„Creepshow” w 2. sezonie zagrzebuje się w niszy
Silny sukcesem serialu „The Walking Dead” producent, reżyser i spec od makabrycznych efektów specjalnych Greg Nicotero kontynuuje nostalgiczną zabawę horrorami klasy B. Skutek to hermetyczne historie dla fanatyków gatunku.
„Creepshow” to kolejna z licznych popkulturowych marek, które ożywiono na fali przesiąkającej wszystko nostalgii za latami 80. Oryginalny film został stworzony przez legendy grozy: reżysera George’a A. Romero i pisarza Stephena Kinga. Składało się na niego pięć krótszych historii, w części adaptujących opowiadania. Już sam oryginał był hołdem dla klasyków, jak „Opowieści z krypty”, nie traktował też siebie zbyt poważnie. Nowy serial to przy tym hołd dla hołdu, a w drugim sezonie czuć to aż za mocno.
Kluczowe pytanie brzmi: po co Nicotero i jego współpracownicy stworzyli nową odsłonę „Creepshow”? Nie chodziło o ciekawe historie – ewidentnie czerpali z utartych wzorców, nie próbują ich przełamać, nie ma zaskoczenia wychodzącego poza zwrot fabularny rodem z horrorów lat 80., dziś już bardzo przewidywalny. Te opowieści usadawiają się wygodnie na starych torach, nie wystawiając poza nie nawet paluszka, radośnie ogrywając schematy.
Nicotero położył silny nacisk na fakt, że kręci horror klasy B, co oznacza bardzo niską jakość: od scenografii, przez efekty specjalne, po pracę kamery i montaż, aż po aktorstwo, przerysowane do poziomu karykatury. Oczywiste, że „Creepshow” stawia na rekonstrukcję charakteru oryginału, ale nie wiadomo po co – mamy 2021 r., widz wymaga czegoś innego. A przede wszystkim nie wiemy, po co kręcić coś identycznego do trzech istniejących filmów. To już nie hołd, ale naśladownictwo.
Zrozumiała jest przywoływana tu nostalgia, oczywiste, że Greg Nicotero chciał stworzyć horror dla miłośników horroru, bardzo świadom swego gatunku i odwołujący się do innych horrorów. Tak można, to robiło choćby „Stranger Things”, po pachy zanurzone w twórczości Kinga. Różnica między produkcją Netflixa a drugim sezonem „Creepshow” jest taka, że ci pierwsi przy okazji opowiadali nową, interesującą historię.
Nicotero wykonał potężny skok w stronę hermetyczności serialu. Pytanie, czy zadowoli wielkich miłośników grozy, którzy rozpoznają rzecz jasna nawiązania i pewnie utożsamią się np. z chłopcem, z którego rówieśnicy wyśmiewali się ze względu na miłość do klasycznych horrorów, ale czy to wystarczy na cały sezon? Wątpliwe. Co z tego, że twórcy bawią się „Necronomiconem” z serii „Martwe zło”, co z tego, że pojawia się nawet brat reżysera oryginału Ted Raimi, skoro wciąż nie wychodzimy poza schemat, a postaci są szczątkowo zarysowane? To po prostu za mało.
W Polsce „Creepshow” można oglądać na kanale AMC. Drugi sezon zadebiutuje 29 lipca.