„Manhattan”, czyli po ludzku o bombie atomowej
Serial stacji WGN America nie jest wiernym odtworzeniem tego, co działo się za kolczastymi drutami Los Alamos. Ważniejsze było oddanie atmosfery życia w zamkniętym, nieistniejącym na mapach Ameryki mieście i emocji, jakie towarzyszyły tworzeniu bomby atomowej. Oglądając serial, przenosimy się w czasie, epoka została odtworzona w najdrobniejszych szczegółach – od scenografii, przez kostiumy i piękne makijaże kobiet, po wojenne poczucie zagrożenia i niepewność. My wiemy, że wojna potrwa jeszcze dwa lata, że zakończy ją stworzona w Los Alamos bomba atomowa. I że planeta jednak przetrwa. Fizycy i ich rodziny w 1943 r. na pustyni w Nowym Meksyku tego nie wiedzieli. I to też czyni „Manhattan” pasjonującym.
Druga po serialu „Salem” własna produkcja stacji WGN America sprawnie łączy trendy rządzące współczesną, ambitną rozrywką. Odwołuje się do faktów, a historie „non-fiction” dziś sprzedają się najlepiej. Oddaje estetykę Ameryki lat 40., a co najmniej od czasu „Mad Menów” wiemy, że tego typu retro klimaty mają wielu fanów. Dzieje się w momencie dramatycznym i przełomowym, nie tylko dla Ameryki, ale dla całego świata. No i przedstawia historię moralnie niejednoznaczną. Budowa bomby jądrowej do dziś ma tylu zwolenników, co przeciwników.
Serialowe Los Alamos zachwyca i przeraża jednocześnie. Sześć-siedem tysięcy ludzi żyło i pracowało w środku pustyni, za kolczastym drutem, pod ochroną armii, i tylko nieliczni z nich wiedzieli, czemu to wszystko służy. „Witamy w nigdzie” słyszy jeden z głównych bohaterów serii, Charlie Isaacs, wschodząca gwiazda fizyki, kiedy śladem kolegów po fachu wjeżdża wraz z rodziną do miasta.
„Mamy łącznie najwyższy współczynnik IQ ze wszystkich miast USA i więcej Żydów niż Babilon” – informuje go przełożony. – „Będziesz pojony i karmiony przez USA Army, póki Hitler i Japońce nie padną na kolana przed Wujkiem Samem”. Los Alamos nie widnieje na mapie Ameryki, nie podlega prawu amerykańskiemu, ulice nie mają nazw, a mieszkańcy – praw obywatelskich. Miasto, w którym tworzy się narzędzie do oswobodzenia świata, samo przypomina więzienie. Wszystko i wszyscy znajdują się pod kontrolą wojska, korespondencja jest cenzurowana, panuje atmosfera permanentnej inwigilacji i polowania na szpiegów. Fizycy i ich rodziny mieszkają w barakach o papierowych ścianach – wszyscy nawzajem się podsłuchują i podglądają. Do tego warunki są spartańskie, gnany wiatrem pustynny piasek wdziera się do domów, niszczy misternie układane fryzury kobiet, do tego brakuje wody, a prymitywne piecyki grożą pożarem.
Ale najgorsza jest tajemnica. Fizycy nie mogą podzielić się wiedzą, nad czym w rzeczywistości pracują, nawet z najbliższymi. Jedni, jak Frank Winter (postać luźno wzorowana na osobie Setha Neddermeyera), szef jednej z dwóch rywalizujących grup fizyków wymyślających bombę, nie mówią swoim żonom nic.
Inni – okłamują je co do charakteru swojej pracy. Sekrety powodują erozję rodzinnych więzi. Powoli rozpada się małżeństwo Franka. Jego żona Liza, doktor botaniki, która rzuciła pracę, by towarzyszyć mężowi, czuje się odrzucona i coraz bardziej samotna. „Wszystko jest tajemnicą! To Kafkowskie!” – krzyczy nastoletnia córka Winterów.
Pracujący nad bombą atomową fizycy skazani są na samotne zmagania z dylematami moralnymi i stresem. Liczy się czas, dlatego, żeby zmotywować naukowców, szef Projektu Manhattan i jedyna „rzeczywista” postać w serialu J. Robert Oppenheimer tworzy dwie konkurujące ze sobą grupy. Część ich członków przywiodła do Los Alamos nadzieja na Nobla w przyszłości, część – miłość do wiedzy („Fizyka to religia, jej bogiem jest Albert Einstein” – zauważa żona Charliego Abby).
Ale ważne są też patriotyzm i chęć przyczynienia się do szybkiego zakończenia wojny. Charlie jest Żydem, jego rodzina pozostała w Polsce i ginie w niemieckich obozach. Bomba atomowa kojarzy mu się z legendą o Golemie. Żydzi z Pragi zbudowali Golema, by wybawił ich od wrogów. Zrobił to, a następnie zwrócił się przeciw swoim kreatorom. „Byłeś ostatnio w Pradze? Nie ma tam już żadnych Żydów” – odpowiada mu Frank, przypominając, co jest rzeczywistym zagrożeniem.
„Manhattan” to historia tworzenia najniebezpieczniejszej broni, jaką do dziś zbudował człowiek, z dostępnego jedynie naukowcom języka fizyki przetłumaczona na ludzkie relacje, dylematy, strach i samotność. Wyszło naprawdę nieźle.
Komentarze
No, ale wyszło im to czy nie? Bo z tekstu nie wynika?
„Oddaje estetykę Ameryki lat 40., a co najmniej od czasu „Mad Menów” wiemy, że tego typu retro klimaty mają wielu fanów” Taką miłość do idealnego obrazu czasów minionych świetnie ukazał Woody Allen w „O północy w Paryżu”. Serial chętnie obejrzę, tylko ciekawe kiedy będzie w polskiej tv.
Najgorsze te misternie układane fryzury kobiet niszczone pustynnym wiatrem. Reszta jest mało ważna.
A próbowała Pani przeczytać uważnie i do końca? Przymiotnik „pasjonujący” użyty jest w pierwszym akapicie nie przez przypadek, podobnie jak zdanie: „sprawie łączy trendy rządzące (…) ambitną rozrywką” oraz zdanie kończące recenzję.