„Gambit królowej” – droga królowej i Marcin Dorociński po radziecku

Nowy miniserial Netflixa pod płaszczykiem szachowej rozgrywki skrywa klasyczną bildungsroman – ze świetnie napisanymi bohaterami i przesłaniem tak pozytywnym, że aż trochę mdli.

Ale ten serialowy pozytywizm ma też dobre strony. Przede wszystkim bywa zaskakujący. Tam, gdzie wychowani na współczesnej telewizji spodziewamy się koszmaru – a jest tu sieroctwo, dom dziecka, rodzina zastępcza i ciągła rywalizacja, czyli szerokie pole do popisu dla wszelkich patologii – dostajemy wraz z główną bohaterką nieoczekiwanie ciepło i wsparcie. A to powoduje, że serial ma w sobie świeżość.

Choć im dalej, tym coraz widoczniejszy jest „pedagogiczny” cel tych pozytywnych zaskoczeń. Całość zmierza do morału w stylu „tylko w jedności siła” i „wespół w zespół”. Takiej nauki na nasz trudny czas, społeczne podziały w USA (i nie tylko). Akcja toczy się w latach 60., okresie zimnej wojny, która tu co prawda wygląda na co najwyżej letnią, ale głównym przeciwnikiem Amerykanów, także przy szachownicy, są Rosjanie.

Na czele z Wasilijem Borgowem, mówiącym tylko po rosyjsku charyzmatycznym arcymistrzem – w bardzo dobrym, choć zwięzłym wykonaniu Marcina Dorocińskiego. Pojawia się w scenie rozpoczynającej serial, a potem nasza patriotyczna cierpliwość zostaje wystawiona na dużą próbę, bo oto siedząca naprzeciw niego Beth zaczyna wspominać i zanim przesunie pion na tej szachownicy, miną… cztery odcinki.

„Gambit królowej” pozornie jest historią o szachach – choć fani tego sportu powinni czuć się usatysfakcjonowani. Tak naprawdę, i tu dużej niespodzianki nie ma, jest opowieścią o dojrzewaniu. Momentami schematyczną bildungsroman, z kolejnymi etapami pokonywania przeszkód, własnych słabości, samotności, z pomocą dobrych ludzi. Beth Harmon walczy z szachowymi przeciwnikami, ale przede wszystkim z własnymi demonami. W spadku po matce otrzymała genialny umysł i poczucie odrzucenia. Pierwsze czyni z niej cudowne dziecko szachów, drugie pcha w kierunku autodestrukcyjnych zachowań.

W dalekim tle jest zimna wojna, a nawet temat problematycznego wkroczenia kobiety do męskiego świata szachów sygnalizowany jest tak delikatnie, że prawie niezauważalnie. Podobnie zresztą jest z rasizmem. W serialu dominuje przekaz pozytywny, na każdym polu.

W skrócie: będący ekranizacją powieści Waltera Tevisa z 1983 r. „Gambit królowej” dla fanów seriali ma silną i intrygującą główną bohaterkę oraz kilkoro innych też dobrze skonstruowanych i świetnie zagranych postaci. Oraz stylowe, pięknie sfotografowane amerykańskie lata 60. Dla miłośników szachów ma opisy strategii, dywagacje na temat otwarć i ujęcia szachownicy z każdego możliwego kąta. Zaś dla polskiego widza – pojawiającego się w kilku scenach Marcina Dorocińskiego. Przesłodzony, bajkowy finał boli, ale nie zmienia faktu, że całość ogląda się naprawdę nieźle.

Gambit królowej” (The Queen’s Gambit), reż. Scott Frank, Netflix, 7 odc.