„Gra o tron” kończy się rozczarowaniem

Ostatni odcinek finałowego sezonu produkcji HBO nie przyniósł poprawy jakości – wciąż rządziły przewidywalność i bezpieczne wybory.

Poprawność wydaje się słowem kluczem w odniesieniu do ostatniego sezonu serialu, i nie inaczej było w przypadku zamykającego go odcinka. Czy działo się wiele? Tak. Czy zamknięto wątki, w tym najważniejszy, dotyczący Żelaznego Tronu? Tak. Czy był to finał godny najpopularniejszego serialu XXI w.? Tu można dyskutować.

Wydaje się, że David Benioff i D.B. Weiss napisali odcinek w dużej mierze w kontrze do tego, czym przez lata była „Gra o tron”. Serial wyróżniał się realizmem – nie było Dobrych i Złych, nie było tak, że ten, kto miał rację, przegrywał z tym, kto był bardziej przebiegły. „Gra o tron” w poprzednich sezonach widzów tym irytowała, niekiedy doprowadzając wręcz do białej furii – i za to kochały ją miliony. Za gwarantowany brak obojętności, za nieprzewidywalność.

Tymczasem ostatni odcinek ostatniego sezonu to coś na kształt „happy endu”, z nutką goryczki (ale spodziewaną) i wieloma ładnymi kokardkami, zawiązującymi wątki niemalże wszystkich postaci, od Tyriona, przez Sama, po Bronna czy Podricka.Benioff i Weiss najwyraźniej założyli, że widzowie chcą pożegnania na pozytywnej nucie (znamienne posiedzenie nowej Małej Rady), chcą widzieć, jak ci, którzy przetrwali wojnę o Żelazny Tron, odnajdują swoje miejsce w świecie, otrzymują nagrody za służbę. Możliwe też, że widzowie tego faktycznie chcieli… ale czy powinni to dostać?

„Gra o tron” popularność budowała bezczelnością, odwagą, łamaniem reguł, zaczynając od zabicia postaci uważanej za głównego bohatera, by niedługo potem ukatrupić też tego, w którym wszyscy widzieli jego następcę. „Nikt nie jest bezpieczny” – było czymś w rodzaju nieoficjalnego motta serialu.

Finał pozostawia wszystkich… bezpiecznymi. Każdy jest na swoim miejscu, wielu spełniło marzenia. Zupełnie jakby opowieść, powstała w kontrze do kolein fabularnych Hollywood, ostatecznie dążyła do tego, by na te sztywne tory powrócić.Zabrakło emocji. I jest to w przypadku tego serialu grzech najcięższej wagi – dużo łatwiej byłoby zaakceptować finał, w którym nie wszystko by się udało, jakiś zgniły kompromis, ostatnią „fintę wewnątrz finty w fincie”. Cokolwiek, co by nas poruszyło.

„Grę o tron” w Polsce oglądać można na HBO i HBO GO.