Nie zahipnotyzował – o „Freudzie”, pierwszym austriackim serialu Netflixa

Nooo, fantazji twórcom „Freuda” odmówić nie sposób. Ośmioodcinkowy serial wrzuca ojca psychoanalizy w miks kryminału retro i horroru gore. Zabrakło tylko lekkości i dystansu.

Akcja dzieje się w Wiedniu w 1886 r. W tym roku rzeczywisty Sigmund Freud ożeni się z Marthą i zacznie pracować na pozycję ojca psychoanalizy. Twórcy pokazują go tuż przed tym momentem. Jako 30-letniego outsidera skłóconego z lokalnym środowiskiem naukowym i lekarskim, kokainistę zalegającego z czynszem za kilka miesięcy. I desperata, bardziej wierzącego w hipnozę jako metodę docierania do wypartych traum niż potrafiącego jej używać czy dowieść działania.

I wtedy właśnie do jego drzwi puka zbrodnia. A konkretnie weteran wojenny, obecnie inspektor policji Alfred Kiss (Georg Friedrich) – jak wszystko i wszyscy w tym serialu śmiertelnie poważny. Trop prowadzi do arystokratów-okultystów, używających hipnozy jako narzędzia zemsty… W czym kluczowa rola przypada pięknemu medium: Fleur Salome (Ella Rumpf).

Tu powinny wkroczyć skojarzenia z psychologicznymi horrorami, jak „Penny Dreadful” („Dom grozy”), ale „Freudowi” bliżej jednak do „Hiszpanki” Łukasza Barczyka. Tyle że z litrami krwi i gołymi, zahipnotyzowanymi mężczyznami, którym pozwolono spuścić ze smyczy zwierzęcą część swojej natury…

Rytuały okultystyczne przypominają te ze świetnego „Babilon Berlin”, ale pobrzmiewają tu też performanse akcjonistów wiedeńskich, odbija się – jak w krzywym zwierciadle – bezkompromisowość w badaniu austriackiej duszy twórców: Elfriede Jelinek („Pianistka”) czy Ulricha Seidla.

Wszystko to byłoby do przyjęcia – o wielkich tego świata opowiadano już przecież przy użyciu rozmaitych konwencji, Abraham Lincoln np. walczył z wampirami. Sama psychoanaliza i generalnie zagłębianie się w ludzką psychikę to świetny materiał i na kryminał, i na horror, i na komedię, także w modnych klimatach retro.

„Freud” jednak, jeśli wciąga, to raczej jako mimowolny pastisz. Akcja jest absurdalna, bohaterowie są chodzącymi marionetkami, tytułowego, doświadczającego psychoanalitycznych odkryć na samym sobie nie wyłączając (mimo starań grającego go z poświęceniem Roberta Finstera). No i najważniejsze: nie ufajcie węgierskim arystokratom nadużywającym eyelinera.

Freud, Netflix, 8 odc.