„The Office PL”, przedstawiciel rzadko występującego gatunku: polskiej komedii śmiesznej

Wiadomość o realizacji polskiej wersji sitcomu „The Office” („Biuro”) – jednego z najpopularnieszych seriali wszech czasów i światowego hitu pandemicznych lockdownów – raczej mroziła, niż wzbudzała ekscytację. Cały dostępny już sezon wywołuje inne reakcje: zdziwienie i uczucie ulgi.

Zdziwienie typu „ale po co?” stopniowo ustępuje miejsca zdziwieniu typu „całkiem niezłe”. To efekt i niezłej realizacji, i świetnego aktorstwa, ale może przede wszystkim tego, że polska wersja nie jest kopią świetnej brytyjskiej produkcji czy jeszcze świetniejszej amerykańskiej odnowy, tylko osadzoną w naszych realiach wariacją na temat.

Biuro firmy handlującej papierem na amerykańskiej prowincji stało się biurem Kropliczanki w Siedlcach, firmy sprzedającej wodę. Zdjęcia kręcono w warszawskich biurach dawnej fabryki FSO. Michał Holc (Piotr Polak) jest młodszą wersją Michaela Scotta (Steve Carell), ale tak jak on pozbawioną autorefleksji i empatii, pożeraną przez pragnienie akceptacji i miłości. W ramach równouprawnienia i w bonusie polski serial dorzuca kobiecą wersję Michała – Patrycję (Vanessa Aleksander). Jak sama o sobie mówi: ma wszelkie atrybuty kobiety sukcesu – oprócz sukcesu.

Jednym z motorów „The Office” był konflikt sympatycznego luzaka Jima z kostycznym, służalczym i momentami psychopatycznym Dwightem. W polskiej wersji Dwight zmienił się w Darka Wasiaka (Adam Woronowicz) i został niekwestionowanym królem tej imprezy.

Bez mrugnięcia okiem wygłasza kwestie typu: „Młodzi są dzisiaj rozpuszczeni. Za moich czasów nie było jajka niespodzianki. Były jajka na twardo i jajka na miękko. A jak mama miała ugotować na miękko, a wyszło na twardo – to wtedy była niespodzianka. A potem i tak wkraczało SB i wszystkich zgarniało”. Czy: „Za moich czasów nie było LGBT. Było KGB. I to też nie byli ludzie, tylko ideologia”.

Zderzenie równolatków o przeciwnych charakterach z oryginału, w wersji Franek (Mikołaj Matczak) – Darek, zmienia się w historię pokoleniową: generacja Z kontra boomerzy. I przenosi serial we współczesność.

Oryginał poruszał kontrowersyjne kwestie, Michael Scott nie pominął żadnej okazji do powielenia stereotypów rasowych i tożsamościowych, zawsze zresztą w dobrej wierze i z odwrotnym do zamierzonego skutkiem. I w polskiej wersji jest podobnie, a do tego jest np. „obrona krzyża”. Oraz kilka innych celnych obserwacji społecznych ubranych w formę bohaterów, których stopniowo zaczynamy lubić.

Czy wszystko się udało? Nie. Mnie nie do końca przekonał rozciągnięty na cały sezon wątek gościnnej gwiazdy. Są też momenty przestoju, kiedy – mimo że odcinki są półgodzinne – ręka sama wędruje po smartfona.

Ale. Humor typu cringe – świadomie miksujący śmiech z żenadą – nie był dotąd silną stroną polskich komedii. Jeśli się wydarzał, to raczej jako wypadek przy pracy. 12-odcinkowy pierwszy sezon „The Office PL” jest dowodem na zmiany i w tej dziedzinie. Po gatunku „polska komedia romantyczna”, w której to nazwie przez długi czas tylko pierwszy człon odpowiadał prawdzie, odradza się w naszym kraju gatunek komedii śmiesznej. Na razie na licencji, ale za to bez cudzysłowu. I to przynosi ulgę.

The Office PL, scen. Łukasz Sychowicz, Jakub Rużyłło, Mateusz Zimnowodzki, reż. Maciej Bochniak, canalplus.com, Canal+, 12 odc.