W trzecim sezonie „Westworld” zmienia się w thriller

Akcja serialu Jonathana Nolana i Lisy Joy wyszła poza tytułowy park i ewoluowała w chłodny technothriller.

„Westworld” dość radykalnie zmienił się na przełomie 2 i 3 sezonu. Przechyliły się zwłaszcza szale między science fiction a thrillerem. Produkcja, która zaczynała jako bardzo fantastyczno-naukowa, w pierwszym sezonie oparta na zagadnieniach świadomości i sztucznej inteligencji, co było eksplorowane w serii drugiej, teraz jest po prostu opartym na SF thrillerem. Nie ma Anthony’ego Hopkinsa, postać Jeffreya Wrighta nie ma z kim dyskutować, dyskusje więc ucięto. Symbolem tej ewolucji jest Dolores, która z obiektu rozważań o inteligencji maszyn stała się połączeniem terminatora i Skynet.

Serial ogląda się w zasadzie jak nową produkcję. To wciąż znani bohaterowie (choć są i nowi, jak Aaron Paul, jedna z ozdób sezonu), niektórzy są nawet w oryginalnym parku. Ale tempo jest inne, inne są emocje – przede wszystkim zniknęła warstwa naukowo-filozoficzna. Zostały akcja i rozmach.

Paul to najbardziej wyraźny symbol przemian – nowe wątki oczywiście wpisują się w ogólny temat (granica człowiek-technologia), ale inaczej. Wydaje się też, że to właśnie ten bohater jest najbardziej interesujący – ale może to tylko efekt „świeżości”.

Bo trudno oprzeć się wrażeniu, że „Westworld” tej świeżości już nie ma. Główne postaci w zasadzie stoją w miejscu, a stagnacja fabularna jest maskowana scenami akcji. Widać to zwłaszcza w wątkach Maeve (Thandie Newton) i Bernarda (Jeffrey Wright), którzy snują się z punktu do punktu, niespecjalnie poruszają się do przodu, a raczej są „zagospodarowywani”.

Brakuje precyzji sezonu pierwszego, który oglądało się niczym pieczołowicie przygotowaną układankę (którą poniekąd był). Brakuje wagi fantastyki naukowej. Został „Terminator”. Oraz doskonała warstwa wizualna.

Trzeci sezon „Westworld” można oglądać na HBO i HBO GO. Recenzja powstała na podstawie czterech pierwszych odcinków.