„WandaVision”, czyli wielki Marvel na małym ekranie
Pierwszy serial ściśle związany z niezwykle popularnym (i kasowym) Kinowym Uniwersum Marvela (Marvel Cinematic Universe) skupia się na dwojgu mniej popularnych Avengersach: Wandzie Maximoff i syntezoidzie Visionie. Produkcja Disney+ to hermetyczna fabuła dla ich miłośników, ale fanom Marvela też da dużo radości.
Trzeba odnotować, że Marvel szukał tu nowej formuły dla swoich historii o superbohaterach. Wanda to wprawdzie koleżanka „z pracy” Iron Mana, Thora i Czarnej Wdowy, tu widzimy ją jednak przede wszystkim jako kobietę, która utraciła wszystko, co kochała (wydarzenia z „Avengers: Czas Ultrona” i „Avengers: Wojna bez granic”). I która, jak się okazuje, ma moc przywracania tego, co jej zabrano.
Disney+ adaptuje – bardzo luźno – fabułę, w której zrozpaczona Wanda, w komiksach znana jako potężna mutantka Scarlet Witch, używa niezwykłych zdolności do stworzenia iluzji, alternatywnej rzeczywistości. „Ożywia” zmarłych, a nawet tworzy nowe byty. Zamyka się w swoim w pełni kontrolowanym świecie, tu ograniczonym do jednego miasteczka. Ale… zamyka się czy zostaje zamknięta? To pytanie leży u podstaw serialu.
Korzystając z niezwykłej natury środowiska, w którym jest Wanda, twórcy serialu – zwłaszcza w pierwszych odcinkach – eksperymentują z formą. Dostajemy więc de facto nie opowieść o komiksowych herosach, ale amerykańskie seriale komediowe z lat 50. i 60. z nieco niepasującymi tu bohaterami. (Nawiązania do kultowych produkcji pojawiają się też potem, choć nie wybrzmiewają już tak silnie).
Motorem napędowym akcji jest wzmożona czujność i polowanie na wszelkie wskazówki dotyczące prawdziwej natury miasteczka Westview.
„WandaVision” to jednak nie eksperymentalny „Legion”, więc w zasadzie szybko wracamy na znane tory opowieści superbohaterskich. Niemniej do samego końca jest to rzecz jak na Marvela bardzo kameralna, silnie oparta na psychice bohaterów, zwłaszcza Wandy. To właśnie wyróżnia tę produkcję od filmowych odsłon MCU – postawienie w centrum osoby głęboko zranionej, próbującej sobie radzić z nieludzkim bólem. Wanda, dużo bardziej niż Thor czy Iron Man, jest nam bliska; łatwiej zrozumieć nam kogoś, kto pragnie szczęścia i rodziny, niż półboga ciskającego pioruny z magicznego młotka albo miliardera w latającej zbroi.
„WandaVision” to piękna i smutna historia miłosna, budząca tym większy podziw, że rozgrywa się między kobietą a syntezoidem, czyli sztucznym, quasi-ludzkim tworem o twarzy w kolorze buraka. A jednak to działa, porusza, jest wiarygodne.
Disney+ nie proponuje zatem szumnie zapowiadanej rewolucji w świecie seriali (może w pierwszych odcinkach, potem jest już klasycznie), ale historię atrakcyjną dla fanów Marvela (można spędzić godziny, wyłapując wszystkie nawiązania) i z urzekającym wątkiem miłosnym. Do tego z bardzo dobrą obsadą: od Elizabeth Olsem i Paula Bettany’ego w rolach tytułowych, przez błyszczącą talentem Kathryn Hahn, po sympatycznych Randalla Parka, Teyonah Paris i Kat Dennings.
Serial „WandaVision” jest dostępny na platformie Disney+.