„Westworld” – za nami finał arcydzieła
Jonathan Nolan i Lisa Joy dali HBO to, czego stacja z pewnością szukała: godnego następcę „Gry o tron” (której będą jeszcze tylko dwa sezony). W wyścigu o miano najlepszego serialu mijającego roku „Westworld” przegrać może chyba tylko z fenomenem „Stranger Things”.
Kluczem do sukcesu okazało się tu pełne wykorzystanie możliwości, jaką daje serial telewizyjny, a więc odpowiednio długiego czasu, by pieczołowicie rozwijać i tkać fabułę, bez skrótów i uproszczeń.
W efekcie „Westworld” to misternie skonstruowana zagadka, z mnóstwem wątków i fałszywych tropów, z wieloma tzw. twistami, a więc zaskakującymi zwrotami fabularnymi, które radykalnie zmieniają nasze spojrzenie na bohaterów i wydarzenia. Niczym słynny „Szósty zmysł”, serial Nolana i Joy najpierw długo nas zwodzi, by odkryć karty dopiero w ostatnim odcinku. I jak w przypadku „Szóstego zmysłu”, momentalnie widz ma ochotę na powtórny seans, tym razem by już świadomie podziwiać misterność konstrukcji fabuły.
Twórcy „Westworld” idealnie odgadli tu, co najbardziej kochają fani małego ekranu: chcemy być wodzeni za nos, chcemy trwać w niepewności, być zaskakiwanymi, głowić się nad prawdziwymi tożsamościami bohaterów, brnąć w kolejne teorie i dzielić się nimi w internecie. Tak popularność budują „Gra o tron” i ostatnio „The Walking Dead”, ale także „The Affair”, „Mr. Robot” czy też wspomniane „Stranger Things”.
Schemat jest prosty: najpierw nieustannie podsycamy napięcie, by pod sam koniec dać odpowiedzi, zaskoczyć, najlepiej wywrócić wszystko do góry nogami, ale też pozostawić wiele spraw otwartymi. Współczesny widz najwyraźniej lubi głowić się nad tym, co ogląda.Współczesny widz telewizyjny też nie boi się i potrafi docenić historie trudne, dotykające ważnych i skomplikowanych tematów. Za to pokochaliśmy „Detektywa”, teraz zaś podziwiamy to w „Westworld”, gdzie Nolan i Joy w opowieści o parku rozrywki pełnym robotów poruszają tematy świadomości, tego, co czyni nas ludźmi, a także tego, czy jesteśmy wyjątkowi.
Pytanie brzmi: w którym momencie idealna kopia przestaje być tylko kopią, a staje się tym, na czym ją wzorowano?Och, oczywiście, że krew leje się tu strumieniami, golizny jest natomiast więcej niż w „Grze o tron” (choć tu w większości jest bardzo logicznie usprawiedliwiona naturą robotów) – w końcu to HBO. Tak samo oczywistymi są jednak absolutnie najwyższy poziom realizacyjny (przepiękne zdjęcia, stroje, scenografie, muzyka), jak i aktorski – obok Anthony’ego Hopkinsa i Eda Harrisa, którzy dostali popisowe role, zwłaszcza ten pierwszy, HBO postawiło na Jeffreya Wrighta, Thandie Newton czy Jimmi Simpson, dotychczas znanych z drugich planów, tu błyszczących, podobnie zresztą jak Ben Barnes, James Mardsen i Evan Rachel Wood.
W zasadzie jako wadę serialu wymienić można tylko zadyszkę w środku sezonu, spowodowaną sporą liczbą wątków, które rozwijane jednocześnie, rozwadniały momentami fabułę. Z drugiej strony jednak – po finale trudno patrzeć na te odcinki w taki sposób, bo to wszystko było konieczne – były to kolejne elementy skomplikowanej układanki.Nolan i Joy postawili przed sobą ambitne zadanie, bo krok po kroku starali się zaplanować proces budzenia się świadomości i Sztucznej Inteligencji. Jeszcze ambitniejsze było natomiast przedstawienie tego zagadnienia z połączenia kognitywistyki i filozofii widzom.
Ambicja popłaciła, bo powstał jeden z lepszych seriali SF w historii. I bardzo, bardzo mocny kandydat do tytułu serialu roku.
Komentarze
Nie, to nie jest genialny serial. Jest co najwyżej średni. Ostatni odcinek to totalna porażka – przegadany i przefilozofowany.
Od połowy sezonu rozwój akcji był przewidywalny.
Co będzie dalej?
Wystarczy sobie przypomnieć, że Hopkins tworzył następnego klona w podziemiach. Pomysł w finale jest prosty – wykończył konkurencję i zabił swojego hosta (samego siebie).
Genialny serial to „Detektyw”.
Nie wiem, czy dotrwam, jestem na czwartym epizodzie i zaczynam się męczyć. Owszem, obsada jest genialna, jednak ten dziki zachód działa mi na nerwy. Jako fana science fiction i technologii boli mnie i skręca wewnętrznie garść głupot i niekonsekwencji w działaniu i funkcjonowaniu androidów.
BikeRonin, nie spojleruj, bardzo nieładnie, teraz to już napewno nie obejrzę
Bardzo dobry serial. Oglądałem z wielką przyjemnością i choć wiele rzeczy trafnie przewidziałem, to kilka mnie zaskoczyło. Antony Hopkins, w tym serialu, jest po postu klasą samą w sobie.
Jedyne o co mam żal, to … ochrona parku, która w ostatnim odcinku jest bardziej żałosna niż banda trzylatków z piaskownicy. Czy oni naprawdę nie potrafią pociągnąć za spust? Biegną jak te owieczki na rzeź, a jeśli któryś wreszcie zdecyduje się strzelać, to chyba strzela w powietrze. Niby szczegół, ale tak mocno razi, że aż boli jak to się ogląda.
Z niechęcią, w dużym stopniu muszę się zgodzić z negatywnymi opiniami. Pomysł na serial, idee przenikające serialowy świat, pułapki i meandry budzącej się (nie?)świadomości hostów, sposób manifestowania się ich wspomnień – wszystko to było dużo ciekawsze, niż rzeczywista realizacja tych idei w serialu.
Która często była właśnie nielogiczna, przegadana lub taka, jak „szczegół”, o którym pisze kolega powyżej – nie rozumiem, dlaczego nie można było nakręcić tych strzelanin w mniej głupi sposób.
Mimo tych wszystkich zastrzeżeń, serial mi się podobał. Gra aktorów z Hopkinsem(!) na czele, śliczne zdjęcia, wiele bardzo dobrych, wciągających scen z dobrze zbudowanym nastrojem. No i oczywiście tematyka AI, która jest dużo większa niż serial. Mając, jako widz, wiele doskonałych elementów tej historii, przygotowanych i podanych na tacy przez twórców serialu, można samemu sobie opowiadać własną wersję tej historii 🙂
serial dobry, mocna stara szkolna czwórka:)
nic poza tym. Obawiam się, czy poświecę 10 kolejnych godzin na obejrzenie kolejnego sezonu. Może dlatego, że faktycznie nie jest aż tak doskonały, a scenariusz faktycznie został domknięty. Aby nie spoiler’ować ogranicze się zatem do powyższych ogólników. „The Affair” miał znakomicie rozpisany scenariusz na dwa sezony. Mam nadzieję, że i trzeci nie zawiedzie:)