Serial „Hunters”: Obcy jako terroryści
Serialowa adaptacja bestsellerowej powieści „Alien Hunter”, wyprodukowana przez stację SyFy, nie została ciepło przyjęta. Co nie dziwi – pilot zwiastuje schematyczny, średnio zagrany i źle wyreżyserowany serial.
SyFy kontynuuje ofensywę serialową, w myśl ambitnych planów nawiązania do dziedzictwa „Battlestar Galactica”. Z efektami bywa różnie, bo choć „The Expanse” wypadło wyjątkowo dobrze, a „Childhood’s End” niewiele gorzej, „Dark Matter” stanowiło już powielenie najgorszych wzorców kiczowatych space oper, również „Killjoys” nie okazało się hitem.
I niestety, wyemitowany już pilot serialu „Hunters”, będącego ekranizacją powieści Whitleya Striebera, nie ma w sobie nic, co mogłoby przyciągać co tydzień przed telewizor.
Wprawdzie nie jest tak źle, jak sugerują agregatory recenzji (na Rotten Tomatoes serial ma wynik 0 proc.), nie da się jednak nie zauważyć przede wszystkim fatalnej reżyserii. Bo historia mogłaby być ciekawa: oto tak jakby inwazja Obcych, o których nie wiemy wiele, w sumie nie wiemy nawet, czy przybyli z kosmosu, którzy jednak co najmniej od 2009 r. działają na Ziemi i organizują porwania, mieszają się w handel narkotykami, a także akty terroryzmu.
To ciekawe podejście, zwłaszcza powiązanie z terrorystami nie jest czymś w opowieściach o Obcych popularne, zamiast jednak iść w tę stronę otrzymujemy klasyczną historię agenta FBI, weterana wojennego, który zostaje przeniesiony do specjalnej jednostki polującej na tytułowych Łowców, wyposażonej w broń opartą na obcej technologii.
To jednak nie jest najgorsze. Najgorsza nie jest też obsada, składająca się w najlepszym wypadku z aktorów i aktorek kojarzonych z trzecioplanowych ról w większych produkcjach, grająca momentami w sposób zbyt przerysowany, lubiąca uciekać się do długich intensywnych spojrzeń jako najlepszego środka wyrazu.
Nie, serial „Hunters” na dno ciągnie porażająco nieumiejętne prowadzenie historii, gdzie sceny pościgów za obcymi i rozrywania gardeł w chaotyczny sposób mieszają się z sielankowymi przebitkami z życia wspomnianego agenta, w których reżyser i operator udają, że kręcą melancholijne kino festiwalowe, przy czym potrafią tylko dać ckliwy podkład muzyczny, ustawić zwolnione tempo i pracować kamerą tak, by widz walczył ze zrozumieniem, co właściwie widzi.
Do tego dochodzą kuriozalne, niezrozumiałe i niepotrzebne sekwencje snów/omamów, w których przoduje nasz agent, dręczony wspomnieniami z wojny w Afganistanie.Może i „Hunters” nie jest tak źle zagrane i naiwne jak „Dark Matter”, dawno jednak nie widziałem równie źle prowadzonej historii. A szkoda, bo i temat ciekawy, i braków budżetowych nie widać, więc gdyby do tej opowieści usiadł ktoś zdolny, moglibyśmy otrzymać nową jakość. Tymczasem dostaliśmy skaczących po drzewach Obcych.
Po raz kolejny więc SyFy zostawia nas z mieszanymi uczuciami. Może ich taktyką jest odpalenie jak największej liczby projektów i sprawdzenie, co zadziała? Może są na swój sposób odważni? To bym zrozumiał. Ale zamówienia od razu aż trzynastu odcinków „Hunters” nie potrafię wytłumaczyć – ten serial powinien skończyć się na pilocie.