„Mrs. America” – lata 70. XX w. i dlaczego ciągle musimy walczyć o to samo

Współtwórczyni kultowych „Mad Menów” Davhi Waller stoi za sterami kolejnego zrobionego z rozmachem serialu, który w atrakcyjny sposób łączy historię i współczesność, pokazując początki procesów kształtujących naszą codzienność.

Lata 70. XX w. doczekały się przynajmniej kilku serialowych fresków – „Vinyl” i „The Get Down” chciały uchwycić moment tworzenia się nowych gatunków muzycznych i gałęzi popkultury, „Kroniki Times Square” pokazywały początki branży pornograficznej. Ich bohaterami były środowiska progresywne, rewolucjoniści, anarchiści, wyrzutki – typ postaci tradycyjnie najbardziej atrakcyjny dla sztuki. „Mrs. America” zmienia optykę

Tak jak niedawny „Na cały głos”, serialowy portret założyciela Fox News Rogera Ailesa, „Mrs. America” skupia się na „tej drugiej stronie”. Tyle że portretowanej z większym wyczuciem i miejscem na niuanse. Swoją główną bohaterkę, Phyllis Schlafly, która zresztą stosowała metody propagandowe Foxa dekady przed powstaniem stacji, traktuje poważnie i z szacunkiem. I ze strachem.

Akcja dziewięcioodcinkowej serii toczy się wokół walki o ratyfikację przez kolejne stany poprawki do konstytucji dającej równe prawa wszystkim obywatelom USA bez względu na płeć (Equal Rights Amendment). Z początku napędzana przez rewolucyjną atmosferę z końcówki lat 60. machina działa sprawnie, poprawka przechodzi w kolejnych stanach. Aż do akcji wkracza Schlafly, uruchamia środowisko gospodyń domowych z klasy średniej i ich lęk przed zmianami – i zaczyna się fala zwrotna.

Wiele przedstawicielek tzw. trzeciej fali feminizmu zadaje sobie, a coraz częściej także twórczyniom drugiej fali, tej z lat 70., pytanie: dlaczego wciąż musimy walczyć o to samo? Serial jest niejako odpowiedzią.

Zmarła cztery lata temu Phyllis Schlafly jest u nas raczej słabo znana, inaczej niż w Stanach. Konserwatystka z krwi i kości, inteligentna, wykształcona i elokwentna, żona prawnika i matka sześciorga dzieci, która swoją działalność społeczną i polityczną, w tym sprzedawane w milionach egzemplarzy książki i kilka nieudanych startów w wyborach do Kongresu, określała jako „hobby” gospodyni domowej. Mimo choroby i 92 lat nie wahała się wesprzeć w kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa.

Cate Blanchett gra ją z rozmachem, ale bez szarży, stopniowo odsłaniając, co kryje się za sztucznym uśmiechem „żony ze Stepford”. Pokazuje jej ambicje polityczne, dla których ujściem okazała się walka z ERA. I bezwzględność w dążeniu do celu. Wystąpienia medialne Schlafly to współcześnie brzmiące mieszanki propagandy, teorii spiskowych i absurdalnych wniosków, podawane przez osobę o nienagannej fryzurze, łagodnym uśmiechu i ciepłym timbrze głosu.

Równouprawnienie to według niej przymusowy pobór kobiet do wojska, koniec z alimentami oraz to, czym ultrakonserwatyści różnych maści straszą dziś: koedukacyjne toalety, zatarcie różnic między płciami i „feministyczny totalitaryzm”. W jednym zaś się nie pomyliła – tak jak wieszczyła, dla wielu kobiet równouprawnienie nie oznacza np. równej płacy, tylko harówkę na dwóch etatach, w domu i w pracy.

Środowisko feministyczne, strona walcząca o ratyfikację poprawki, jest pokazane jako przeciwieństwo zdyscyplinowanej grupy dowodzonej przez Schlafly. Rozdyskutowany, wielogłosowy, pulsujący od emocji, ambicji liderek, idei, interesów światek, raz po raz zderzający się z twardą polityką. Gdzie jest granica kompromisu? Kiedy przyjdzie „właściwy czas”, kiedy społeczeństwo dojrzeje na tyle, żeby przedstawiciele partii demokratycznej walczący bez przerwy o głosy w takich czy innych wyborach mogli bezpiecznie wystąpić z tematem aborcji, praw reprodukcyjnych, praw dla mniejszości? I jak „kobiece” sprzedać jako ludzkie, tak żeby mężczyźni wyborcy nie poczuli się zagrożeni… Brzmi znajomo?

A jest jeszcze czarnoskóra pretendentka do Białego Domu!

„Mrs. America” to też serial o amerykańskiej demokracji i polityce w działaniu, widzianych z kobiecej perspektywy uczestniczącej. W dodatku w każdym odcinku innej – w pierwszym poznajemy bliżej Phyllis, w drugim główną bohaterką jest Gloria Steinem (Rose Byrne), w trzecim – Shirley Chisholm (Uzo Aduba). A w kolejce czekają kolejne fascynujące postacie znane z książek, m.in. Betty Friedan (Tracey Ullman).

Im dłużej ogląda się „Mrs. America”, tym silniejsze poczucie, że jednym z głównych tematów serii jest porażka, rozczarowanie i poczucie zawodu. Oraz to, jak się nie poddawać, działać pomimo. To ważne – wtedy, zawsze i dziś.

„Mrs. America” jest produkcją FX on Hulu, w Polsce pokazuje ją HBO. Od 18 kwietnia w HBO GO można oglądać trzy pierwsze odcinki, kolejne będą pokazywane w tygodniowych odstępach, w HBO serial wystartuje 1 maja. 9 odcinków.