Telewizja musi umrzeć – jak oglądać seriale w czasach sztywnych ramówek?
Nie popieram piractwa. Nie znajduję usprawiedliwienia dla ściągania filmów i książek od gryzonia ani oglądania czegokolwiek na różnej maści kinomaniakach (wiem, samo oglądanie jest dopuszczane przez prawo). Nie uginam się pod presją argumentów o dozwolonym użytkowaniu i kulturze jako dobru wspólnym, do którego każdemu NALEŻY się dostęp. Nie, nie należy się.
Wiem, jestem skamieliną, bo wszyscy wokół ściągają i buforują, aż im się łącza grzeją, ba!, obserwowany w ostatnich latach radykalny wzrost popularności seriali w dużej mierze wynika najprawdopodobniej z ich łatwej dostępności w dużych ilościach w sieci. Teraz każdy może je oglądać kiedy chce i w takiej ilości, w jakiej chce. Może dlatego co rusz docierają do nas wieści o słabej oglądalności wielkich hitów pokroju „The Walking Dead” na antenie TVP – jeżeli puszcza się pierwszy sezon w momencie światowej premiery trzeciego, trudno spodziewać się sukcesu. Przecież każdy zdążył już ściągnąć te odcinki. Tym bardziej nie sposób oczekiwać, że współcześni dwudziesto- czy trzydziestolatkowie dadzą radę narzucić sobie reżim zasiadania przed telewizorem o konkretnych porach co tydzień. W przypadku procedurali – ok, w końcu tam każdy epizod to w miarę zamknięta historia, ale co z tymi najlepszymi produkcjami, jak „Gra o Tron”, „Hannibal”, „Detektyw” czy „Sherlock”? Przegapisz odcinek, dwa i leżysz.
Większość serialomaniaków powie, że problemu nie ma, bo dowolny epizod jest na „wyciągnięcie” kilku kliknięć myszką. Co jednak z wariatami mojego pokroju, którzy nie chcą tego robić, którzy odrzucają źródła nielegalne?
Sam właśnie tego doświadczam. Po przeprowadzce podłączyłem wypasiony pakiet telewizyjny, z naciskiem na stacje typu HBO, AXN czy FOX. I co? Nie mam czego oglądać, bo choć interesujących seriali kilkanaście, większość jest emitowana od jakiegoś czasu i nie sposób „wskoczyć” przy nastym odcinku albo drugiej serii. Pozostają tylko sitcomy pokroju „Przyjaciół”, „Teorii wielkiego podrywu” czy „Jednego gniewnego Charliego” – tutaj kolejność oglądania może być losowa i szkody w tym żadnej. Może też dlatego tylu widzów oglądało na TVP „Dra House’a”? Przecież nikt nie przejmował się opuszczeniem i pięciu epizodów (inna rzecz, że wszystkie były takie same), można było „dosiąść się” w dowolnym momencie i Hugh Laurie nikomu tego nie wypominał.
Co więc robić?
DVD? Korzystam często, bo dzięki kilku błyszczącym krążkom zyskuję absolutną swobodę i mogę urządzać sobie maratony. Sęk w tym, że ceny horrendalne, wybór marny, a i z dostępnością różnie – ile to już czasu minęło od ukazania się pierwszej serii „Newsroom”? Ile trzeba było czekać na drugi sezon „Breaking Bad”? Ile zajmie nadrobienie wszystkich serii – wolę nie myśleć. A „The Walking Dead” to u nas w ogóle ktoś wydał? Właśnie leci „Arrow 2” – jak nadrobić pierwszy sezon? „Hannibala” na DVD także chyba nie uświadczę.
Jest jeszcze VOD, tutaj jednak podobnie – oferta biedna, ceny wysokie, opóźnienia względem światowych premier makabrycznie długie. Brak też jednego wielkiego gracza, u którego abonament gwarantowałby dostęp do naprawdę interesującej oferty (stąd w drukowanej „Polityce” pisałem: „Polska potrzebuje Netflixa”). Pocieszenie takie, że akurat na tym polu coś się dzieje, na rewolucję przyjdzie chyba jednak trochę poczekać.
Pewne jest zaś jedno: telewizja w kształcie, jaki znamy, dziś musi odejść do lamusa. Produkt musi podążać za klientem, współczesny klient jest zaś zabiegany i lubi sobie czasem gdzieś wyjść, nie toleruje więc smyczy w postaci sztywnej ramówki. Również tolerancja na standardowe tygodniowe oczekiwanie na kolejny odcinek coraz mniejsza, wiele osób może oglądać serial w telewizji, ale woli poczekać i ściągnąć od razu cały sezon i pochłonąć go hurtowo. Wcale im się przy tym nie dziwię, choć nie popieram, osobiście sięgam po wspomniane wydania na płytach.
Tymczasem pozytywnych przykładów nie brakuje, choćby wspomniany Netflix, który jednego dnia uploaduje od razu całą serię. Nie można tak? W TV leci drugi sezon „Hannibala”, dlaczego więc pierwszy nie może trafić na stronę stacji? Można bez opłat, a zarabiać na reklamach, można choćby abonentom, którzy mają dostęp np. z kablówki, dorzucić dodatkowo wszystkie starsze produkcje za darmo na www, żeby każdy mógł nadrobić i włączyć się w oglądanie na bieżąco. Czymś takim jest HBO GO, ale tutaj wciąż trzeba uiszczać dodatkową opłatę, nawet przy wykupieniu pełnego pakietu telewizyjnego.
Nie mam wątpliwości, że z czasem to wszystko stanie się normą. Nikt chyba ich nie ma. Skoro więc wszyscy się zgadzamy, nie można by tego przyspieszyć?
Komentarze
A wszelkiego typu On Demand? W Toya mam taką opcję – ale sądzę że nie tylko tu – wiele tv to ma – wtedy mamy HBO OD -i wszystkie odcinki starych serii.
Własnie zmieniam abonament tak, by móc mieć odbiornik obsługujący OD.
” klient jest zaś zabiegany i lubi sobie czasem gdzieś wyjść, nie toleruje więc smyczy w postaci sztywnej ramówki”
Widac ze w Polsce znow odkryja kolo. O czyms takim jak TiVO Pan nie slyszal? Jest na rynkouod 15 lat. Mozna sobie nagrywac program na wewnetrzny dysk. Moja firma kablowa oferuje takie same „top boxes” z taka sama funkcjonalnoscia. Od nie pamietam kiedy. Neistety, loco USA. Za to w Polsce, moi krewni I znajomi od lat posluguja sie nagrywarkami DVD. Ja zreszta tez. Mozna zaprogramowac dowolny program na 3 lata z gory
Telewizja ani mysl iwymierac.
Straszne..
Seriale,seriale,seriale..
Czyżby życie autora składało się tylko z oglądania seriali?
Rozpacz….
Nie obejrzało się jednego odcinka jakiegoś doktora.
Coś nie do wyobrażenia.
Jak to dalej żyć?
Wystarczy tylko dodać czasy tych kilku seriali i wychodzi na to,że autor nic nie robi,tylko gapi się na bardziej lub mniej durny 11124 odcinek jakiegoś badziewia.
Owszem to też jest sposób na życie,ale po co zaraz krzesła łamać?
Netflix przez proxy jest dobrym rozwiazaniem, odrobine dyskusyjnym ale i tak o niebo lepszym niz torrenty.
Telewizja (ta zwykła) nie zniknie pomimo że mamy już dostęp do telewizji cyfrowej, która to de facto mogła zostać już wprowadzona dobrych kilkanaście lat temu. Chodzi o pewnie kulturowy i socjologiczny aspekt telewizji analogowej. Otóż tworzy ona poczucie wspólnoty, gdyż wszyscy o tej samej godzinie oglądamy np. dziennik (jest 19:30 siadamy wszyscy do TV). Poza tym telewizja tym samym wymusza na nas organizację dnia.
Od kilku lat większość odbiorników tv, tunerów sat i dvbt ma możliwość zaplanowania nagrania na pendrive przez usb. Sztywna ramówka i reklamy to przeszłość.
W pełni podzielam żale autora – możliwość legalnego obejrzenia porządnego zagranicznego serialu jest dziś w Polsce dramatycznie ograniczona. Szczególnie nie da się obejrzeć np. trzech archiwalnych sezonów hurtem. Polskie serwisy VoD proponują zwykle same polskie seriale, a HBO OD i GO też nie są lepsze, bo zazwyczaj dają aktualny sezon plus poprzedni.
Pozostaje tylko DVD, ale tam koszt jednoosobowego obejrzenia jednego odcinka zbliża się do ceny biletu kinowego.
Polska pare lat do tylu. W Irlandii Netflix, TV OD, Spotify itp. to standard. Nagrywanie czterech programow ogladajac piaty rowniez. Cala serie mozna nagrac jednym przyciskiem. Boxsety mozna sciagnac legalnie od operatora kablowki (za oplata). A ceny uslug podobne do tych w Pl
Takie zdania wyrwane z kontekstu:
1.”wiem jestem skamieliną”,
2.”telewizja jaką znamy musi odejśc do lamusa”,
3.”1124 odcinek badziewia”.
Identyfikuję się z cytatami 1 i 3. To co głosi cytat 2 mnie ani ziębi ani grzeje.
Młodsza córka,matura 1987,na nasze wyrazy uznania „że coś jest w trzy d” (dupy) ,by nie byc wapniakiem,odpowiadała,że u nich w liceum mówi się „w cztery d” (dupy).
Dupy zmieniły się w dimensions i 4D na horyzoncie.
Serdecznie i autentycznie współczuję telemaniakom.Literaturę zastępują seriale z „lokowaniem produktu”.Myślenie jest zastępowane przeżuwaniem badziewia.
Telemaniak sam staje się produktem.Produktem sterowanym przez TV.
Rysiu – co robisz na blogu o serialach, nie uznając oglądania seriali? 😉
pisałem o tym w innym zakątku internetu… gdyby tv dawała mi możliwość obejrzenia serialu równolegle z premierą światową, albo dzień po (patrz: HBO) to kupuje każdy dekoder i oglądam… ale jeśli wciska się hity tygodnie/miesiące po premierze w godzinach nocnych to nie dziwota, że ludzie ściągają na potęgę, nie chcą po prostu być robieni w balona… jest miejsce na ofertę premium, tylko nikt nie patrzy, że zmienił się model oglądania tv i ludzie sami wybierają czemu poświęcają czas, a nie lubią gdy im się wciska kit, jako „hit sezonu”.
@ użycie nagrywarki
Dobra rada, ale w przypadku, gdy problemem jest duża ilość seriali albo przegapienie jakiegoś odcinka, bo coś wypadło/bo pora emisji nie pasuje.
Co jednak robić, gdy – tak jak ja – właśnie zamontowało się pakiet tv po przeprowadzce i nie ma co nagrywać, bo seriale już się rozkręciły, trwają kolejne sezony, lecą naste odcinki? TV tego nie wybacza, nie pozwala nawet włączyć się w oglądanie danego serialu, jeżeli nie robiłeś tego od początku.
Serio oglądacie seriale?
Po co? Nie lepiej żyć własnym życiem?
to chyba trochę jest tak, że oglądanie seriali hurtem / udostępnianie tychże hurtem online jest wypaczeniem idei serialu jako produkcji telewizyjnej, mającej cyklicznie przyciągać widza do danego tv/reklam/itd, wykorzystując jego pragnienie poznania dalszych losów bohaterów;
tak naprawdę Netflix i inni hurtownicy strzelają sobie nieco ‚biznesowo’ w stopę bo w sumie jaka jest różnica w cenie dostępu do filmu / paczki seriali ? żadna – skoro tak po co wydawać kupę kasy na zrobienie całej serii filmów – odcinków serialu – skoro wystarczy zrobić dobry film, ale za mniejszą kwotę? A obydwie formy są udostępniane jednocześnie … Dodatkowo, te wszystkie nowe seriale są strasznie przegadane i sztucznie rozdęte – szkoda na to czasu trochę …
Trochę nie rozumiem takiego toku myślenia. Tzn. takiego betonu. Moje podejście jest takie: nie jestem zbyt tolerancyjna wobec piractwa, które spowodowane jest brakiem dobrej woli, ale w sytuacji, gdy nie ma gdzie oglądać, cena jest niewspółmierna i jeszcze nie mogę decydować, kiedy obejrzeć film czy serial, przestaję być krytyczna. Nie mówię, że należy to tolerować, ale traktowanie ściągania, nawet z torrentów (choć sama nigdy tego nie robię), czy oglądania w serwisach typu kinoman na równi z typową kradzieżą jest chyba wyolbrzymione w tak wyjątkowej sytuacji (choć w ogóle jestem zdania, że stawianie na równi piractwa w jakimkolwiek wymiarze i okolicznościach i typowej kradzieży jest chybione – jeśli ktoś próbuje mi wmówić coś takiego, to automatycznie się buntuję – to kradzież i to kradzież, ale zupełnie innego rodzaju). Z filmami jest łatwiej. Najbardziej lubię oglądać je w kinie i te 10, 11 zł za bilet, które udaje mi się złapać na porannych seansach, wydaje mi się adekwatne, a przynajmniej mogę sobie na to pozwolić. Ale w kwestii seriali – naprawdę, pora na zmiany. Z chęcią oddam twórcom moje pieniądze, wystarczy tylko, że po nie sięgną. Nie mam wiele wymagań – chcę móc oglądać moje ukochane produkcje na ekranie komputera (i to też jest cudowne, przecież dziś mnóstwo osób nie korzysta z telewizji, jak można nadal być w epoce średniowiecza i nie zauważać tych zmian…), z polskimi i angielskimi napisami, w całkiem sensownej jakości, choć cudów nie wymagam i w przyzwoitej cenie. Czekam na ten dzień, kiedy będzie to możliwe.
A co, jeśli w ogóle nie korzysta się z kablówki, a jedynie z internetu? HBO niestety jeszcze nie wpadło na pomysł produktu dla kogoś takiego – żeby używać HBO GO trzeba mieć abonament kablowy i basta.
Serio komentujecie artykuły o serialach, na blogu o serialach, choć seriale was nie interesują? Nie lepiej żyć własnym życiem? Poświęciliście 15 minut cennego życia tylko po to, żeby komuś podnieść ciśnienie? Dziecinada.