Netflix w Warszawie

Nie zamierzają otwierać u nas biura, dziennikarzy przyjęli w apartamencie na 22. piętrze hotelu obok Warsaw Spire. Polski rynek obserwują z Amsterdamu, swojej europejskiej bazy, uważnie analizują zostawione przez użytkowników dane i stopniowo dostosowują do wyników ofertę.

Za rok polski katalog filmów, seriali i programów Netflixa ma się podwoić, z każdym dniem przybywa też produkcji z polskimi napisami. – Tak naprawdę jeszcze nie do końca jesteśmy na nowych rynkach – mówi Laura Dyer odpowiedzialna za promocję Netflixa w Europie. – Powoli dopasowujemy ofertę, tworzymy napisy w lokalnych językach, dążymy do tego, żeby widz miał do wyboru wersję oryginalną, z napisami, i z dubbingiem. Skupujemy prawa do kolejnych produkcji, zbieramy dane, uczymy się gustów i potrzeb widzów w każdym z krajów, także w Polsce. Mamy przy tym świadomość, że na zwykłych, bardziej masowych użytkowników musimy dopiero zapracować, przez pierwsze miesiące dołączyli do nas głównie tzw. early adopters, trendsetterzy.

Danych o oglądalności nie podają, podobnie jak liczby polskich użytkowników, wolą się pochwalić globalną liczbą korzystających z serwisu (75 mln). Przyznają tylko, że zaskoczyła ich duża popularność w Polsce serialu „Narcos” – fabularyzowanej historii narkotykowego bossa z Kolumbii Pablo Escobara.

Mieli poczucie, także z lektury polskiego internetu i mediów, że prawdziwym testem, na ile poważnie traktują polski rynek, była premiera czwartego sezonu „House of Cards” w tym samym czasie co w Stanach Zjednoczonych i w wielu innych krajach. Prawa do emisji poprzednich sezonów swojej sztandarowej produkcji Netflix sprzedał platformie nc+, zachodziła więc obawa, że i następny pojawi się najpierw tam. Udało się, w dniu światowej premiery wszystkie cztery sezony pojawiły się w polskiej wersji Netflixa. Jednak jeszcze bez polskich napisów.

W ofercie Netflixa najprawdopodobniej nie zobaczymy zbyt wielu polskich produkcji, szczególnie telewizyjnych. Stacje ostro konkurują z platformą i strzegą najcenniejszego, co mają – swoich treści. – Chcemy, by nasza oferta była komplementarna do ich – stwierdza Laura Dyer i dodaje: – Co do lokalnych treści, zawsze szukamy świeżych pomysłów, przyglądamy się twórcom na lokalnych rynkach. Ale produkt, którego oczekujemy, musi mieć potencjał globalny, historia musi zaciekawić widza Netflixa w każdym zakątku świata.

We Francji platforma wyprodukowała serial polityczny „Marseille”, w Niemczech pracuje nad serialem „Dark”. Czy kiedyś dołączy do nich jakaś polska produkcja? HBO wyprodukowało nad Wisłą oryginalnie polską „Watahę” i rodzime wersje obcych serii: izraelsko-amerykańskiej „Terapii” i norweskiej „Mamony” („Pakt”), będzie miał drugi sezon. Canal+ kończy zdjęcia do „Belfra” według polskiego pomysłu. Netflix może być następny.

https://www.youtube.com/watch?v=zejyzr5vW3A

Póki co najsilniej promowanymi produkcjami platformy w tym roku jest nakręcona w Wielkiej Brytanii superprodukcja o rodzinie królewskiej „The Crown”, ze scenariuszem Petera Morgana i Stephena Daldry’ego (pierwszy jest scenarzystą filmu „Królowa” i autorem sztuki „The Audience”). Oraz muzyczny serial w reż. Baza Luhrmanna „The Get Down”, rozgrywający się w nowojorskim Bronxie w latach 70. i opowiadający o narodzinach hip-hopu, dynamiczna odpowiedź na „Vinyl” HBO.