Michael Aloni jest w „cywilnym” życiu super-ciachem (thx, wujek Googlei) ale tutaj po prostu stapia się z postacią Akivy. Dla mnie ten serial to czysty geniusz. Kopalnia informacji, piękno zapomnianych emocji. Rewelacja.
@Rupert
No właśnie, przecież tylko Żydzi starzy, głownie Ci, co z Europy przybyli, mówią tam w jidysz. Te przeskoki są świetne:)! Tak samo jak swobodne przucanie się szeklami, dolarami i euro:) I Staruszka-lichwiarka, wdowa po „świętym” rabinie, która trzyma „kantor” w plastikowej szufladce od zamrażaki zamykanej na kłódkę:)