„Fear The Walking Dead” – skąd się wzięły „Żywe Trupy”?
„The Walking Dead” to wciąż jeden z najpopularniejszych seriali telewizyjnych. Tak popularny, że doczekał się drugiej linii fabularnej, która opowie o początkach zombie-apokalipsy. Czy warto dać szansę „Fear The Walking Dead”?
Odpowiedź będzie niejednoznaczna, a zaczniemy od oceny głównego serialu, czyli „TWD” (wygodny skrót, pozwolicie, że będę używał). Tutaj bywało różnie, z bardzo dobrym początkiem, ogromnym spadkiem formy, fatalnym sezonem 4., po którym chciałem rzucić tę opowieść w kąt i do niej nie wracać, aż w końcu nieco lepszą serią 5. Obecnie czekamy na premierę sezonu 6. (w październiku, także w Polsce) i w zasadzie nie wiem, czy poświecę jej czas. Pewnie tak, ale entuzjazmu we mnie nie znajdziecie. Bardziej czekam na „Galavanta”, „Daredevila”, „Mr. Robot” czy „Hyperiona” od SyFy.
Serial produkcji AMC, w Polsce wyświetlany przez FOX, wciąż przyciąga jednak olbrzymią, rekordowo wręcz dużą widownię. Stworzony przez Roberta Kirkmana (autora komiksu „Żywe Trupy”, od którego wszystko się zaczęło) biznes działa więc pełną parą i się rozwija, a jego najnowszą inkarnacją jest drugi serial, „Fear The Walking Dead”.
Cóż to takiego? Otóż w „TWD” widzimy już świat opanowany przez zombie – gdy Rick budzi się w szpitalu, miasta są opustoszałe, nie licząc wlokących się ulicami monstrów. W „Fear…” wszystko jest normalne – do czasu. To opowieść o wybuchu epidemii zombie, skupiająca się na momencie upadku ludzkości, śledząca losy bohaterów walczących z narastającym kryzysem. Zaczynamy od pierwszych ataków, nieśmiałych doniesień medialnych, filmikach na YouTube i w mediach, a już w drugim odcinku widzimy rosnącą panikę, zamieszki i ataki na większą skalę.
Jest ciekawie. Nieco rozwlekle, ale to już chyba znak firmowy tego uniwersum, że wszystko wlecze się jak, nomen omen, zombie – w pierwszych dwóch epizodach horroru jest mało, za to wiele wprowadzania postaci, budowania relacji i świata, który za chwilę runie. Trzeba jednak przyznać, że jak już pojawiają się elementy grozy, jest dużo lepiej niż w „TWD”. Bo główny serial już dawno przestał być horrorem, tu zombie zabija się setkami, i to przy pomocy małego nożyka albo śrubokrętu – napięcie związane z atakami dawno minęło. W „Fear…” jest inaczej – monstra są wciąż groźne, ich ataki szokują, a i wybory, przed którymi stają bohaterowie (finał drugiego odcinka), mają większą siłę niż decyzje Ricka i jego grupy. Ten serial ma więcej życia i obiecuje większe emocje.
Fakt, nieco irytuje naiwność bohaterów w kontakcie z zombie, ale to już efekt widza – wiemy więcej, my od razu zawieszamy niewiarę i akceptować istnienie zombie, ale ci bohaterowie nie mogą, bo mają być realistyczni, walczą więc z wnioskami dla nas oczywistymi. Klasyczna sytuacja w horrorze.
Mimo tego jednak „Fear The Walking Dead” to udany serial, który ma nawet szansę przebić oryginał. Bo jest tu świeża krew, nowi bohaterowie, mniej pustki, a więcej akcji. Jedyny problem w tym, że na chwilę obecną nie wiadomo nic o emisji tej produkcji w Polsce. FOX nie ma jej w planach.