Władza i miłość w Chicago – po finale „Żony idealnej”
Rzadko się zdarza, że piąty sezon serialu jest lepszy od pierwszego i wszystkich następnych. Jednak „Żona idealna”, której piąta seria zakończyła się przed kilkoma dniami, pokazuje, że jest to możliwe. Po słabszym czwartym sezonie w piątym roku emisji serial firmowany przez Ridleya Scotta osiągnął poziom wyższy niż kiedykolwiek wcześniej.
Nie było to zadanie łatwe, bo „Żona idealna” już od pierwszych odcinków była jedną z najmocniejszych produkcji obyczajowych w amerykańskiej telewizji. Z miesiąca na miesiąc twórcy wciągali nas coraz głębiej w intrygi rozgrywające się w zakamarkach gabinetów i w sądowych salach. Kolejne sprawy prowadzone przez bohaterów zaczęły się zazębiać, między postaciami narastały konflikty i wybuchały romanse, a serial imponował precyzyjną konstrukcją i rewelacyjną obsadą. (Wpis zawiera spoilery).
Opowiadając o świecie chicagowskiej palestry (choć serial rozgrywa się w Chicago, zdjęcia do niego realizowane są w Nowym Jorku, co oburza niektórych widzów), twórcy „Żony idealnej” jednocześnie mówią o polityce. Na marginesie głównych wątków komentują najważniejsze wydarzenia społeczne i głośne medialne afery.
Tak było od samego początku. Przecież punkt wyjścia serialowej historii stanowiła opowiedziana na nowo i zmodyfikowana historia Billa Clintona i Moniki Lewinsky. Mąż głównej bohaterki, Peter Florrick (dobry Chris Noth), prokurator o wielkich politycznych ambicjach, pewnego dnia został sfilmowany w towarzystwie prostytutki. Szybko wypadał z politycznego siodła, a wkrótce trafił także za więzienne kraty. W tym czasie Alicia robiła dobrą minę do złej gry. Najpierw stawała u boku męża, by publicznie opowiedzieć o przebaczeniu i małżeńskiej jedności, później zaś zakasywała rękawy i po kilkunastu latach zawodowej przerwy wracała do pracy w kancelarii, by zacząć od zera w towarzystwie ludzi o piętnaście lat młodszych.Przez ostatnie lata autorzy „Żony…” cały czas uważnie wsłuchiwali się w medialne przekazy i szybko podejmowali te tematy, które przyciągały zainteresowanie mediów. W kolejnych sezonach słychać było echa afery WikiLeaks, podejmowano temat arabskiej rewolucji i wojny w Syrii, mówiono o prywatności w Internecie, portalach społecznościowych, używaniu dronów przez amerykańską armię, wreszcie – o inwigilacji własnych obywateli przez rząd USA.
Podsłuchy założone Alicii i jej współpracownikom przez NSA były jednym z najciekawszych wątków piątej serii „Żony…”. Także dlatego, że twórcy serialu potraktowali sprawę z humorem – młodzi pracownicy rządowej agencji, którzy dzień po dniu podsłuchiwali Alicię, rozmawiali o niej jak o bohaterce ulubionej telenoweli, nieustannie plotkując o jej romansach, toczących się sprawach i osobistych problemach.
Wątki publicystyczne w „Żonie idealnej” zawsze były tylko dodatkiem do obyczajowego dramatu w najlepszym wydaniu. Życie serialowej Alicii Florrick pełne jest bowiem zawodowych upadków i wzlotów, sercowych rozterek, problemów z dorastającymi dziećmi i nadgorliwą teściową (świetna Mary Beth Peil), a także niełatwych relacji z całą rzeszą współpracowników. Wszystko to dopięte na ostatni guzik, opowiadane z dramaturgicznym wyczuciem, a przede wszystkim wybitnie zagrane.
Gównie przez Juliannę Margulies, dawną gwiazdę „Ostrego dyżuru”, która za rolę Alicii Florrick zgarnęła w ostatnich latach 5 nominacji do Złotych Globów, zdobywając jedną statuetkę. Po „Żonie idealnej” Margulies dołącza do elitarnego grona tych gwiazd telewizji, które mimo wielkiej kariery i jeszcze większego talentu nigdy nie dostały prawdziwej szansy w Hollywood. Trochę jak James Gandolfini z „Rodziny Soprano”, Eddie Falco rewelacyjna zarówno w „Rodzinie Soprano”, jak i „Siostrze Jackie” lub Bryan Cranston z „Breaking Bad”.
W „Żonie idealnej” Margulies partneruje cała plejada znakomitych aktorów. Spośród nich na pierwszy plan wybija się zwłaszcza Archie Panjabi, wcielająca się biseksualną śledczą, która rzuciła pracę w policji, by w kancelarii zarabiać pieniądze i… knuć wielopiętrowe intrygi. Jej Kalinda to jedna z najlepiej napisanych postaci nie tylko w „Żonie idealnej”, ale w ogóle w nowych amerykańskich serialach. Jest pociągająca i zarazem zdystansowana, lojalna, ale nieufna. Choć świadoma własnego erotyzmu, nie radzi sobie w międzyludzkich relacjach. Nie da się jej nie lubić nawet wtedy, gdy wbija nóż w plecy innym pozytywnym bohaterom.Ciosów w plecy jest tu zresztą wiele, bo większość serialowych wątków koncentruje się wokół bitew toczących się w gabinetach kancelarii i sądowych salach. Bohaterowie „Żony idealnej” wciąż toczą ambicjonalne wojenki – o uznanie, prestiż, pieniądze, nowych klientów. „Żona idealna” przypomina w tym sensie „House of Cards”. Ale w serialu CBS gabinetowe intrygi odarte zostają z demiurgicznej aury i pozbawione teatralnej koturnowości. To raczej walka małostkowych ludzi chorych na nadmiar ambicji, pamiętliwych i pełnych resentymentów. Być może właśnie dlatego okazuje się tak diabelnie wciągająca.
Komentarze
Wzór dla Florricków to *nie* Clintonowie tylko – przede wszystkim – historia Eliota Spitzera. Wiadomo, są tam echa innych skandali „łóżkowych” polityków, ale bezpośrednią inspiracją był Spitzer, który wydał spore pieniądze na prostytutki, będąc Prokuratorem Generalnym, a potem gubernatorem. Wypadałoby wiedzieć.
(A w ogóle co to za sformułowanie – historia Billa Clintona i Moniki Lewinsky? W serialu pt. „The Good Wife”? To nie wiem, Alicia jest tutaj Billem czy Moniką?)
@leseparatist: Masz rację, serialowy skandal bardziej przypomina ten, którego bohaterem był Elliot Spitzer. Napisałem o aferze Clintona, bo w tamtym przypadku Hillary Clinton nie tylko stawała u boku męża-skandalisty (tak było też u Spitzera), ale też niedługo później zaczęła się jej wielka polityczna kariera. Jakoś zawsze kojarzy mi się to z historią Alicii. Bardziej niż historia Sildy Wall Spitzer. Choć oczywiście mój „skrót myślowy” nie jest zbyt szczęśliwy.