„Śmierć przychodzi po zmroku”, czyli przyrodniczy horror

National Geographic swój nowy program oddało w ręce mistrza komiksowej i telewizyjnej grozy Roberta Kirkmana. To wciąż serial o zwierzętach, tyle że po seansie nawet wydra czy kolczatka wydają się przerażające.

To w zasadzie pomysł z kategorii oczywistych, ale jakoś nikt wcześniej na niego nie wpadł. Bo przecież wiele historii grozy czerpie z przyrody (nietoperze wampiry), dlaczego więc w serialu przyrodniczym nie wykorzystać tej koneksji i choćby spokojną i wyważoną Krystynę Czubównę nie zamienić na kogoś z głosem, który przyprawi nas o ciarki?

Dobór lektora to nie wszystko – trzeba też wziąć naukowy opis zwierząt i ich zwyczajów i oddać ten tekst w ręce kogoś, czyim zawodem jest straszenie innych. Zmiany nie muszą być wielkie, wcale nie trzeba odchudzać tych treści z faktów, bo to po prostu kwestia umiejętnego budowania napięcia i odpowiedniego doboru słów, tak by np. „posila się” zastąpić „pożera”. Dodajmy do tego odpowiednią pracę kamery z umiejętnymi zbliżeniami na zębate paszcze czy świecące w ciemności oczy, a przede wszystkim świetny montaż, pozwalający budować grozę i potęgować napięcie, a wyjdzie horror, tyle że zamiast Freddy’ego Krugera i ściganej blondynki oglądać będziemy węża próbującego pochwycić nietoperza w locie.Nie czuć w takim podejściu sztuczności głównie dlatego, że gdy się zastanowić, z perspektywy każdego, kto nie jest szczytowym drapieżnikiem, taka dżungla w nocy to jak dla nas wizyta w nawiedzonym domu – co krok niebezpieczeństwo, a spod strug deszczu regularnie wpada się najpierw pod rynnę, potem pod ujście kanalizacji, a na końcu pod wodospad.

Jest w tym wszystkim trochę zabawy, choćby w tytułach odcinków („Wzgórza mają oczy”, „Noc żywych trupów” czy „Ciche miejsce”), a jeżeli coś nuży, to czasem długość odcinków – to, co w klasycznym programie przyrodniczym jest po prostu wciągającą, kompleksową historią, np. nocy w indonezyjskiej dżungli, w wersji horrorowej może męczyć, gdy lektor od pierwszej minuty podbija napięcie; trochę jak w nieodpowiednio zmontowanym horrorze właśnie, z czasem groza może spowszednieć.Trudno nie pochwalić Kirkmana i National Geographic za pomysł rozruszania gatunku serialu przyrodniczego i wyjścia z wyciągniętą ręką do wszystkich, którzy mogli sądzić, że jeżeli ktoś robi programy o zwierzętach, to musi być nudziarzem nieustannie zasypującym nas mało interesującymi faktami. „Śmierć przyjdzie po zmroku” pokazuje, że przyroda może być bardzo ekscytująca. I więcej niż trochę straszna.

„Śmierć przyjdzie po zmroku” w Polsce można oglądać na National Geographic Wild. Premiera 14 marca.