„Sexify” – udany polski serial Netflixa. I to komedia
Kalina Alabrudzińska i Piotr Domalewski stworzyli komedię, która nie żenuje, w jej bohaterkach mogą się przejrzeć współcześni ludzie, a otaczająca ich Polska nie przeraża.
Domalewski, twórca „Cichej nocy” i „Jak najdalej stąd”, dał „Sexify” swój zmysł obserwacji rzeczywistości (oraz Łomżę), Alabrudzińska, autorka „Nic nie ginie” – wniosła rys terapeutyczny i nienachalne poczucie humoru.
Ośmioodcinkowa produkcja rozwija się dość powoli. Minie sporo ekranowego czasu, zanim trzy bohaterki zajmą się tytułowym Sexify, czyli aplikacją „optymalizującą kobiecy orgazm”. A tak naprawdę pomagającą kobietom rozpoznać potrzeby swoich ciał i dusz. Pracując nad apką, wejdą na drogę samopoznania – i to samoświadomość jest tu głównym tematem.
Akcja toczy się na wydziale informatyki warszawskiej uczelni, gdzie studiują Natalia (Aleksandra Skraba) i Monika (Sandra Drzymalska), oraz w akademiku, gdzie w jednym pokoju mieszkają Natalia i Paulina (Maria Sobocińska). Świeżym (i podążającym za rzeczywistością) pomysłem jest pokazanie dziewczyn studiujących z sukcesami kierunki techniczne (Paulina – chemię), jeszcze lepszym – nierobienie z tego odrębnego tematu. Bo w XXI w. to już nie jest i nie powinien być temat, tylko oczywistość.
Tematem jest współpraca, ambicja, realizacja postawionych celów i odnajdywanie w tym siebie. Przyjaźń i miłość.
Podobnie XXI-wieczna jest ekranowa Warszawa. Kolorowa – także w sferze odcieni skóry, wielokulturowa i LGBT+. Czasem to przypomina klip promujący Polskę przed Euro 2012, ale granicy plastikowości charakterystycznej dla rodzimych komedii romantycznych nie przekracza. Jest lekkość, pomaga wiosna i młodzi, nieprzestylizowani ludzie w kadrach.
Choć istotną częścią akcji jest rywalizacja między kobiecym i męskim teamem, nie zmienia się to w stereotypową wojnę płci. Męscy bohaterowie są – generalnie – sojusznikami kobiet, bo… są ludźmi i, znów, bo mamy XXI, a nie XIX w.
Świetnym pomysłem było osadzenie akcji w okolicach Wielkanocy, trochę w kontrze do zwyczajowo pokazywanych na ekranie Wigilii, a trochę w ramach pokazywania szansy i nadziei na odrodzenie. Światełka w naszym niechcącym się skończyć tunelu. Młode pokolenie może być inne niż starsze, nie musi powielać ich systemu wartości, przekonują twórcy, fundując bohaterom wielkanocne śniadanie z rodzinami. Na telewizorach idzie tradycyjny „Potop”, Kmicic pojedynkuje się z Wołodyjowskim, a kolejne sceny są zabawnym komentarzem do emocji i myśli bohaterów.
Czy wszystko się udało? Nie, czasem seria wpada w koleiny komedii romantycznych, finał jest w mocno amerykańskim stylu, a napędzająca bohaterki (i nie tylko) wiara w to, że aplikacja o kobiecym seksie może wygrać konkurs organizowany przez ministerstwo kultury, nieco, hmm, księżycowa.
Nie zmienia to faktu, że powstał serial, który pokazuje, że Polska jednak jest w XXI w. A może być bardziej. I przy tym wcale nie zginie.
Sexify, scen. i reż. Kalina Alabrudzińska i Piotr Domalewski, Netflix, 8 odc.