„Altered Carbon” w 2. sezonie to inny serial
Ze wględu na specyfikę fantastyczno-naukowego świata książek Richarda Morgana, w drugim sezonie Anthony Mackie zastąpił Joela Kinnamana w roli Takeshiego Kovacsa. Ze szkodą dla „Altered Carbon”.
Ten serial bowiem w drugim sezonie sprawia dziwne wrażenie czegoś kręconego wprawdzie w scenografii sezonu pierwszego, ale poza tym jednak różnego. Mackie zamiast Kinnamana to zmiana symboliczna – ten pierwszy lepiej sprawdza się w rolach „luźniejszych”, bo choć może grać kinowych twardzieli, ma w sobie dużo pozytywnej energii i widz niemalże oczekuje, że aktor lada moment się uśmiechnie. Kinnaman natomiast to aktor bardzo „intensywny”, urodzony by grać typ ludzi, których nikt z nas nie chciałby spotkać w ciemnej uliczce, w skrócie: chamów i dupków. Dlatego pasował do znudzonego, ironicznego, agresywnego i impulsywnego Kovacsa. Miał też tę przewagę, że dla widzów to on jest oryginalnym Kovacsem, a Mackie go zastąpił – porównania są więc nieodzowne.
Problemem jest jednak nie tylko casting, a nawet nie przede wszystkim. Zawiedli scenarzyści, którzy w pierwszym sezonie dosyć wiernie trzymali się świetnego materiału oryginalnego, w tym natomiast pofolgowali sobie, luźno czerpiąc w powieści „Zbudzone furie” (trzecia w trylogii), z drugich „Upadłych aniołów” czerpiąc w zasadzie tylko Carrerę. W efekcie to, co dostajemy teraz to już nie SF w wersji noir, w zasadzie mroczny kryminał w kosmicznej scenerii, a słaba fabuła typu „zabili go i uciekł”. „Altered Carbon” nie ma bowiem w drugim sezonie ani klimatu oryginałów i poprzedniej serii, ani historii do opowiedzenia – zamiast tego daje nam się ckliwie rozgrywany wątek miłości Takeshiego i Quell.
Dziwi to tym bardziej, że Richard Morgan dał twórcom serialu doskonałe podstawy do dalszej pracy. Druga w serii powieść „Upadłe anioły” z jednej strony pisana jest w podobnym tonie, co poprzednia, ale z drugiej fabularnie o wiele bardziej otwiera ten świat, zaskakuje, ekscytuje. Serial tymczasem idzie po linii najmniejszego oporu, sam siebie redukując do roli słabego fanfika części pierwszej.
Oczywiście, już pierwszy sezon produkcji Netflixa nie był serialem SF na poziomie „Westworld” czy „Expanse”, ale miał swoją nisze SF noir i wypełniał ją doskonale. Obecnie to minęło, a zmiana była na gorsze.
„Altered Carbon” w Polsce oglądać można w serwisie Netflix.
Komentarze
Panie Marcinie! Nie „po najmniejszej linii oporu” ale „po linii najmniejszego oporu”
Dzięki za recenzję oraz oszczędzony czas i nerwy, które bym stracił oglądając ten serial. Swoją drogą, powieść „Upadłe anioły” też w moim odbiorze była bardzo słaba; nie pamiętam już szczegółowo swoich zastrzeżeń (czytałem parę lat temu), tylko ogólne wrażenie nudy, chaosu i niewykorzystanego potencjału.
Natomiast kolejna część, opowiadająca m.in. o Quell (unikam spoilerów), była bardzo dobra: bohaterowie nabrali znowu życia i wiarygodności w swoich decyzjach, akcja była dobrze poprowadzona, a główny suspens książki oraz wynikające z niego implikacje, dawały do myślenia.
Zgadzam się, że drugi tom serii (choć w moim pojęciu nieudany) poszerzał uniwersum i otwierał nowe możliwości. Gdyby za 2. sezon serialu zabrali się utalentowani ludzie (a nie wyrobnicy od telewizyjnej sztampy) – mogliby z tych możliwości stworzyć coś wartościowego. Szkoda, zatem 🙂