Downton bez zmian – premiera 5. sezonu „Downton Abbey”
„Downton Abbey” to serial, którego popularność stanowi ciekawy fenomen. Napisany przez brytyjskiego arystokratę serial zdobył sporą popularność w Anglii i bez porównania większą w Stanach Zjednoczonych, stając się symbolem brytyjskiej telewizji za oceanem.
Jednocześnie po pierwszym sezonie – bardzo entuzjastycznie przyjętym zarówno przez widzów, jak i przez krytykę – produkcja znacznie obniżyła poziom. Teraz po premierze pierwszego odcinka piątego sezonu czas zadać sobie pytanie, dokąd zmierzają scenarzyści i czy widzowie będą chcieli za nimi podążać. (SPOILERY)
Pierwszy odcinek piątego sezonu doskonale pokazuje problemy serialu. Z jednej strony znalazły się tu wątki, które mają nam pokazać zmieniające się czasy (jest już 1924, czyli od pierwszego sezonu serialu minęło 12 lat!) – lokalny komitet organizujący obchody rocznicy I wojny światowej woli przewodnictwo zasłużonego kamerdynera niż lokalnego posiadacza ziemskiego. Podczas uroczystej kolacji obok dobrze urodzonych zasiądzie też lokalna nauczycielka, która bez skrępowania podzieli się poglądami politycznymi. Lady Mary, wybierając kandydata na męża, będzie chciała poznać go nieco lepiej, niż zakładają konwenanse.
Wszystko to ma nas przekonać, że odkąd Lord Grantham otrzymał telegraf o wypadku Titanica, świat zmienił się całkowicie i nasi bohaterowie żyją już w zupełnie nowej rzeczywistości.
Problem w tym, że sami twórcy z jednej strony chcą pokazać zmieniający się świat, z drugiej – kusi ich napisanie laurki dla dobrych dawnych czasów. I tak siedząca przy stole nauczycielka okaże się niegrzeczna, zupełnie nie szanując konwenansów (czym budzi raczej niechęć niż sympatię, mimo że jej postulaty powinny być bardzo bliskie współczesnemu widzowi), lord będzie smutny, że nie dostał miejsca w komitecie, ale oczywiście zachowa się bardzo honorowo i szlachetnie. Wspólny wypad Lady Mary i Lord Gillinghama zostanie omówiony w kontekście, jak by na tak skandaliczną propozycję zareagował ojciec Mary.
Zresztą w tle mamy całe mnóstwo scen i pomysłów rodem z melodramatu. Znajdzie się miejsce na oddane do adopcji dzieci, służących uwodzonych przez rozrywkowe i starsze panie z towarzystwa czy tradycyjny pożar, który pozwoli wykazać się męstwem tym, którzy wcześniej zdążyli nam podpaść. Przy czym wciąż będzie to historia, w której arystokraci są dumni, ale dają się reformować, a służba co prawda knująca między sobą, ale w sumie lojalna i wierna. Warto zresztą zauważyć, że od co najmniej dwóch sezonów dostajemy zdecydowanie więcej scen ze świata arystokracji niż ze świata służby.
Wydaje się też, że twórcy serialu tak naprawdę nie chcą nic zmieniać. Mimo licznych perturbacji Downton pozostaje właściwie takie same. Służba zmienia się powoli, Państwo cieszą się dobrym zdrowiem, nawet pies trzyma się doskonale od pierwszego sezonu. Oczywiście wszyscy chcemy poznać nową dowcipną uwagę Lady Violet (która rzeczywiście dostaje tu niesłychanie zabawny wątek, kiedy próbuje pokierować życiem uczuciowym Isobel) czy dowiedzieć się, co też paskudnego planuje Thomas, ale powolna narracja serialu powoli zaczyna nużyć.
Zwłaszcza że, niestety, Fellowes zbyt często sięga po wątki, które kojarzą się bardziej z operą mydlaną niż obyczajowym serialem historycznym. Trochę na serialu mści się fakt, że bohaterowie zamknięci są w posiadłości na uboczu, z dala od gwałtownie zmieniającego się świata – zmianę czasów najłatwiej dostrzec w zmieniających się sukienkach. A to przecież połowa lat dwudziestych – ileż się ciekawego dzieje w kulturze, obyczajowości i życiu codziennym. Ale w Downton nie podaje się nawet koktajli przed kolacją. Bo tu wszystko zmienia się zdecydowanie wolnej.
Czego możemy się spodziewać po piątym sezonie? Cóż, na pewno dowiemy się, kogo ostatecznie wybrała Lady Mary (ten wątek powinien się już skończyć, bo coraz trudniej zapamiętać, któremu przystojnemu brunetowi powinno się kibicować) i jakie będą konsekwencje pojawienia się dziecka Edith (miejmy nadzieję, że sytuacja nie rozwinie się za bardzo dramatycznie), ciekawie zapowiada się też wątek życia uczuciowego Isobel i jej możliwego awansu społecznego.
Widać też, że postanowiono sezon 5. uczynić sezonem ciekawych występów gościnnych. W pierwszym odcinku mieliśmy doskonale obsadzoną Annę Chancellor, w drugim jako historyk sztuki ma się pojawić Richard E Grant. Choć polskiemu widzowi te nazwiska niekoniecznie mogą coś mówić, to każdy wielbiciel brytyjskiej telewizji z radością przywita tych znanych brytyjskich aktorów w gościnnych występach. A już mówi się, że w okolicach świąt do Downton zawita George Clooney, choć zapewne nie w odcinku, tylko w osobnym występie specjalnym (wszystko dla celów charytatywnych).
Po jednym odcinku trudno wnioskować o całym sezonie. Na pewno 5. odsłona „Dowton Abbey” zaczęła się ciekawiej niż poprzedni sezon. Ale wciąż to daleki cień pierwszych odcinków. Być może największym problemem serialu zbudowanego na sentymencie za starymi dobrymi czasami jest to, że jego widzowie rzeczywiście tęsknią za starymi dobrymi czasami, kiedy serial dopiero się zaczynał.