„Devs”, czyli technologia jako przedmiot kultu
Alex Garland, reżyser „Ex Machiny” czy „Anihilacji”, zrealizował swój pierwszy serial – zamkniętą w ośmiu odcinkach historię o technologicznym gigancie i jego tajemnicy.
Tytuł odnosi się do nazwy tajnego wydziału firmy Amaya, giganta z Doliny Krzemowej, w którym opracowuje się… no właśnie, nikt nie wie, co. Najpierw mamy poznać tę tajemnicę, a potem jej konsekwencje. Garland, wyłączny scenarzysta i reżyser, mierzy się z konceptami właściwymi filozofii i łączy je z teoriami z zakresu fizyki teoretycznej, by skonstatować, że współczesne korporacje, jak Apple, Google czy Facebook, wiele łączy z kultem, a ich twórcy/szefowie mają status proroków.
„Devs” to kameralna historia z wątkami „kina akcji”, ale pozostaje dosyć statyczną (co nie jest wadą) opowieścią o determinizmie. To bardzo autorska wizja (Garland podkreślał w wywiadach, że po raz pierwszy miał pełną swobodę), bez efekciarstwa kina czy seriali SF, skupiona na warstwie „science” i niespłycająca jej – wręcz przeciwnie, „Devs” wiele wymaga od odbiorców. Serial najbardziej powinien się spodobać miłośnikom „filozoficznego SF”, zbliżonego do tego, co robią w swojej prozie Jacek Dukaj czy Ted Chiang (jego opowiadanie posłużyło za podstawę filmu „Nowy początek” Denisa Villeneuve’a).
„Devs” ma przy tym niezwykle ciekawą warstwę audiowizualną. Garland ukazuje się jako dojrzały reżyser: świadomie wykorzystuje dźwięk, umiejętnie dobiera muzykę, a wreszcie interesująco pracuje kamerą; są tu ujęcia, które się po prostu podziwia, są sceny niemal poetyckie (zwłaszcza otwarciowe). W połączeniu z ciekawie dobraną obsadą (wyróżniają się Nick Offerman i Alison Pill) otrzymujemy serial FX na poziomie produkcji, do którego przyzwyczaiło HBO.
Alex Garland daje tu popis autorskiej fantastyki naukowej. Bardzo „książkowej” – unikającej kompromisów zwykle koniecznych w przypadku wysokobudżetowych produkcji kinowych czy telewizyjnych.
W Polsce „Devs” można oglądać na HBO GO.