„The Umbrella Academy”, czyli dziwnie, ale dobrze-dziwnie
Produkujący oszałamiająco dużo seriali i filmów Netflix potrafi zawodzić oczekiwania. Ale nie tym razem. Ekranizacja komiksu Gerarda Waya i Gabriela Ba to perełka na polu seriali fantastycznych, oferująca unikatowe spojrzenie na superbohaterów, a przede wszystkim ekscytującą przygodę z szóstką świetnych bohaterów.
Mowa o członkach i członkiniach tytułowej Akademii, czyli sześciorgu (było ich siedmioro, ale… coś się wydarzyło) „rodzeństwa”. Urodzili się tego samego dnia, ich matki jeszcze minutę przed porodem nie były w ciąży, wszystkich adoptował ekscentryczny bogacz. I mają niezwykłe zdolności: niektórzy porozumiewają się ze zmarłymi, inni skaczą w czasie, jeszcze inni modyfikują rzeczywistość za pomocą słów. Ich przybrany ojciec Hargreaves chciał skompletować drużynę superludzi, zdolnych bronić Ziemi przed wszelkimi zagrożeniami.
My Akademię poznajemy w dniu pogrzebu „tatuśka”. Dorosłe już dzieci zbierają się w jego rezydencji po raz pierwszy od lat. W tzw. międzyczasie wiele się wydarzyło (śmierć jednego z ich, zaginięcie innego, po drodze kłótnie i rozstania). To więc nie tyle zespół pokroju Avengers, ile dysfunkcyjna rodzina, czasem stroniąca od własnego towarzystwa.
Ten emocjonalny bagaż wyróżnia „The Umbrella Academy” na tle innych produkcji fantastycznych, zwłaszcza zaś superbohaterskich. Oto grupka niezwykle unikatowych i skomplikowanych ludzi. Każdy z bohaterów ma swoją historię, problemy. Relacje między nimi są pogmatwane. Pozostawione same sobie postaci te są bardzo nietypowe. Numer 5 to staruszek w ciele chłopca (popis aktorski daje młodziutki Aidan Gallagher, oszałamiająco wręcz doskonały), a Klaus… to wspaniały dziwak, ozdoba serialu, błyskotliwie zagrany przez Roberta Sheehana.Ponieważ opowieść o najdziwniejszej rodzinie świata rozgrywa się w bardzo oryginalnym świecie z komiksu Waya i Ba, tłem dla sprzeczek i pojednań są niesamowite sekwencje i wyjątkowo efektowna akcja. Zwłaszcza tych, którzy nie znają pierwowzoru, czeka wiele zaskoczeń. Netlfix odważnie czerpał z komiksu, decydując się na wiele ciekawych rozwiązań – pod tym względem „Umbrella” przypomina „Legion”.
Jakość produkcji opiera się więc na tym, że wszystko ma warstwy, od postaci po świat – z każdym odcinkiem wchodzimy głębiej, dowiadujemy się więcej, każdy „poziom” jest bardziej fascynujący od poprzedniego, a pomysły scenarzystom (czyli Wayowi, który pisał komiks) się nie kończą.Wróżę serialowi sukces, choć nie jest równie „przystępny” co choćby „Stranger Things”. Trzeba zawiesić niewiarę, gdy pojawia się np. Pogo, czyli inteligentny szympans, przyjaciel rodziny, albo gdy na scenę wkraczają ucieleśniający chaos i nieco „kreskówkowi” Cha-Cha i Hazel. Kto jednak da się wciągnąć w tę estetykę, będzie zadowolony. „Umbrella” to serial wyjątkowo świeży, zabawny ekscytujący i efektowny.
W Polsce serial „The Umbrella Academy” można oglądać na Netflixie.
Komentarze
Oj, Panie Marcinie. Trochę się Pan rozpędził w opisywaniu fabuły, streszczając wszystkie zaskoczenia pierwszych kilku odcinków…
małe sprostowanie: takich dzieci na całym świecie urodziło się czterdzieścioro troje, a Hargreaves zdołał adoptować (zdobyć) tylko siedmioro
btw dobry serial
i nic dziwnego, że ludziom podoba się rola Sheehana, bo to zwykły samograj
ale zagrać tak jak Gallagher „starego małego” no to prawdziwa perełka jest, w tak młodym wieku taki talent, na pewno jeszcze o nim usłyszymy